Ordynacja, która dzisiaj funkcjonuje, jest ordynacją złą. Trzeba to powiedzieć wprost - ocenia przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, poseł Prawa i Sprawiedliwości, Jacek Sasin. Według niego wybory do Parlamentu Europejskiego są nieproporcjonalne. - Zdarza się, że są takie okręgi, które pożerają te mandaty z innych okręgów wyborczych. Siła każdego głosującego jest różna, zależna od tego, w którym okręgu głosuje. Do końca nie wiadomo, ile w danym okręgu jest mandatów rzeczywiście do obsadzenia. To bardzo niejasna ordynacja, pozostawiająca wrażenie, że niektóre regiony są bardzo mocno niereprezentowane w Parlamencie Europejskim - wyjaśniał w Trójce.
Jego pogląd nie jest odosobniony w Prawie i Sprawiedliwości, dlatego partia przygotowała nowelizację kodeksu wyborczego w zakresie wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Głównym założeniem projektu ustawy jest wprowadzenie zasady, że do każdego z 13 okręgów wyborczych zostaną przypisane przynajmniej trzy mandaty. Obecnie liczba mandatów nie jest przypisana do okręgu. Głosy oddane na poszczególne listy przeliczane są na mandaty metodą d’Hondta w skali całego kraju.
Zmiany w ordynacji do europarlamentu. Komentarze polityków
Źródło:
TVN 24
Jak czytamy w uzasadnieniu nowelizacji, „dotychczasowy stan prawny w zakresie zasad ustalania liczby posłów do Parlamentu Europejskiego reprezentujących dany okręg wyborczy powodował znaczące różnice w potencjale głosu w poszczególnych okręgach wyborczych, co mogło negatywnie przekładać się na wyborczą frekwencję”. Autorzy propozycji zwracają uwagę, że „obowiązujący dotychczas system przeliczania uprzywilejowywał okręgi wyborcze o dużej liczbie uprawnionych do głosowania, a zastosowany mechanizm charakteryzował efekt tzw. głosu wędrującego, gdzie siła głosów wyborców w danym okręgu nie musiała przekładać się na mandat poselski w tymże okręgu”. „(...) Do niektórych okręgów trafiały ostatecznie jedynie dwa, a w skrajnych sytuacjach zaledwie jeden mandat posła do Parlamentu Europejskiego, powodując w konsekwencji wyraźnie niedoreprezentowanie konkretnego regionu w PE” - napisano.
Politycy obozu rządzącego nie mają wątpliwości, że zaproponowane zmiany pozytywnie wpłyną na proces wyborczy. - Dzięki naszym zmianom wyborca, idąc do wyborów, będzie wiedział, ilu posłów w jego okręgu wyborczym będzie wybieranych. Dzisiaj tego nie wie, dzisiaj ta liczba nie jest z góry ustalona. Zależy od rozkładu głosów - argumentował w ubiegłym tygodniu poseł Artur Zasada, cytowany przez tvn24.pl.
- Ordynacja do Parlamentu Europejskiego jest naprawdę bardzo skomplikowana, na tyle skomplikowana, że znam niewielu polityków, którzy potrafią swobodnie wytłumaczyć, o co tam chodzi - podsumował ostatnio w programie „Kawa na ławę” wiceminister Patryk Jaki.
Opozycja zwraca uwagę, że do wyborów do PE został już tylko rok, i przekonuje, że PiS chce wprowadzić zmiany, dzięki którym uzyska lepszy wynik w wyborach. - Ordynacja nie jest skomplikowana. Wyborca otrzymuje listę tak jak w każdych innych wyborach - przekonuje w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press poseł PO Tomasz Siemoniak. Według niego PiS obawia się politycznej konkurencji ze strony środowisk narodowych czy prawicowych i np. listy, którą mógłby utworzyć były minister Antoni Macierewicz.
Siemoniak zwraca uwagę, że w przypadku wyborów do PE powinno odejść się od regionalizacji kandydatów, a w zamian powinna powstać lista krajowa.
Eksperci nie mają złudzeń, że zmiany pomogą dużym partiom. - Ordynacja będzie preferowała duże siły polityczne - ocenia w rozmowie z AIP prof. Kazimierz Kik.
Według wyliczeń dr. Jarosława Flisa, biorąc pod uwagę wyniki ostatnich wyborów, PiS i PO zyskują po pięć mandatów, a np. politycy Korwina w ogóle nie dostają się do europarlamentu.
POLECAMY: