W poniedziałek, 6 września na pl. Wolności zebrało się kilkadziesiąt osób, by wyrazić sprzeciw przeciwko wprowadzeniu stanu wyjątkowego w przygranicznym pasie z Białorusią. Organizatorami manifestacji byli: Antoni Komasa-Lazarkiewicz, Maria Bąk-Ziółkowska oraz Ewa Zgrabczyńska.
Przekonywali, że manifestacja odbywa się w ponurym momencie. – Jesteśmy tutaj, by spontanicznie podzielić się emocjami na temat tego, co dzieje się w Sejmie i na granicy naszego państwa. Mamy do czynienia z potężną machiną propagandową, która próbuje przeinaczyć rzeczywistość, byśmy nie mieli szansy zweryfikować tego, co nam się mówi – przekonywał Komasa-Lazarkiewicz.
Ogromna dziura pokoleniowa w polskiej chirurgii

Protest przeciwko stanowi wyjątkowemu w Poznaniu
Sejm podtrzymał decyzję prezydenta Andrzeja Dudy nt. stanu wyjątkowego. – Uzasadnieniem decyzji są dwa argumenty: narastający kryzys uchodźczy oraz ćwiczenia militarne – wyjaśniał Komasa-Lazarkiewicz. – Tak naprawdę chodzi o ograniczenie dostępu mediom, parlamentarzystom i działaczom organizacji pozarządowym. To sytuacja bezprecedensowa, a argumenty te nie znajdują żadnego uzasadnienia. Podobne narzędzia nie były zastosowane podczas globalnej pandemii. Historie uchodźców są wpisane w nasze życie
Ewa Zgarbczyńska, dyrektorka poznańskiego zoo, przekonywała, że przyszła na protest jako osoba apolityczna.
- Jestem od zwierząt. Jeśli w Polsce zwierzęta nie mają praw, a ludzi traktuje się jeszcze gorzej, to budzi się mój sprzeciw. Należy przyjąć tych ludzi w sposób humanitarny, bo są to ludzie tacy sami jak my. Bezdomność w Polsce nie jest tylko problemem zwierząt, ale też ludzi. Jeżeli państwo ma bać się 30 nieuzbrojonych ludzi, to co będzie dalej? Apeluję o normalność, by nie było w granicach Polski żadnego cierpienia istot żywych
- mówiła.
Zgrabczyńska przypomniała historię tygrysów, które dwa lata temu znalazły się na terenie przygranicznym z Białorusią.
– Nie było żadnych mechanizmów urzędniczych, które pozwalałyby na uratowanie tych zwierząt. Wtedy okazało się, że można stanąć ponad machiną urzędniczą. A teraz nie wiemy, co się dzieje z ludźmi, którzy potrzebują pomocy i naszego chrześcijańskiego miłosierdzia. Jeżeli nie będziemy potrafili sięgnąć do źródeł naszego człowieczeństwa, co będzie dalej? Co jest dalej i gdzie te granice będziemy jeszcze przesuwać? Apeluję, ponad podziałami politycznymi, byśmy byli dobrzy i miłosierni
– dodawała Zgarbczyńska.
Dlaczego wprowadzono stan wyjątkowy?
Sejm podtrzymał rozporządzenie prezydenta Andrzeja Dudy o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w przygranicznym pasie z Białorusią. W Sejmie przedstawił je Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
– Jest szczególne zagrożenie na granicy spowodowane polityką państwa białoruskiego. Modus operandi władz Białorusi każe zakładać, że ma dojść do przesilenia imigracyjnego, możemy spodziewać się dalszej presji migracyjnej. Drugim elementem są ćwiczenia Zapad 2021, niepokoi nas to, że po raz pierwszy będą na taką skalę, ponad 200 tys. żołnierzy i że będą w bliskości polskiej granicy, kilkunastu, kilkudziesięciu kilometrów
– mówił Soloch.
Zdaniem szefa BBN istnieje pewna korelacja między zapowiadanymi ćwiczeniami a kryzysem migracyjnym. – Można zaryzykować tezę, że poziom zagrożenia przy granicy jest największy od rozpadu ZSRR – zaznaczał.
Sytuację na granicy tłumaczył w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” Szymon Szynkowski vel Sęk.
– Aleksander Łukaszenko nie ukrywa nawet, że chce tego rodzaju presję migracyjną wykorzystać jako zemstę na UE za wprowadzone sankcje. Dotyka to w pierwszej kolejności Polski jako kraju granicznego, ale w dalszej całej UE. To kwestia naszego bezpieczeństwa, bo osoby nielegalnie przekraczające granice nie mogą być w żaden sposób zweryfikowane, nie mamy więc pewności, że takie osoby nie niosą zagrożenia dla bezpieczeństwa obywateli UE
– wskazywał poseł.
Zaginieni z Poznania i okolic. Rodziny w 2021 roku wciąż cze...