Miłośnik browarów jechał pociągiem z Wrocławia Głównego do Głogowa. Do podróży bardzo solidnie się przygotował. W plecaku na drogę zabrał kilka piw. Widać było, że w organizmie ma już parę procentów. Mężczyzna w ogóle nie krył się z alkoholem. Po wejściu do pociągu, usiadł sobie wygodnie i postawił otwartą puszkę z piwem na półce obok okna.
W tym samym wagonie jechali studenci oraz rodzice z małymi dziećmi, którzy przyglądali się całej sytuacji. Gdy pociąg ruszył, konduktor zaczął sprawdzać bilety. Podszedł do pijanego pasażera, podbił bilet i poszedł do kolejnego wagonu.
- Tacy ludzie od razu powinni zostać wyproszeni z pociągu. To nie pierwsza taka sytuacja. Śmierdzi piwem w całym wagonie - narzekali inni podróżujący.
W pewnym momencie mężczyzna postanowił pójść do toalety. Szedł chwiejnym krokiem i prawie przewrócił się na innych pasażerów...
Andrzej Plich, naczelnik działu marketingu Przewozów Regionalnych we Wrocławiu nie jest w stanie wytłumaczyć nam zachowania konduktora. - Na pewno takie sytuacje się więcej nie powtórzą. Pracownik powinien zgłosić sprawę Straży Ochrony Kolei. Jest zakaz spożywania alkoholu w pociągach - mówi Plich.
Jak wynika z informacji kolejarzy, mimo tego zakazu pasażerowie często zabierają ze sobą w podróż alkohol. Gdy zostaniemy przyłapani z otwartą butelką w dłoni, to możemy dostać mandat w wysokości od 20 do 500 zł.
- W tygodniu jest kilka podobnych interwencji. W większości takie sytuacje są nam zgłaszane - opowiada Tomasz Szyszkowski, komendant regionalny Straży Ochrony Kolei we Wrocławiu.
Kiedyś picie alkoholu i awantury pijanych podróżnych to była codzienność. Uporano się z tą plagą. Ale ostatnio coraz częściej słychać o tym, że podróżujący z alkoholem opróżniają butelki w toaletach. Albo na końcu pociągu, gdzie konduktor bywa rzadziej.