Zobacz wideo: Polacy podzieleni ws. szczepień nastolatków.
Lockdown wywarł ogromne piętno na wielu sektorach gospodarki. Niejedno przedsiębiorstwo nie przetrwało zamknięcia. Rząd, chcąc chronić Polaków przed koronawirusem, ograniczał mobilność społeczną i zamykał na długi czas wybrane branże. Miało to zapobiegać wychodzeniu z domu, spotykaniu się z innymi i ograniczyć ryzyko transmisji patogenu.
Ratunkiem przed koronawirusem są szczepienia. W kraju rozpoczęły się one pod koniec grudnia i w następnych miesiącach obejmowały kolejne grupy społeczne. Narodowy Program Szczepień miał nam dać odporność zbiorową. I jak na początku problemem był dostęp do preparatów chroniących przed Covid-19, tak teraz problem stanowi zbyt mała liczba chętnych na szczepienia. Innymi słowy - zabiegowi poddała się zbyt mała część populacji, by przedsiębiorcy mogli być spokojni o funkcjonowanie swoich biznesów na jesieni. Zaczynają więc podsuwać rządowi bardzo zdecydowane rozwiązania wycelowane w osoby niezaszczepione.
Strach przed lockdownem
- Problemem nie jest już dostępność szczepionek, lecz liczba chętnych do poddania się szczepieniu – przyznał odpowiadający za Narodowy Program Szczepień Michał Dworczyk.
Coraz częściej pojawiają się głosy, że czeka nas kolejna fala pandemii, a wraz z nią zabójczy dla gospodarki lockdown.
Jak podał serwis money.pl, Konfederacja „Lewiatan” zaproponowała rządowi wprowadzenie rozwiązań prawnych, które dawałyby pracodawcom możliwość „niewpuszczania do zakładów pracy niezaszczepionych pracowników oraz nieprzyjmowania takich osób w sklepach”.
Pierwszy pomysł ma uzasadnienie w chęci chronienia pracowników przed narażeniem na zarażenie koronawirusem. W przypadku pojawienia się ogniska zachorowań pojawiałoby się ryzyko stracenia ciągłości działania biznesu wskutek absencji chorych pracowników.
Zakaz wchodzenia niezaszczepionych do sklepów chroniłby z kolei całość społeczeństwa. O ile bez wizyty w restauracji, kinie czy siłowni można funkcjonować, o tyle wszyscy muszą robić zakupy. Zakaz wstępu dla niezaszczepionych miałby zapobiegać rozsiewaniu koronawirusa w placówkach handlowych i roznoszenia go między innymi narażonymi na zachorowanie klientami.
Jak radzą sobie w Toruniu?
Firma Cereal Partners Poland Toruń-Pacific (CPP) przez ostatnie pandemiczne miesiące stosowała zdalny-hybrydowy tryb pracy. Tym systemem objęci zostali ci, którym charakter pracy na to pozwalał. Zespół administracyjny podzielono na dwie grupy. Każda z nich pracowała przez tydzień w trybie online i tydzień w biurze. Naprzemiennie, tak by grupy nie spotykały się w pracy. Ryzyko zakażeń zmniejszyło się tym sposobem o połowę. W czasie największego nasilenia epidemii starano się, by w każdym pomieszczeniu biurowym pracowała jedna osoba. Teraz obostrzenia zluzowano.
- CPP nie wymaga przedstawienia zaświadczenia o szczepieniu, bo nie pozwalają na to obecne przepisy. Nie możemy gromadzić i przetwarzać danych dotyczących szczepień zatrudnionych u nas osób. Pracownik może natomiast dobrowolnie poinformować, np. swojego przełożonego i kolegów z pracy, że jest zaszczepiony. Wszyscy wówczas będą czuć się bezpieczniej w jego towarzystwie - informował niedawno rzecznik prasowy CPP Jarosław Szczepanowski.
Już 1 czerwca do biur wrócili pracownicy Apatora, którzy wcześniej pracowali w formule home office. Firma nie wymagała od nich żadnych zaświadczeń ani wyniku testu.
- Nadal jednak obowiązuje procedura wewnętrzna dotycząca postępowania prewencyjnego w celu minimalizacji ryzyka zakażenia koronawirusem SARS-COV-2. Procedura zawiera zalecenia i wskazówki dla pracowników, jak chronić swoje zdrowie i przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się wirusa w miejscu pracy - informuje rzeczniczka prasowa Grupy Apator Monika Pietkiewicz.
