PiS rozmawia z Unią Europejską i walczy o wynik wyborów

Agaton Koziński
Mateusz Morawiecki
Mateusz Morawiecki Adam Guz
Umiarkowany optymizm - takie nastroje w rządzie po ostatnich rozmowach z Komisją Europejską. PO zgłasza pomysł wejścia do strefy euro, by wykorzystać słabość PiS w relacjach z Brukselą.

Bruksela gra z Warszawą w dobrego i złego policjanta - wykorzystując do tego złożony system europejskich instytucji. We wtorek na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej (na szczeblu ministrów ds. europejskich) Komisja Europejska uzasadni swój wniosek o rozpoczęcie procedury uruchomienia artykułu 7. Wszystko wskazuje na to, że zrobi to osobiście wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans, który już wcześniej ostro krytykował Polskę - a skoro robił to w wystąpieniach publicznych, to tym bardziej można się spodziewać, że nie będzie przebierał w słowach w czasie posiedzenia zamkniętego.

Ale ten sam Timmermans potrafi też być dobym policjantem: miłym, empatycznym politykiem wsłuchującym się uważnie w słowa swoich interlokutorów. Tak było choćby w czwartek wieczorem. Do Brukseli przyleciał wtedy Mateusz Morawieck i przez dwie godziny rozmawiał z o procedurze uruchamiania artykułu 7 wobec Polski. I obaj politycy wyglądali na bardzo zadowolonych z tej rozmowy.

W piątek w czasie szczytu Morawiecki rozmawiał także z Jean-Claude’em Junckerem, przewodniczącym KE. Obaj panowie umówili się na dłuższą rozmowę w cztery oczy 8 marca. Wtedy ma dojść do podsumowania ostatnich trzech miesięcy rozmów między Brukselą i Warszawą - Komisja powie, czy czuje się przekonana w sprawie reformy polskiego systemu sprawiedliwości, czy nie.

CZYTAJ TAKŻE: Hausner: Morawiecki nie realizuje swego planu, tylko tonie w bieżączce

Jakie są szanse, że procedura związana z uruchomieniem artykułu 7 nie zostanie jednak uruchomiona? - To polityka, wszystko jest możliwe. Ale ostatnie sygnały ze strony z Junckera i Timmermansa są dobre, widać, że obaj podchodzą z coraz większym zrozumieniem. Umiarkowany optymizm - słychać (na offie) w źródłach rządowych.

Ten umiarkowany optymizm jest pokłosiem także wcześniejszych rozmów premiera z Angelą Merkel. Jak przyznaje nasz rozmówca, niemiecka kanclerz całkowicie usztywniała swoje stanowisko w sytuacji, gdy rozmowa z Mateuszem Morawieckim zaczynała dotyczyć kwestii związanej z rurociągem Nord Stream 2. Jednak w innych sprawach wykazywała dużo większą elastyczność. Dotyczyło to także reformy polskiego sądownictwa oraz artykułu 7. - Także w sprawie migracji widać było, że pani kanclerz dojrzewa do zmiany stanowisko - przyznaje nasz rozmówca.

Częsta (i trafna) opinia o PiS mówi, że ta partia traktuje politykę zagraniczną tylko na użytek polityki krajowej. To dlatego pozwoliła sobie na tak głęboki kryzys w relacjach Unią Europejską (a teraz z Izraelem) - wie, że w takich kwestiach ma pełne wsparcie swojego elektoratu, więcej - w ten sposób poparcia dla siebie jeszcze poprawia. Ale ujmując tak skrótowo pomysł na politykę zagraniczną ekipy rządzącej, łatwo zrozumieć, dlaczego Mateusz Morawiecki tak się gimnastykuje, żeby uspokoić sytuację w relacjach z Brukselą. On (podobnie jak kierownictwo partii) wie, że Polacy są przywiązani do UE. I wie, że zepsute stosunki z Komisją Europejską okażą się w kampanii wyborczej w przyszłym roku miękkim podbrzuszem PiS, w który z całej siły uderzać będzie opozycja. Nie chcąc się wystawiać na cios relacje z Unią trzeba więc uporządkować teraz.
Sobotniakonwencja Platforma była przedsmakiem tego, co będzie nas czekało w czasie wyborów (najpierw do Parlamentu Europejskiego, a potem do Sejmu) w 2019 r. Grzegorz Schetyna swój przekaz skoncentrował na polityce zagranicznej i właściwie w każdym zdaniu kolejni mówcy na tym polu atakowali PiS. Wzmocnieniu tego przekazu służyło też zaproszenie gości specjalnych - komisarz UE Elżbiety Bieńkowskiej oraz byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Platforma poszła dalej, zdecydowała się przekroczyć Rubikon, do którego nawet się nie zbliżała w czasie większości lat swoich rządów. Wprawdzie w 2008 r. ówczesny premier Donald Tusk zapowiedział, że Polska wejdzie do strefy euro w 2011 r., ale zaraz po tym wybuchł kryzys finansowy - i temat Polski przyjmującej wspólną walutę upadł. Więcej, rząd PO (dokładnie minister finansów Jacek Rostowski) ze złotego uczynił symbol polskiej gospodarki, która kryzysowi oprzeć się potrafi, „zielonej wyspy”, którą Tusk i Rostowski chwalili się przez kilka lat.

CZYTAJ TAKŻE: Hausner: Morawiecki nie realizuje swego planu, tylko tonie w bieżączce

Do końca rządów Platformy tematu Polski w euro nie było. Z dwóch powodów. Po pierwsze, ze złotym łatwiej było przebrnąć przez zapaść gospodarczą, w którą wpadł Zachód. Po drugie, wspólnej walucie przeciwni byli Polacy, na co politycy zależni od wyborców są zawsze bardzo czuli.

Teraz PO zmieniła strategię. Choć stosunek Polaków do euro właściwie się nie zmienił, Grzegorz Schetyna zdecydował się rzucić hasło przyjęcia tej waluty przez Polskę. Wszystko w jednym celu: jeszcze ostrzejszej polaryzacji w relacjach z PiS, jeszcze mocniej podkreślić „antyeuropejski” kurs tej partii.

PiS tego nie może zlekceważyć. Wiadomo, że ta partia w najbliższej przyszłości wejścia do unii walutowej nie zaproponuje (mówił już o tym Mateusz Morawiecki). Ale na pewno nie zależy jej, by znaleźć się w narożniku z napisem „partia antyunijna”. By tego uniknąć, musi więc unormować relacje z Brukselą, odzyskać opinię partii, która wcale nie jest antyeuropejska, tylko chce UE, choć ma na nią własny pomysł. By to się udało, Mateusz Morawiecki musi dogadać się z Jean-Claude Junckerem. Od tych rozmów (przynajmniej w części) zależy wynik przyszłorocznych wyborów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl