Rzecz działa się w małej prywatnej firmie transportowej z Wrocławia. Na początku czerwca jeden z pracowników znalazł tablet. Leżał w schowku, z którego korzystali pracownicy. Nie wiedział do kogo należy, więc poinformował szefa.
Uzgodnili, ze zabierze tablet do domu i uruchomi, żeby spróbować sprawdzić komu należałoby oddać urządzenie. Po włączeniu okazało się, ze tablet nie był zabezpieczony żadnym hasłem. Gdy uczciwy znalazca szukał informacji o właścicielu, znalazł duże ilości dziecięcej pornografii. Znalazł też mejlowy adres właściciela urządzenia. Okazał się nim Daniel B.
Znalazca natychmiast poinformował szefa. Obaj pojechali do domu do Daniela B. i zawiadomili policję. Funkcjonariusze zatrzymali mężczyznę. Przeszukali też jego mieszkanie. Dziecięcej pornografii było więcej. Na płytach CD, pendriv’ach, twardych dyskach i kartach pamięci.
Ekspert, który oglądał filmy i zdjęcia nie miał wątpliwości, że to materiały pornograficzne z udziałem dzieci. Mężczyzna przyznał się do zarzutu posiadania tych materiałów. Zapewniał, że miał je tylko na własny użytek i ściągał je z sieci od 2017 roku.
