Wymóg posiadania pieczątek przez osoby fizyczne i przedsiębiorstwa określa przeszło 170 aktów prawnych! Ale od przyszłego roku koniec z tym. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii zapowiada, że do lipca 2019 roku te wymagania zostaną zniesione na dobre. Znaczenie będzie miał zwykły podpis. Wszystko po to, by uprościć procedury i ułatwić przedsiębiorcom załatwianie spraw w urzędach bez wychodzenia z domu, czy firmy - czyli przez internet. Rząd idzie z duchem czasu i stawia na wygodną i, co istotne, tanią, bo elektroniczną drogę kontaktu.
W zastosowaniu nadal będą zachowane urzędowe pieczęcie, których używają organy administracji publicznej i państwowej.
Pieczęć. Słowo, które zawiera w sobie znaczenie dwóch czynności - pieczenia i odciskania, czyli inaczej mówiąc, napiętnowania albo nacechowania. W czasach, kiedy niewielu ludzi umiało pisać, pieczęć była znakiem rozpoznawczym.
To pieczęcie nadawały i nadają dokumentom, pismom, ważnym obwieszczeniom czy komunikatom moc prawną; są potwierdzeniem wiarygodności oryginału, stanowią gwarancję poufności, zabezpieczają nienaruszalność zamkniętego pisma bądź przedmiotu. Są znakiem rozpoznawczym i własnościowym osób fizycznych i prawnych. Od zwykłych pieczątek różni je to, że są wyciskane za pomocą stempla. Obecność pieczęci na liście świadczy, że nikt wcześniej go nie otworzył.
Pieczęci od wieków używali władcy, monarchowie i kościelni hierarchowie - papieże przejęli tradycję bulli, oznaczającą pieczęć najwyższej wagi, od ruskich książąt, a ci - od władców Bizancjum. Wykonywano je ręcznie (do dziś ta tradycja przetrwała na przykład w Japonii i należy do wysoko cenionej sztuki kaligrafii), z różnych substancji; tłoki z kamienia, brązu, żelaza, mosiądzu, stali, a także metali szlachetnych jak złoto czy srebro. Materiałem służącym do wykonania odcisku był wosk, lak, czy metale, a tusze wykonywane z roślin. Z każdą epoką przykładano się do ich wykonania jeszcze bardziej, precyzyjniej i dokładniej, nierzadko więc były prawdziwymi dziełami sztuki, świadczącymi o wielkiej wyobraźni ich twórców. Do dziś archeolodzy odkrywają stemple pochodzące z czasów tysięcy lat przed naszą erą, które znajdowały się na obwodach naczyń. Jako, że nierzadko przedstawiały scenki z życia ludności tamtych czasów, są źródłem wielu ciekawych i naukowo ważnych informacji. Badanie i analiza pieczęci stały się podstawą osobnej dziedziny nauki, tak zwanej sfragistyki, która powstała w XVIII wieku jako osobna nauka historyczna. Ale dopiero w XX wieku Międzynarodowa Rada Archiwów ustandaryzowała badanie pieczęci. W Polsce pionierem w dziedzinie sfragistyki był Joachim Lelewel. Sfragistyka to niezwykły świat symboli, w których zaszyto historie o dawnych porządkach społecznych i kulturalnych, ale również o historii pisma.
W Polsce najstarsza odnaleziona pieczęć należała do żony Mieszka II Rychezy. Orzeł na pieczęci znalazł się po raz pierwszy za czasów dynastii Piastów w XIII. I ta tradycja - pomijając okres rozbiorów Polski - przetrwała do dziś.
Istnienie urzędowej pieczątki zostało zdefiniowane w ustawie o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych z 31 stycznia 1980 r. Zgodnie z nią, pieczątki urzędowe to metalowe, tłoczone, okrągłe stemple. Ich wzory też są określone - pośrodku stempla znajduje się wizerunek orła w koronie (ten sam, który znamy z godła Rzeczypospolitej Polskiej). Otacza go napis zgodny z nazwą podmiotu, który ma prawo do użytkowania pieczęci. Inaczej mogą wyglądać pieczątki urzędowe czy to gmin, czy powiatów, samorządów województw czy związków jednostek samorządów terytorialnych. Tu orzeł znajdujący się w centrum stempla może być zastąpiony odpowiednim herbem. Ale już pieczęci z herbami nie można stosować na dokumentach związanych z administracją rządową.
Pieczątki z wizerunkiem orła może wyrabiać w Polsce jedynie Mennica Polska. Co ciekawe, wszelkie szczegóły produkcji pieczęci, czyli jak wielkość, rozmieszczenie poszczególnych elementów a nawet rodzaj tuszu, znajdują się w ustawie o pieczęciach urzędowych z 7 grudnia 1955 roku.
Rola dzisiejszej zwykłej, firmowej pieczątki jest nieporównanie mniejsza, ale należy pamiętać, że wpisuje się ona w tę wielowiekową tradycję, no i dziś również odbity na dokumencie znak ma swoje znaczenie. Pieczątki, które znamy, ewoluowały niezwykle szybko poczynając od XIX wieku. Po II wojnie światowej królować zaczynają pieczątki samotuszujące. XXI wiek przyniósł najrozmaitsze ich kształty i rodzaje. Można kupić je z poduszeczką, można automatyczne, tak zwane suche stemple, które wybija się na różnych powierzchniach. Przyszedł czas, że każdy może sobie zrobić pieczątkę, ich ceny są dostępne dla każdego, a za pomocą lasera można je zrobić na poczekaniu.
Pieczątka z danymi firmy, jej nazwą, formą prawną, adresem i telefonem, a - już w nowych czasach również stroną internetową - wciąż niesie ze sobą prestiż. Ale przede wszystkim ułatwienie w urzędowych kontaktach. Sygnuje się nimi pisma i dokumenty. Prace urzędnicze i biurowe ułatwiają - również w formie pieczątek - datowniki i liczniki, przybijane na dokumentach.
Rynek zakładów wyrabiających pieczątki firmowe mimo że teoretycznie nie były one już wymagane, bardzo się rozwinął po 1989 roku, bo też, jak się okazało, zapotrzebowanie na nie było ogromne. Już nie tylko organy władzy państwowej, czy jednostki rządowej administracji, każda gmina, powiat, samorządy województw, sądy, prokuratorzy, komornicy, wojsko, policja, straż, służba celna i więzienna, szkoły publiczne i niepubliczne, lekarze, instruktorzy nauki jazdy, diagnostycy laboratoryjni, pielęgniarki i położne, ale też każda firma i osoba fizyczna potrzebowała własnej pieczątki.
Różnego rodzaju pieczątki towarzyszą nam również w zwykłych, życiowych sprawach - choćby przy pokwitowaniach odbioru różnych przedmiotów (u szewca, w pralni, innych zakładach rzemieślniczych), pieczątka odbita na ręce może być znakiem, że jesteśmy uprawnieni, by wejść do klubu, na koncert czy dyskotekę. A co będzie z pieczątkami lekarskimi na receptach? Co z dokumentami zarządów spółdzielni mieszkaniowych, komunikatami ważnych prezesów i wielkich sklepów? Czy po zmianach, jakie wejdą w przyszłym roku oznaczać będzie, że liczne zakłady pieczątkarskie, które w ostatnich latach bez umiaru mnożyły się w każdej miejscowości, a nawet po kilka na każdej nieomal ulicy, będą musiały zwijać swoje interesy?
Z takim pytaniem zwróciliśmy się do pana Mariana Cegielskiego, właściciela jednej z najbardziej znanych i cenionych w Polsce pracowni grawerskich, trzykrotnego laureata konkursu Warszawski Znak Jakości. Człowieka, którego artystyczny kunszt poznali najwięksi tego świata: Ojciec święty Jan Paweł II, przywódcy mocarstw, osobistości ze świata kultury. Ale też wojsko, straż graniczna, czy Senat. W Senacie wisi godło, jakie Marian Cegielski wykonał ze swoimi byłymi uczniami, którzy pozakładali własne pracownie - nieżyjącym już bratem Mieczysławem i Henrykiem Janasem). Godło było darem rzemiosła polskiego z okazji uczczenia 200 rocznicy Konstytucji 3 Maja. Zawisło właśnie z Sali Senatu, a nie Sejmu - bo ów Sejm był wówczas kontraktowy, a Senat wybrany w pierwszych wolnych wyborach.
Mariana Cegielskiego dobrze też znają w ministerstwie spraw zagranicznych, sądach, inne urzędy i organizacje pozarządowe, związki zawodowe, banki, sklepy, firmy, dla których wykonywał szereg zamówień. No i zwykli ludzie, którzy przychodzą do jego pracowni z tym najbardziej typowym zamówieniem, jakim jest firmowa pieczątka, pieczątka lekarska, pieczątki dla spółdzielni mieszkaniowych, zarządów, dyrektorów, prezesów, komorników sądowych, czy biegłych sądowych. Zwykli ludzie miewają też nietypowe, wyszukane zlecenia, jak na przykład wygrawerowanie specjalnego napisu na broni, zegarku, czy - to jedno z ostatnich zamówień - obrączkach ślubnych. Ludzie i firmy zamawiają okolicznościowe medale i odznaki, stemple i baretki, ryngrafy i biżuterię patriotyczną oraz religijną, czy rodowe herby. Ale też odznaczenia, szyldy, wizytowniki, okolicznościowe medale, stemple, powierniki dla żołnierzy wyjeżdżających na misje, które dołączają do nieśmiertelników, z pięknie wygrawerowanymi cytatami z Biblii.
O zasługach Mariana Cegielskiego można mówić długo. To on wraz z bratem Zbigniewem, który jest jednym z najlepszych grawerów w Polsce, jeszcze jako jego uczeń, pracował przy budowie wskazówek zegara na Zamku Królewskim. To wykonane przez niego znaczki Solidarności nosili działacze w stanie wojennym, to on w końcu, na prośbę MSZ wykonał pamiątkową tablicę upamiętniającą pobyt Józefa Piłsudskiego w Chorwacji. Marian Cegielski jest też jednym z darczyńców Muzeum Powstania Warszawskiego, które dziś może pochwalić się dwiema jego pieczęciami - lakową i normalną. Jego autorstwa jest 1000 tablic wotywnych z nazwiskami pomordowanych przez NKWD oficerów z Katynia, Charkowa i Miednoje, które znajdują się w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przy ul. Długiej w Warszawie. A że grawerstwo to sztuka wyrażająca przekonania polityczne społeczne czy religijne, to tak wiele w jego karierze jest patriotycznej biżuterii, ryngrafów z rysunkiem Matki Bożej lub Orłem w koronie, sygnetów z herbami szlacheckimi, znaczków Solidarności, na co tamta, komunistyczna władza patrzyła krzywym okiem. Za zasługi szerzenia polskości i polskiej wiary pan Marian uhonorowany został orderem św. Stanisława.
Pracownia Grawerska Mariana Cegielskiego istnieje od 1980 roku i mieści się w suterenach zabytkowej kamienicy przy ul. Grójeckiej 43. Jest to prawdziwie rodzinna firma - żona Hanna, po szkole grawerskiej przy ul. Włościańskiej w Warszawie jest specjalistką od kolorów, jakie nakłada na odznaki, medale, znaczki i szyldy w postaci złotniczych emalii lub specjalnych emulsji. W firmie pracuje też ich syn Grzegorz, który przejął pałeczkę grawera po ojcu, a jak trzeba, to córki również pomagają. - Ale ja wcale nie chciałem się tym zajmować - uśmiecha się mistrz. Napatrzył się od dzieciństwa w rodzinie, że to praca ciężka, po kilkanaście godzin dziennie, świątek, piątek, czy niedziela. Uczył się nieźle, marzył, żeby być dziennikarzem. Co z tego, kiedy postanowione i nomen omen przypieczętowane zostało, co będzie robił, jeszcze przed jego narodzinami. Pochodzi z rodziny rzemieślniczej, jego starszy o 16 lat brat Zbigniew, jego stryj i dzieci stryja to grawerzy i taką przyszłość widzieli też dla Mariana. Po śmierci ojca to Zbigniew stał się dla niego autorytetem i to przy nim uczył się zawodu. - Miałem chyba z 17 lat, kiedy przyjechał brat i zabrał mnie do swojego zakładu. Poprosił o pomoc. Przyszło duże zamówienie, a czasu było mało. Termin to rzecz święta. No i tak się zaczęło, i mi się spodobało. Im dłużej, tym bardziej. Zrezygnowałem z marzeń o dziennikarstwie. Pochodziłem z rodziny rzemieślniczej, w której zasada była jedna: jak już coś robisz, to rób dobrze, albo wcale. Oddaj się robocie do końca - opowiada Marian Cegielski.
Po 12 latach terminowania został najmłodszym w Polsce grawerem, który miał już swój własny zakład, ten sam, który istnieje do dziś.
Pan Marian początkowo nie brał się za pieczątki. Długo miał w pamięci to, że z pieczątkami nie jest taka prosta sprawa - do ich wykonania potrzebny był prawdziwy fachowiec - zecer, który najpierw składał treść, potem była ona odciskana w specjalnej masie w rodzaju gipsu, która po wyschnięciu utwardzała się, a potem trzeba było polewać ją gumą w płynie i wulkanizować. Poza tym, w PRL-u, żeby ktoś mógł zrobić pieczątkę, musiał mieć zgodę Urzędu Cenzorskiego. Panu Marianowi nie uśmiechało się biegać do osławionego urzędu, na ulicę Mysią.
- Moja historia z pieczątkami zaczyna się anegdotą - opowiada. Oto pewnego dnia do jego pracowni zawitał klient skuszony szyldem: „Usługi grawerskie, wykonujemy stemple”. Zamówił stempel z własnym imieniem, nazwiskiem, nazwą profesji. - Pyta, ile to będzie kosztowało. Podliczam i mówię, że taki stempel wyniesie gdzieś z sześćset złotych. Zrobił wielkie oczy. No to wyjmuję stemple i pokazuję mu, jak one wyglądają. Wtedy złapał się za głowę i zawołał: „Ale mnie chodziło o zwykłą pieczątkę”!
Pieczątki wtedy kosztowały kilkadziesiąt razy mniej niż prawdziwe stemple wykonywane przez grawera.
Ta zabawna sytuacja miała potem swoje następstwa. Jako, że pan Marian jest od przeszło 40 lat członkiem cechu grawerów, złotników, brązowników i optyków, a też i pieczątkarzy, których do tego samego cechu dorzuciła władza, bo w czasach komuny przynależność do cechu była obowiązkowa, od lat ludzie cechu kultywują tradycję spotkań. No i raz na jednym z takich spotkań pan Marian opowiada koledze, jaka to historia mu się przydarzyła, że klient zażyczył sobie stempel, a okazało się, że miała to być zwykła pieczątka.
- Opowiadałem tę anegdotę panu Świtakowskiemu, dziś już nieżyjącemu, który miał jeden z najstarszych zakładów pieczątkarskich przy ul. Miedzianej. A on na to: „Marian, to rób pieczątki”. Ale jak to? Trzeba fachowców, zatrudnić zecerów. Odpowiedział: „Dziś już nie potrzeba. Wystarczy znajomość komputera. Dziś każdy może robić pieczątki”. I takim to przypadkiem, ja również zacząłem robić pieczątki. Ich wykonanie jest tak proste, że każdy by potrafił. Są odpowiednie maszyny, lasery i dzięki temu pieczątki można robić nawet na poczekaniu.
Marian Cegielski wykonuje więc każde pieczątki dla przedsiębiorców, firm, zarządów, również exlibrisy. Wszystkie je następnie archiwizuje, zapisując datę ich wykonania w specjalnych zeszytach.
- Zakładów pieczątkarskich powstawało mnóstwo. Obok mnie widziałem chyba z osiem. Ale nawet te stricte pieczątkarskie rozszerzają działalność, dodają poligrafię, czy inne usługi, bo z samych pieczątek wyżyć trudno - mówi.
Takich grawerów, jak on, którzy nie polegają wyłącznie na piekielnie drogich (wartości dobrego mercedesa) i wszystko mogących maszynach, bo nawet najnowocześniejsze maszyny nie zastąpią tego, co potrafi człowiek, jest dziś w Polsce niewielu. Jeśli maszyna nie podoła, albo klient sobie życzy, pan Marian wszystko potrafi wykonać ręcznie: graweruje herby, czy inne przedmioty. Nadal, zdarza się, siedzi w zakładzie po kilkanaście godzin, bo innej pracy sobie nie wyobraża. I specjalnym rylcem, jaki zrobił z przedwojennej brzytwy, a którą golił się jeszcze jego ojciec, graweruje w wyjątkowo twardych materiałach.
Pan Marian wyciąga z szuflady dwie złote obrączki - to jedna z ostatnich, obok tablic dla ambasady RP na Litwie, czy ręcznie wycinanych baretek dla OPZZ, prac nad którą siedział, grawerując wewnątrz obręczy kunsztowny napis. Wygrawerowanie jednej litery to koszt 4 złotych, ale ile nad tą jedną literą trzeba ślęczeć, nie chce powiedzieć. - Tajemnica zawodowa - śmieje się. - Z pewnością fryzjer szybciej strzyże, niż ja graweruję. Wykonuję też matryce, z których tłoczone są okolicznościowe medale, wszelakie odznaki, odznaczenia i znaczki, stemple, i napisy na gadżetach na prezenty, i…
- A dla siebie coś pan kiedyś zrobił? - wtrącam.
- Pieczątkę - odpowiada i dodaje: - Pieczątki nie znikną. Zawsze będą potrzebne.
Marian Cegielski (62 lata), jest jednym z najbardziej znanych i cenionych grawerów w Polsce. Swoją pracownię grawerską i pieczątkarską, która mieści się przy ul. Grójeckiej 43 w Warszawie prowadzi od 1980 roku. Dwie pieczęcie jego autorstwa znajdują się w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pan Marian prowadzi rodzinną firmę, wraz z żoną Hanną i synem Grzegorzem, ale jego córki również pomagają.
POLECAMY: