We wtorek 3 września w samolocie lecącym wieczorem z East Midlands do Łodzi źle poczuł się jeden z pasażerów - 68-letni mężczyzna z okolic Łodzi.
O godzinie 21 samolot awaryjnie wylądował na lotnisku w Poznaniu, gdzie czekała już karetka pogotowia. Niestety, okazało się, że akcja reanimacyjna się nie powiodła i pasażer zmarł. Początkowo samolot miał jeszcze tego samego dni odlecieć do Łodzi, ale przedłużało się oczekiwanie na przybycie zakładu pogrzebowego, a później skończył się czas pracy pilotów.
W tym czasie na lotnisku w Łodzi oczekiwało 189 pasażerów, którzy planowo o godz. 22.15 mieli wylecieć tym samolotem do East Midlands. Wkrótce po tym terminie łódzkie lotnisko informowało: "Samolot za chwilę wystartuje z Poznania i przyleci do naszego Portu ok godz. 22.40. Pasażerowie odlecą do EMA o godz. 23.30.". Tak się jednak nie stało ze wspomnianych względów.
Jak nas poinformowała Wioletta Gnacikowska, rzecznik łódzkiego portu lotniczego, pasażerowie feralnego lotu z East Midlands do Łodzi, zostali z Poznania przywiezieni w nocy autokarami. Oczekujący w Łodzi na lot na Wyspy o tym, że jednak nie polecą, dowiedzieli sie już po północy. 45 pasażerów na koszt lotniska spędziło noc w w trzech hotelach, natomiast piątka pasażęrów z Radomska taksówkami na koszt przewoźnika wróciła do domu. Samolot z Poznania przyleciał w środę około godziny 11 i o 12.20 wystartował do East Midlands.
CZYTAJ INNE ARTYKUŁY
