Olga Bołądź: Trzeba mieć wrażliwość księżniczki i charakter ku**y, żeby utrzymać się w tym świecie

Anita Czupryn
Olga Bołądź: Bohaterka, którą gram w "Służbach specjalnych, wegetuje. Z pozoru wydaje się wyciszona, ale w rzeczywistości cały czas jest na wkurwie, nieustannym podenerwowaniu
Olga Bołądź: Bohaterka, którą gram w "Służbach specjalnych, wegetuje. Z pozoru wydaje się wyciszona, ale w rzeczywistości cały czas jest na wkurwie, nieustannym podenerwowaniu Bartłomiej Ryży/Polskapresse
O najnowszym filmie "Służby specjalne", aktorstwie oraz tajemnicach życia prywatnego mówi Olga Bołądź w rozmowie z Anitą Czupryn.

W najnowszym filmie Patryka Vegi "Służby specjalne" gra Pani agentkę Aleksandrę Lach, pseudonim: Białko. Dlaczego "Białko"?
Pyta mnie pani o genezę postaci, którą wymyślił wcześniej reżyser. Możemy spekulować, że jej pseudonim wziął się stąd, że jej głównym pożywieniem jest białko. Z uwagi na dietę, na której jest, często żywi się kurczakiem z ryżem.

"Służby specjalne" - zwiastun. Rozmowa z Olgą Bołądź

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Ma więc Pani z tą filmową postacią więcej wspólnego, bo żeby przygotować się do roli, Pani również przeszła na dietę. Interesująca tutaj jest dla mnie relacja reżyser - aktorka. Wiem, że Patryk Vega dzwonił do Pani, wspierał w diecie. To chyba nieczęste zachowania?
Wydaje mi się, że rzadko kiedy tak dużo zależy od fizycznego przygotowania do roli, aby ona była wiarygodna. "Białko" w filmie nie mówi zbyt wiele, z nią nie kojarzą się jakieś błyskotliwe puenty ani zabawne dialogi. Żeby ta postać była wiarygodna, trzeba było zbudować jej wygląd. Stąd też Patryk tak bardzo na mnie polegał, ufając, że ja tę postać zbuduję. Jeśli zgoliłam włosy, no to szkoda by było, gdyby moja bohaterka nie miała też odpowiedniego ciała.

Dlatego, przygotowując się do roli, zaczęła Pani ćwiczyć na siłowni.
Kiedy spotkałam się z reżyserem na castingu, usłyszałam, że najważniejsza jest kompletna zmiana mojego wyglądu. A tego można dokonać za pomocą ścięcia włosów, diety i siłowni. I tu padło pytanie, czy ja się na to zgadzam? Patryk zobaczył, że mam potencjał do zagrania tej postaci, ale uważał, że będzie ona prawdziwa nie wtedy, kiedy ją zagram, ale kiedy nią będę.

Przygotowania dotyczyły tylko Pani fizyczności czy musiała się Pani przemienić wewnętrznie?
Mieliśmy bardzo dużo prób, z tekstem, z każdym z aktorów, z Wojciechem Machnickim, który gra generała Romualda Światło. Miałam też bardzo dużo prób z aktorem Erykiem Lubosem, aby nasza relacja była możliwie najprawdziwsza. Stąd też ma się wrażenie, że ta wymyślona postać kobiety, która w ogóle nie jest kobieca, na ekranie jest bardzo wiarygodna.

Aleksandra Lach jest twarda, ostra, męska, niedostępna. Czego jej brakuje?
Z psychologicznego punktu widzenia nastąpiło w niej wyparcie jej samej. Jej nie ma. Musiała sobie zaprzeczyć, są w niej tylko takie emocje jak wściekłość, gniew, żal do tego, co się kiedyś w jej życiu wydarzyło, i to wszystko buduje na wymyślonym przez siebie wizerunku - męskiej dziewczyny, która musi się odnaleźć w bardzo brutalnym, męskim środowisku.

Czego dzięki tej roli dowiedziała się Pani o mężczyznach?
Tego, że ich świat nie jest światem dla kobiety. Rozmawialiśmy o tym z Patrykiem Vegą, który przygotowując się do filmu od strony dokumentalnej, słyszał, że w oddziałach antyterrorystycznych, jednostkach specjalnych kobiet nie może być, bo kobieta rozwala zespół. Jest to związane z relacjami męsko-damskimi, zawsze jest podtekst seksualny. Nawet jeśli kobieta nie chce być traktowana inaczej niż inni członkowie zespołu - mężczyźni - zawsze jednak jest traktowana inaczej. Praktycznie więc nie ma w takich zespołach miejsca dla kobiet, mężczyźni bardzo się przed tym bronią. W filmie też to widać - "Białko" jest negowana nawet przez swoją szefową.

Dzięki graniu tej postaci mogła też Pani dowiedzieć się czegoś nowego o sobie?
Najtrudniejsze dla mnie było wejście w mroczne rejony wnętrza mojej bohaterki. "Białko" tak naprawdę nie żyje, ona wegetuje. Z pozoru wydaje się wyciszona, ale w rzeczywistości cały czas jest na wkurwie, nieustannym podenerwowaniu. Musiałam szukać w sobie takiego stanu bycia cały czas w gniewie, złości, kiedy wystarczy malutka iskra, żeby wybuchnąć. Tylko taki efekt mógł uratować tę postać, aby ona nie była śmieszna.
I teraz potrafi Pani znaleźć w sobie stan bycia w ciągłym wrzeniu?
Już nie muszę, zdjęcia do filmu zakończyliśmy w lutym.

Czy aktor dla roli zrobi wszystko? Jak wiele Pani mogłaby zrobić?
Każdy dobry scenariusz może dać aktorowi szansę na pokazanie, ile jest w stanie zrobić dla roli. Jeśli się ma dobry tekst i reżysera, który chce od aktora jak najwięcej, to aktor jest w stanie oddać się w stu procentach roli. Wydaje mi się, że każdy aktor, a mamy dobrych aktorów w tym kraju, zrobiłby dużo dla roli. Do tego jesteśmy stworzeni, to nasza największa pasja, spełnianie marzeń i wyzwanie. Jestem w stanie dla roli zrobić dużo, jeśli tylko ta rola tego ode mnie chce.

"Służby specjalne" to film, który dowala wszystkim po równo - mówi reżyser. To film, w którym historia, jaka się dzieje, jest fikcyjna, ale oparta na rzeczywistym działaniu funkcjonariuszy, pokazuje prawdziwe mechanizmy tego, jak działa polityka, państwo. Widzowie będą więc szukać tych analogii w rzeczywistości.
Dla mnie liczy się to, że jest to kino gatunkowe. Dopatruję się porównań do political fiction. To film, który jest blisko naszej rzeczywistości, dlatego wzbudza zainteresowanie widza i dlatego też wzbudza tyle kontrowersji. Żyjemy w świecie informacji, przytłacza nas polityka, w życiu codziennym jest jej pełno. Film zawiera te treści, jakie znamy z wiadomości, faktów, newsów w mediach, a to budzi naszą ciekawość. I to jest najfajniejsze. Ostatnio obejrzałam świetny film "A most wanted man" ("Bardzo poszukiwany człowiek"), w którym Philip Seymur Hoffman zagrał swoją ostatnią rolę. Tam też mamy do czynienia z political fiction, ale film pokazuje przede wszystkim to, jak uwięziona jest jednostka, która wierzy w system, pracuje dla niego, a potem okazuje się, że nie ma na ten system żadnego wpływu. I cała jej ideologia, system wartości rozpadają się w drobny mak. Podobnie jest ze "Służbami specjalnymi". Mało jest takich filmów w Polsce, które by podejmowały takie tematy. Podobnie jak moja bohaterka nie chce wnikać w to, o co chodzi, jest pionkiem i tylko wypełnia rozkazy, ja również nie będę wchodzić w aspekty polityczne. A fakt, że film rodzi dyskusję, jest tylko plusem dla filmu. Cieszę się, że wraca kino sensacyjne.

Co dla Pani osobiście oznacza grać w filmie Patryka Vegi, który nie ukrywa, że w środowisku filmowców trochę cierpi na ostracyzm? Choćby dlatego, że jego filmy nie dostają dofinansowania z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Przede wszystkim zachwycił mnie scenariusz tego filmu. Bardzo spodobała mi się rola, z którą się mogłam zmierzyć. Patryka Vegi wcześniej nie znałam, nigdy z nim nie pracowałam, ale my, aktorzy, zawsze jesteśmy ciekawi nowych spotkań. Patryk ceni sobie to, że na jego temat krąży wiele skrajnych opinii, a ja, podobnie jak inni aktorzy, którzy u niego grają, byliśmy zachwyceni tym, jak był fantastycznie przygotowany i oddany temu projektowi, bardzo nas wspierał, nie odpuszczał, podkręcał nam śrubę, co zresztą bardzo fajnie widać na ekranie.

Czy można zmienić naturę człowieka i na filmie udało się to pokazać?
Film pokazuje człowieka w skrajnej sytuacji, opowiada o doskonałych mordercach, osobach, które zajmują się czasem rzeczami z pogranicza prawa, ale do końca nie można rozstrzygnąć, czy oni są dobrzy, czy źli. Wchodząc w ich skórę, przestajemy o nich myśleć jako o bestiach, ale zaczynamy patrzeć jak na marionetki, którymi ktoś steruje. Wykonują rozkazy z przekonaniem, że tak powinno być, że robią to w imię większego dobra. Ale potem widać, jak każdy z nich staje na rozdrożu i jest zmuszony wybierać. Te ich wybory życiowe są różne, film jednak pokazuje, że nikomu nie można zabierać szansy na zmianę.

O Pani mówią "perfekcjonistka". Chyba niełatwo jest żyć perfekcjonistce w świecie, który nie znosi ideałów?
Być może wynika to z tego, że lubię pracować. I lubię swój zawód. Perfekcjonizm sprowadza się więc do mojej pracy zawodowej. Lubię poświęcać się przygotowaniom, bawię się tym, co robię. To moje największe hobby i pasja. Nie do końca zgadzam się, że jest to perfekcjonizm. Jestem osobą, która pasjonuje się tym, co robi. Uwielbiam, jak mnie to pochłania, zagłębiam się w tym. Ale być perfekcjonistką na co dzień? Nie, nie.

Słyszałam, że kiedy wybiera się Pani w podróż, to w walizce zamiast modnych ciuszków pakuje Pani tomy książek. Jakie książki ostatnio Panią poruszyły?
Ubolewam, że ostatnio nie mam tak wiele czasu na czytanie książek, jak chciałabym. Ale zastanawiam się nad "Poetyką" Arystotelesa, którą studiuję. Niedawno skończyłam czytać książkę Gene Gutowskiego "Od Holocaustu do Hollywood" opowiadającą o producencie filmowym. Moje czytelnicze gusta są bardzo zróżnicowane. Uwielbiam fantastykę, kryminały, political fiction, sensację. W tej chwili na tapecie mam "Sprawę Tułajewa" Victora Serge'a, do której zaglądam, jeśli tylko mam wolną chwilę. Sięgam po bardzo różne rzeczy. Zawód artystyczny potrzebuje rozpasanej wyobraźni, a książki niezawodnie ją rozwijają.
Jak dziś Pani patrzy na role, o które się starała, a których nie dostała. Nadal jest żal?
Staram się nie żałować, bo to strata energii, choć pewnie na jakimś poziomie przeżywam porażki. Ale też staram się nie postrzegać ich jako porażek. Nie wpłynę na to, kogo wyobraża sobie reżyser do danej roli, bo to przede wszystkim od jego wyobraźni zależy. Czasem zdarza się, że myślę: "Szkoda, że tej roli nie zagrałam". Ale kiedy już widzę efekt, to przeważnie myślę, że to była dobra decyzja reżysera, że powierzył rolę komuś innemu. Mam naprawdę świetne koleżanki aktorki. W tym nie chodzi o to, która z nas jest lepsza, ale która bardziej do roli pasuje. Takie podejście do castingu i swojego miejsca w tym zawodzie ułatwia życie.

A co z rolami, które Pani odrzuciła?
Nie powiem tytułów filmów, ale zdarzyło mi się dostać do rąk scenariusze, które były bardzo słabe. Już na poziomie tekstu widać było, że tam nic nie ma dobrego. Odmówiłam więc udziału. Były to może dwie takie produkcje. Najczęściej jednak aktor jest na samym końcu wyborów. To reżyser obsady najpierw zaprasza na casting, robi pierwszą selekcję. Wszystko też zależy od tego, czy to kino reżyserskie, czy producenckie. Aktor w rzeczywistości ma mały wybór. Jeśli już propozycja do aktora przychodzi, to oczywiście wtedy on wybiera. Myślę, że mam duże szczęście do pozycji, w jakich mogłam zagrać.

Bardzo dużo Pani teraz gra. Czuje Pani, że to dobry czas? O sobie mówi Pani, że jest jak dziecko w cukierni - chciałaby wszystko.
Od czasu skończenia szkoły intensywnie pracuję, nie miałam dużej przerwy zawodowej. Teraz, ze względu na promocję filmu, tej mojej obecności w mediach jest dużo. Ale wiem, że za chwilę to się skończy i znów będę mogła spokojnie pracować. Ta obecność mnie męczy, wolę własny rytm, w którym dalej będę mogła się rozwijać.

Najbardziej poruszająca scena, w jakiej Pani zagrała do tej pory?
Niezmiennie jest to scena z filmu o Agacie Mróz. Gram tę postać i jest scena, kiedy wchodzę do izolatki i żegnam się ze swoim malutkim dzieckiem. I potem nigdy już z tej izolatki nie wychodzę. To chyba była najtrudniejsza scena emocjonalna, którą miałam do zagrania. Mocno ją przeżywałam i do tej pory jest ona we mnie żywa. Ten film bardzo dużo emocjonalnie mnie kosztował. Jest też scena z serialu "Czas honoru", kiedy moja bohaterka, którą gram, wychodzi do miasta po powstaniu warszawskim i widzi zgliszcza, zrujnowaną Warszawę. Bohaterka w czasie trwania powstania była ranna i więziona. Nie widziała więc tego, co się stało z jej miastem. Scenę kręciliśmy na Śląsku, gdzie wcześniej kręcone były sceny do filmu "Miasto 44". To, po sześciu latach grania w tym serialu było dla mnie mocnym przeżyciem. No i sceny w ostatnim filmie "Służby specjalne", które wymagały ode mnie dużej sprawności fizycznej.

Dużo miała Pani ostatnio takich dni, które nazywa Pani "dniem świni"?
A pani nigdy nie miała takiego czasu, kiedy siebie nie lubi? I to nie ma nic wspólnego z zawodem, który wykonuję, a raczej z moją kondycją. A szczególnie u kobiet te dni zdarzają się bardzo regularnie. Tak jesteśmy zaprogramowane przez naturę. To okres, kiedy człowiek nie może na siebie patrzeć, nie ma do siebie cierpliwości, nie czuje sympatii. Ale z wiekiem rodzi się we mnie dystans do tego - wiem, że to przejdzie.

Chce Pani powiedzieć, że ma kompleksy?
Chyba każdy z nas ma kompleksy. To druga strona naszej osobowości. I tu nawet nie chodzi o kompleksy związane z naszą fizycznością, które są naturalne i których chyba nie da się wyplewić z głowy przy dzisiejszym świecie, który bombarduje nas ideałem. Magazyny kobiece bombardują nas idealnymi radami, jak powinniśmy wyglądać, jak być szczęśliwe, jak wychowywać dziecko, jak uprawiać seks, co nosić na sobie. A ten ideał wciąż się zmienia, powinniśmy mieć chyba siedem żyć, żeby im sprostać. To wszystko może zapędzić człowieka w kozi róg, a na aktorkach przecież jest wywierana presja, że mają się dobrze prezentować. Jest też ogólne przyzwolenie na masową krytykę, trzeba by więc mieć wrażliwość księżniczki, a charakter kurwy, żeby się w tym świecie utrzymać.

Gdyby ktoś postanowił zrobić film o Pani, kto mógłby zagrać Panią?
Chyba jeszcze nie mam do siebie takiego dystansu, że mógłby to zagrać ktoś inny prócz mnie. Ale z kolei ja chyba nie mogłabym zagrać siebie samej właśnie przez brak dystansu. Ale chyba nie chciałabym, aby powstał film na podstawie mojego życia.

Dlatego, że ma Pani swoje tajemnice i nie chciałaby, aby stały się one publicznymi?
Ja w ogóle nie chciałabym, aby moje życie stało się publiczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl