Uratowany górnik to mieszkaniec Głogowa. Ma żonę i troje dzieci. Przyznaje, że widok ratowników bardzo go ucieszył. – Przybiłem im piątkę – śmieje się górnik z 29-letnim stażem. Przyznał, że w jego karierze bywały niebezpieczne dni, ale nie aż tak. Ma już prawa emerytalne, ale chciał dopracować do jubileuszu.
– Już chyba dam sobie spokój – powiedział dodając, że przez cały czas nie miał chwili zwątpienia. Próbował nawet sam się uwolnić, ale chodnik był bardzo mocno zawalony. – Miałem przy sobie litr wody i dawkowałem po dwa łyki na godzinę, bo nie wiedziałem ile czasu będą mnie szukać. To samo z kanapką, której nie zdążyłem wcześniej zjeść. Myślałem o żonie, bo wiedziałem, że będzie się pieklić, że jednak nie jestem na emeryturze. No i martwiłem się też o kolegów – wyznaje Marek Tobiński.
ZOBACZ TAKŻE:
Silny wstrząs w kopalni Rudna. Ostatni górnik uratowany!