Oszukać i zarobić - czyli jak działają niektóre firmy farmaceutyczne

Dorota Stec-Fus
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne pixabay
Zdrowie. W styczniu na reklamy najwięcej wydała branża farmaceutyczna - ponad połowę wszystkich wydatków badanych branż. To działanie skuteczne, bo suplementy diety oraz leki kupujemy i łykamy „tonami”, narażając zdrowie, a nawet życie.

- To, co za pośrednictwem reklam stosują niektórzy producenci suplementów diety, a także leków bez recepty, określam jako „podżeganie chorobowe”. Przekonują, że możemy ustrzec się przed grypą, zażywając dany preparat, proponują złote rozwiązania na różnorodne dolegliwości. A ludzie dają się „wkręcić” i nie zastanawiają się, czy faktycznie brakuje im np. reklamowanej witaminy - tylko kupują i połykają różne niepodlegające kontroli pigułki. Nie rozumieją, jak bardzo mogą sobie zaszkodzić - denerwuje się dr Jarosław Woroń, farmakolog kliniczny ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Bo tak naprawdę nie znamy składników tych preparatów.

Często nabieramy się na hasło reklamowe głoszące, że dany preparat zaspokaja sto procent dziennego zapotrzebowania np. na witaminę C. - Ale z tej informacji nic nie wynika, bo nie wiadomo, jaka jest jej wchłanialność przez organizm - ostrzega Woroń.

Ponadto producenci suplementów mogą mijać się z prawdą. Wykryła to Inspekcja Handlowa w 2017 roku, przeprowadzając kontrolę 80 wytwórców. Część z nich zawyżała na opakowaniach zawartość witamin i minerałów. Kontrolerzy znaleźli też w suplemencie ziołowym niedeklarowane składniki. W reklamach pojawiają się również informacje twierdzące, że ekstrakt z danego zioła wspomaga np. odchudzanie, a nie jest to potwierdzone medycznie.

Co zatem robić, jeśli ustaliliśmy, że w naszym organizmie brakuje np. witaminy D? - Zmodyfikować dietę i tryb życia. Jeśli to nie wystarczy, kupić w aptece witaminę D, ale w formie leku, nie suplementu. Farmaceuta udzieli nam takiej informacji - radzi dr Leszek Borkowski, ekspert farmakologii klinicznej. Wszystkie leki są bowiem dokładnie badane przed dopuszczeniem do obrotu, natomiast suplementy - których jest ponad 30 tys. - jedynie incydentalnie, i to dopiero wówczas, gdy są już w sprzedaży.

Ale także w przypadku leków należy porównać dane usłyszane w telewizyjnej reklamie z opisem w ulotce. Tylko w ubiegłym roku główny inspektor farmaceutyczny wstrzymał reklamy siedmiu leków jako niezgodne z ich charakterystyką.

***
Na reklamę tylko jednego rodzaju witaminy D jej producent wydał w styczniu tego roku ponad 8 mln zł, a na promowanie suplementu wielowitaminowego ponad 7 mln zł. W sumie wydatki branży farmaceutycznej na reklamę stanowiły ponad połowę tego, co przeznaczyli na ten cel przedstawiciele wszystkich gałęzi przemysłu.

Najczęściej reklamowane są suplementy diety, które mają - jak codziennie słyszymy w telewizji - wyleczyć nas z przeziębienia czy grypy. Ale lekarze tego nie potwierdzają. - Po prostu ręce opadają! Nie ma żadnych dowodów na to, że suplementy diety są w stanie wyleczyć kogokolwiek z jakiejkolwiek dolegliwości czy zapobiec chorobie - unosi się dr Jarosław Woroń, farmakolog kliniczny ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Co więcej, nadmiar witamin czy minerałów przyjmowanych w suplementach może wręcz nam zaszkodzić. Nieprzewidywalne są też skutki zażywania preparatów wielowitaminowych, bo poszczególne witaminy „walczą” między sobą o wchłanianie. Ale najbardziej niebezpieczne są interakcje. Woroń ostrzega, że zażywanie niektórych suplementów np. z lekami przeciwzakrzepowymi prowadzi do śmierci.

Dr Leszek Borkowski, ekspert farmakologii klinicznej, wskazuje na coraz częściej obserwowane diagnozowanie stanu zdrowia na podstawie reklam. Tymczasem te same objawy, np. przemęczenie, apatia, brak apetytu mogą mieć różne przyczyny, niekoniecznie związane z brakiem magnezu, witamin czy innych substancji sugerowanych przez reklamę. - Preparatami nigdy nie zastąpimy prawidłowego odżywiania się i zdrowego stylu życia. Jeśli jednak suplementacja okazuje się konieczna, należy wcześniej skonsultować ją z lekarzem, farmaceutą lub dietetykiem- podkreśla Borkowski.

Ekspert wskazuje też na inne niebezpieczne zjawisko, stosowane przez niektóre firmy farmaceutyczne. Chodzi o sprzedawanie „niepewnych” leków pod płaszczykiem suplementu. Dlaczego? Bo te ostatnie pozostają praktycznie poza kontrolą, nikt nie monitoruje ich działań niepożądanych - co ma miejsce w przypadku każdego leku. Można je zatem bezkarnie sprzedawać. Borkowski podkreśla też, że w ulotkach suplementów czasami nie podaje się występujących w nich dodatkowych składników, np. glutenu czy laktozy, w obawie, że może to zniechęcić do ich zakupu osoby na nie uczulone.

Nasi rozmówcy zgadzają się, że najważniejsza jest edukacja. W 2015 roku polski rynek suplementów rozwijał się najszybciej w Europie. Dlaczego? W ocenie NIK wynika to z braku wiedzy. Aż 41 proc. Polaków przypisuje suplementom właściwości lecznicze, których przecież produkty te nie mają.

- Nasze społeczeństwo niestety nie patrzy krytycznie na reklamy - zauważa Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego (GIS). Ale winne są też przepisy, dla wytwórców suplementów bardzo łaskawe. Nie przewidują one np. obligatoryjnego terminu, w którym muszą oni odpowiadać na wątpliwości GIS. Poza tym, w ocenie rzecznika, kary za wprowadzanie w błąd konsumenta są zbyt niskie i nieadekwatne do zysków ze sprzedaży preparatu. W innych krajach, np. w Anglii czy Holandii - gdzie również bardzo łatwo wprowadzić do obrotu suplement - kary za podanie nieprawdziwych informacji są jednak znacznie bardziej dotkliwe, z więzieniem włącznie.

Problem dotyczy nie tylko naszego kraju. Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności EFSA zwrócił się do producentów suplementów, by przysyłali swoje produkty oraz informacje, dla kogo są przeznaczone. Na apel odpowiedziało 2500 wytwórców suplementów, czyli zaledwie 10 procent wszystkich. Badania 2500 analizowanych preparatów wykazały, że jedynie 230 z nich odpowiada temu to, co napisano na opakowaniu lub w ulotce. Obrazuje to skalę oszustwa dla zysku.

Wróć na i.pl Portal i.pl