„Potraktowali nas jak śmieci”. Zwolnieni pracownicy firmy Motortech Polska z Charzyna koło Kołobrzegu wygrywają przed sądem

Iwona Marciniak
Iwona Marciniak
Pierwsza grupa, która stawiła się przed sądem, liczyła 21 osób. Sąd ma do rozstrzygnięcia jeszcze 31 spraw, w których niemiecki pracodawca potraktował  pracowników jak „polskie śmiecie”. Bo tak sami o sobie mówią pozywający.
Pierwsza grupa, która stawiła się przed sądem, liczyła 21 osób. Sąd ma do rozstrzygnięcia jeszcze 31 spraw, w których niemiecki pracodawca potraktował pracowników jak „polskie śmiecie”. Bo tak sami o sobie mówią pozywający. Iwona Marciniak
- Wyrzucić i pójść dalej. Tak chcieli z nami zrobić. A nasz świat się wywrócił - byli już pracownicy charzyńskiego Motortech Polska nie kryją rozżalenia. W sporze z pracodawcą szukają sprawiedliwości w sądzie. Pierwsze wyroki są dla nich korzystne. Jednak z wypracowanej przez lat przyjaźni, czy jak mówili niemieccy pracodawcy „freundschaft”, pozostało bardzo niewiele.

Ile? Kiedy słucha się mężczyzny, który przepracował w firmie ponad pięć lat, można wywnioskować, że praktycznie nic.

- Byliśmy zżyci, czuliśmy się bezpiecznie, zdążyliśmy się zbratać z załogą w centrali w niemieckim Celle, bo poznawaliśmy ich m.in. podczas naszych zakładowych rozgrywek sportowych. I nagle to spotkanie w hotelu. Szok. Dobrze, że nikt zawału nie dostał - mówi.

Sąd też pyta o wspomniane spotkanie w hotelu. To tam 12 maja prawie dziewięćdziesięciu pracowników dowiedziało się, że już dłużej pracować w firmie nie będzie. Krzysztof Polaków, jeden z pozywających Motortech byłych pracowników, mówił, że z zaproszenia na spotkanie w hotelu, wywieszonego w siedzibie firmy, wynikało, że będzie ono dotyczyło jej dalszego rozwoju. Stawiennictwo obowiązkowe. Tak fatalnych wieści nie spodziewał się nikt.

- Zdziwiło mnie, że przed wejściem na salę w hotelu stoją ochroniarze. Sprawdzali dokumenty. Część z nas początkowo nie została wpuszczona, bo miała przedmioty, które ochrona uznała za niebezpieczne (w przypadku jednej z kobiet, niebezpieczne okazały się… jajka - dop. red). Z ładnej tablicy dowiedzieliśmy się, że firma w Celle (w Niemczech - dop. red.) otworzyła nowy obiekt, pokazały się zdjęcia. A potem informacja, że firma w Polsce zostanie zlikwidowana i że z dniem dzisiejszym wszyscy zostaniemy zwolnieni. Pan, który nam to oświadczył, uciekł z ochroniarzem do hotelowego pokoju. W razie pytań mieliśmy się u niego stawić.

Sąd rozpoznał dotychczas 21 spraw. Z kolejnych zeznań wynikało m.in., że zachętą do rozstania za porozumieniem stron i odprawą, miał być dodatkowy tysiąc złotych. Pracownicy mówili o upokarzającym, dwugodzinnym oczekiwaniu na wpuszczenie na teren firmy, gdy chcieli zabrać swoje rzeczy.

Najpierw stali pilnowani przez ochronę, a kiedy już mogli wejść, okazało się, że część osobistych przedmiotów zginęła.

Traumatycznym przeżyciem było też obserwowanie, jak ciężarówki wywożą majątek firmy w nieznane. Być może to właśnie wylewane wówczas kobiece łzy sprawiły, że pracownicy postanowili odszukać w polsko-niemieckim słowniku słowo Gerechtigkeit i poszukać owej sprawiedliwości przed sądem.

Mecenas Krzysztof Legun reprezentujący zwolnioną załogę przed sądem w pozwie o zapłatę, dowodził, że pracodawca nie dochował żadnego z wymogów formalnych przewidzianych w ustawie z 2003 r. (tzw. ustawie o zwolnieniach grupowych). Nie było konsultacji z przedstawicielami załogi, nie stworzono regulaminu zwolnień grupowych, nie powiadomiono właściwego urzędu pracy itd. Nic. Absolutnie nic.

Niemcy próbowali jakoś ratować całą sytuację. Jeszcze przed terminem procesu prawnicy firmy przesłali do sądu oświadczenie o uznaniu żądania pozwu o zapłatę oraz przyznaniu przez Motortech, że kierownictwo faktycznie nie dopełniło wszystkich przepisów wynikających z ustawy. Były też wyrazy żalu, że przed procesem nie doszło do mediacji. Tylko że oprócz tych pięknych słów był też wniosek, by zasądzić od skarżących pracowników na rzecz pozwanego, czyli Motortech Polska, koszty postępowania procesowego. W sumie miałoby to być… blisko 100 tys. zł.

Znamienny jest dialog, jaki rozegrał się między przewodniczącym składu orzekającego sędzią Pawłem Eliaszem a prawnikiem Niemców.

- Panie mecenasie, czy uważa pan, że jakiekolwiek przyczyny rozwiązania umowy o pracę uzasadniają nieprzestrzeganie obowiązujących w Polsce przepisów Prawa Pracy?
- Wysoki sądzie pozwolę sobie nie odpowiedzieć na to pytanie - padło z sali.
- A dlaczego? - pytał dalej sędzia.
- Bo nie ja podejmowałem decyzje - odpowiedział prawnik.
- Ja pytam pana jako prawnika, a nie przedstawiciela zakładu pracy - nie odpuszczał sędzia.
- Uważam, że podmioty powinny przestrzegać prawa, co niestety w naszym kraju coraz częściej nie jest realizowane - powiedział mecenas.

W efekcie sąd uznał, że przesłanki do likwidacji zakładu (wojna i powstanie konkurencji) były niewystarczające. Uznał też za zrozumiały pośpiech przy składaniu pozwu przez zwolnionych pracowników, co szło w parze z równie szybkim wyznaczeniem terminów rozpraw. Tym samym byli pracownicy pozywający Motortech Polska mają otrzymać dodatkowe odszkodowanie za nieprzestrzeganie wspomnianej ustawy. I to z klauzulą wykonalności.

Wysokość odszkodowania zależy od stażu pracy. W przypadku osób pracujących w firmie najdłużej będzie to dodatkowe trzymiesięczne wynagrodzenie - łącznie z odprawą już sześciomiesięczne. Co ważne, odprawy już wpłynęły na konta byłych pracowników Motortech Polska. Osoby, które wygrały w sądzie, dostają też zasądzone odszkodowania.

- Nie zostały zachowane żadne procedury przewidywane przez ustawę o zwolnieniach grupowych - mówił uzasadniając wyrok sędzia Eliasz. - Wszystkie zostały zlekceważone. W związku z tym sąd nie może dać ochrony prawnej podmiotowi, który świadomie łamie przepisy prawa. Mieli wiedzę jak to zrobić, a zrobili zupełnie inaczej - zakończył.

Sąd ma do rozstrzygnięcia jeszcze 31 spraw, w których niemiecki pracodawca potraktował swoich pracowników jak „polskie śmiecie”. Bo tak sami o sobie mówią pozywający.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Potraktowali nas jak śmieci”. Zwolnieni pracownicy firmy Motortech Polska z Charzyna koło Kołobrzegu wygrywają przed sądem - Głos Koszaliński

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Właściciel ma prawo zrobić ze swoim biznesem co chce, nawet zamknąć i nie ma znaczenia czy jest Polakiem, Amerykaninem czy Niemcem.
S
SAS
Niemiec pewnie by zrobił wszystko z prawem, ale polscy Kapo mu doradzili, że można spróbować docisnąć jego ziomków kolanem i poprawić kopniakiem.
Z
Zawsze Zły Hans
Niemcy to, Niemcy tamto, byle jechać po Niemcach. Sprawdźcie sobie zatem, czy to Niemcy są współwłaścicielami w Motortech Polska, czy może jednak Polacy...
J
Japycz
Nie cieszcie sie zabardzo,ja z kolegami wygrałem pewna sprawę 7 lat temu znana sprawa z komornikiem i do dzisiaj były kolejne sprawy a grosiczkow nieeeemaaa!
W
W. Jak Wójt
... Co teraz sądy są cacy. Taaak?
Wróć na i.pl Portal i.pl