Informacje o masowym wybijaniu norek w związku z podejrzeniem koronawirusa zaniepokoiły Światową Organizację Zdrowia. Co dzieje się w Danii?
Podjęto tam działania profilaktyczne w sytuacji, w której zakażone okazały się zwierzęta. Wirusy mają to do siebie, że są bardzo specyficzne gatunkowo. Przez długi czas koronawirus znany obecnie pod nazwą SARS-CoV-2 występował u nietoperzy i dla ludzi nie był niebezpieczny. W momencie, gdy przeniósł się na łuskowca, żyjącego w Chinach dzikiego ssaka, pokonał barierę gatunkową i zaczął następnie atakować człowieka. Pojawiły się więc obawy, że jeśli jakieś zwierzęta są zakażone inną odmianą czy mutantem koronawirusa, to może on łatwej przejść na ludzi i być bardziej zjadliwy.
Dlaczego groźniejsze jest dla nas zakażenie od zwierzęcia, niż od innego człowieka?
Pokonywanie barier międzygatunkowych jest właśnie dlatego niebezpieczne, bo wirusy, aby przejść z jednego na drugi gatunek muszą zmutować. A to może oznaczać ich większą zjadliwość. Podkreślam - może, ale nie musi. Stąd decyzja o działaniach profilaktycznych w Danii, by nie dopuścić do masowych zakażeń i pokonania bariery międzygatunkowej.
Czy to oznacza, że powinniśmy badać zwierzęta przebywające w naszym otoczeniu?
Bez przesady. Nie ma konieczności, by badać każdego kota czy psa. Jest to konieczne jedynie wtedy, gdyby u zwierząt pojawiły się niepokojące objawy.
Takie jak katar u psa?
Na pewno nie powinniśmy popadać w panikę, jeśli pies kichnie. Prawdopodobieństwo, że wirus przejdzie na inny gatunek jest niezwykle małe. To ogromna rzadkość! Ale jeśli już się zdarzy, jak to było z duńskimi norkami, może być bardziej niebezpiecznie.
Nie będzie badania polskich norek?
Jeśli nie chorują, czyli jeśli wirus nie namnaża się w ich organizmach, nie widzę takiej potrzeby.
SARS-CoV-2 mutuje nie tylko przy przekraczaniu barier międzygatunkowych, ale także przenosząc się z człowieka na człowieka.
Jest to zupełnie naturalne.
Czy coraz częściej opisywane przypadki powtórnych zachorowań ludzi, którzy już przeszli COVID-19, są związane z mutowaniem wirusa?
Oczywiście. Podobnie dzieje się z katarem. Jeśli ktoś przeszedł katar to - chyba, że mu odporność spadnie - drugi raz na tego samego wirusa nie zareaguje w taki sam sposób. Jednak jeśli dojdzie do mutacji i białko wirusa, identyfikowane przez nasze przeciwciała będzie inne, już go nie rozpoznamy. Od nowa trzeba tworzyć odporność.
I tak koronawirus wygrywa z człowiekiem?
Niekoniecznie wygrywa. Znowu robimy się oporni na następną formę wirusa. Jest to obopólny wyścig. Na szczęście koronawirus mutuje wolniej, niż wirus grypy.
Czyli szczepionka będzie podawana raz na dwa lata, a nie raz na rok?
Znowu mówimy o wyścigu. Wiele zależy od tego, jaką szczepionkę przeciwko jakiemu białku wirusa zrobimy. Są białka absolutnie niezbędne do funkcjonowania wirusa. Ich geny też mogą mutować, ale pojawia się ciekawy trick - jeśli takie białko się zmieni, to wirus traci aktywność i staje się nieszkodliwy. Jeżeli więc uda się stworzyć szczepionkę przeciwko takiemu stałemu fragmentowi białka, wówczas będzie ona o tyle skuteczna, że wszystkie aktywne wirusy będą rozpoznawane przez nasz układ immunologiczny. I sobie z nimi poradzimy. Z kolei utworzenie szczepionki przeciw białku, które się szybko zmienia, stwarza niebezpieczeństwo, że przy jakiejkolwiek mutacji stracimy na niego odporność.
Toczy się walka o znalezienie kluczowego białka?
Nie na darmo bierze w niej udział 200 firm z całego świata.
Firma Pfizer oznajmiła, że ma taką szczepionkę. To duża szansa?
Tak, to niewątpliwie przełom - pierwsza szczepionka na tego wirusa, która przeszła poważne badania kliniczne i może być w miarę niedługim czasie dostępna na rynku.
Oby potwierdziły się wstępne doniesienia o jej skuteczności i bezpieczeństwie. W szczególności, że w tym przypadku zastosowano innowacyjną metodą opartą na podawaniu preparatu RNA, kodującego białko wirusa, a nie samego białka - jak w przypadku większości szczepionek. Pamiętać z drugiej strony należy, że przekazane do wiadomości publicznej dane są oparte jedynie na częściowej - a nie całościowej - analizie danych uzyskanych podczas badań klinicznych. Miejmy zatem nadzieję, że szczepionka ta będzie faktycznie tak skuteczna jak na to wskazują wstępne dane, ale z euforią albo twierdzeniem, że problem został rozwiązany, trzeba poczekać...
Czy do wiosny, gdy szczepionka pojawi się w Polsce szczepionki będziemy przegrywać z wirusem?
Nie byłbym takim pesymistą. Najważniejsze jest znalezienie balansu. Wprowadzenie lockdownu wprawdzie może powstrzymać rozpowszechnianie się wirusa, ale spowoduje trudne do oszacowania straty dla gospodarki i każdego z nas. Ludzie będą umierać z innych powodów niż COVID-19, nie będzie pracy, nie będzie leczenia innych chorób. Z drugiej strony wiadomo, że bezobjawowo zakażenie przechodzi ok. 80 proc. osób. Trzeba więc chronić najbardziej narażonych.
Komunikat Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 10 listopada 2020
W związku z doniesieniami duńskich służb weterynaryjnych dotyczącymi wykrycia u norek zmutowanego koronawirusa SARS-CoV-2 minister rolnictwa i rozwoju wsi Grzegorz Puda niezwłocznie podjął konieczne działania, aby zapobiec nowym zagrożeniom.
Priorytetem obecnie jest sprawdzenie stanu zdrowia zwierząt na fermach. W tym celu minister Grzegorz Puda zlecił Głównemu Lekarzowi Weterynarii przeprowadzenie badań w kierunku możliwości występowania tego wirusa u norek na fermach w różnych regionach Polski. Minister zlecił Głównemu Lekarzowi Weterynarii także przeprowadzenie analizy ryzyka i ewentualnie podjęcie badań diagnostycznych w kierunku możliwości występowania tego wirusa u norek, na fermach w różnych regionach Polski.
Aby usprawnić działania w tym zakresie Dyrektor Państwowego Instytutu Weterynarii PIB w Puławach powołał Zespół współpracowników, w tym również diagnostyczny, który jest przygotowany na wykonywanie badań u zwierząt gospodarskich i towarzyszących człowiekowi, w sytuacji gdyby u rolników/hodowców zwierząt futerkowych (norek) wystąpiłby objawy COVID-19.
Minister Grzegorz Puda apeluje do właścicieli ferm o bieżące monitorowanie stanu zdrowotnego norek, jak również pracowników obsługujących zwierzęta. Każdy podejrzany przypadek powinien być bezzwłocznie zgłoszony, zgodnie z kompetencjami do Inspekcji Sanitarnej (ludzie) lub Inspekcji Weterynaryjnej (norki).
W celu identyfikacji skali zagrożenia Główny Lekarz Weterynarii zwrócił się do Głównego Inspektora Sanitarnego o informacje czy wirus SARS-CoV-2 został potwierdzony w dochodzeniu epidemiologicznym u osób chorych/zakażonych zajmujących się hodowlą lub utrzymaniem norek.
