Jest Pan współautorem książki pt. „Brudne wspólnoty. Przestępczość zorganizowana w PRL w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w.”. Czy mógłby Pan wyjaśnić, czym są „Brudne wspólnoty” wspomniane w tytule?
To termin, którego autorem jest nieżyjący już socjolog Adam Podgórecki. We wspomnianej przez Pana książce, którą redagowałem wspólnie z Danielem Wicentym, posłużyliśmy się tym pojęciem, by oddać fenomen patologicznych układów, jakie łączyły w późnych latach PRL aparatczyków partyjnych, funkcjonariuszy milicji i bezpieki, oficerów „ludowego” wojska, kadrę dyrektorską przedsiębiorstw, półświatek, przestępców i różnej maści biznesmenów.
Podczas prezentacji książki wspomniał Pan, że w latach 70. i 80. rządziła „zorganizowana grupa przestępcza”, która wprowadziła stan wojenny. Czy przestępcy mieli więc specjalne funkcje w strukturach komunistycznych?
W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że stan wojenny nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza o charakterze zbrojnym, kierowana przez Wojciecha Jaruzelskiego, mająca na celu likwidację NSZZ „Solidarność”, zachowanie ustroju komunistycznego oraz osobistych pozycji we władzach PRL. Zarówno wiedza historyczna, jak i przyjęta przez sąd wykładnia prawna pozwalają nam dziś powiedzieć jasno: najważniejsze osoby w ówczesnym państwie były przestępcami.
W naszej książce wzięliśmy pod lupę przestępczość na nieco niższym szczeblu: spółki nomenklaturowe, centrale handlu zagranicznego czy zorganizowane grupy złodziei samochodów. Tego rodzaju kryminalne działania nie mogłyby się rozwijać bez parasola ochronnego tajnych służb lub przynajmniej Wydziału Przestępstw Gospodarczych milicji.
Jakie powiązania istniały między przestępcami a Służbą Bezpieczeństwa? W jaki sposób mogła wyglądać ich współpraca?
Służba Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska dążyły do posiadania tajnych współpracowników wśród prostytutek, złodziei czy tzw. cinkciarzy. Te osoby stosunkowo łatwo wchodziły w posiadanie informacji interesujących służby bezpieczeństwa PRL. W większości były to tzw. „materiały kompromitujące” – dane na temat ludzkich słabości, posiadanych dóbr majątkowych czy działalności związanej z pracą konspiracyjną. Osoby, na które tajni współpracownicy złożyli doniesienia, mogły być szantażowane i zmuszane do współpracy bądź też pociągane do odpowiedzialności karnej za swoją działalność.
W jaki sposób komuniści mogli wpływać na pospolitych przestępców, aby Ci z nimi współpracowali? Polegało to na partnerstwie i wzajemnych korzyściach, czy spotykane były sytuacje np. szantażowania przestępców przez komunistów?
Myślę, że trudno tu mówić o partnerstwie. To służby komunistyczne miały do dyspozycji środki i metody mogące skłonić przestępców do współpracy zgodnej z ich oczekiwaniami. W ówczesnym systemie nie trzeba było wiele, aby człowieka zatrzymać czy aresztować. A dla prostytutki czy cinkciarza takie wyłączenie z przestępczej działalności oznaczało realne straty, brak dochodu. Tak, możemy mówić tu o swoistym szantażu. Ale czy do niego musiało dojść? Raczej nie, obie strony wiedziały co ich interesuje i dochodziły do porozumienia.
Jaki mógł być stosunek przestępców działających w latach 70 i 80 do władz komunistycznych? Powszechnie wiadomo, że niektórzy z nich kierowali się zasadą „nie bądź kapusiem”, do czego nakłaniały ówczesne władze.
Pyta mnie Pan, czy istniał romantyczny etos przestępcy w PRL? Taki porównywalny do przedwojennego, jaki pokazano w filmie „Vabank”? Wątpię. Pamiętajmy, że system komunistyczny znacząco podnosił dochody przestępców. Dopóki istniały bariery celne mógł kwitnąć przemyt dóbr luksusowych. Ograniczenia w dostępie do międzynarodowych systemów bankowych pozwalały na uzyskiwanie doskonałych zysków z handlu amerykańskimi dolarami czy niemieckimi markami. Przestępcy zapewne nie kochali systemu komunistycznego, jego funkcjonariusze często uprzykrzali im życie. Myślę, że działali w myśl zasady „pokorne cielę dwie matki ssie” – czerpali zyski z przestępczej działalności oraz starali się dogadywać z milicją. Tylko że przekazywane informacje bardziej dotyczyły świata zewnętrznego a nie wewnętrznych przestępczych relacji.
Wspominał Pan, że aby można było wejść do „przestępczej ekstraklasy, w Polsce komunistycznej należy wejść w pewien konkretny układ albo ze Służbą Bezpieczeństwa, albo co najmniej z Wydziałem Przestępstw Gospodarczych milicji”. Na czym polegało „wejście w układ”, o którym Pan mówił?
Wszyscy, interesujący się historią okresu Polski „ludowej", kojarzą kryptonim „Żelazo”. Jest to ewidentny przykład przestępstwa koordynowanego na najwyższym szczeblu państwowym połączony z czerpaniem zysków przez komunistycznych prominentów. W późniejszych latach działania funkcjonariuszy cechowały się już większą finezją. Bardziej ułatwiali prowadzenie nielegalnych działań niż brali w nich udział. W okresie schyłku komunizmu w Polsce ujawniono szereg bezprawnych działań, w których uczestniczyli funkcjonariusze wysokiego szczebla. Był to zarówno przemyt dzieł sztuki, samochodów czy współudział w fałszowaniu obcych walut. Dziwnym trafem sprawcy nie ponosili odpowiedzialności a sprawy szybko zamykano bez kierowania do sądu. Możemy przyjąć, na podstawie prowadzonych badań historycznych, że SB inicjowała powstawanie grup przestępczych – więc siłą komunistycznego munduru recyklingowała świadomie pospolitą przestępczość w kierunku jej profesjonalizacji i czerpania zysków.
Czy istnieje możliwość, że przeciwdziałanie przestępczości w okresie PRL-u było jedynie mistyfikacją, a milicjanci i Służba Bezpieczeństwa rekompensowali swoje pensje poprzez współdziałanie z przestępcami?
Nie możemy tak uogólniać kwestii związanych z praworządnością w tym okresie. Przestępczość była ścigana; kiedy istniała potrzeba „społeczna”, nagłaśniano afery, szafując wysokimi wyrokami sądowymi, włącznie z karą śmierci, za nadużycia gospodarcze, jak chociażby w tzw. aferze mięsnej z lat sześćdziesiątych XX w. Jednakże bez wątpienia w wielu przypadkach istniała swoista symbioza pomiędzy tymi dwoma światami. Nie bez znaczenia były korzyści materialne, jakie funkcjonariusze mogli osiągać z odstąpienia od czynności służbowych, a tym samym z pozwolenia na prowadzenie działalności niezgodnej z prawem, np. w Gdańsku jeden z funkcjonariuszy musiał tłumaczyć się z faktu posiadania samochodu marki Mercedes. Zakup z pensji milicjanta jest trudny do wyobrażenia dla osób znających ówczesne realia. W połowie lat 80. XX w. na Pomorzu miała miejsce udokumentowana sprawa przyjmowania łapówek przez milicjantów od prostytutek. Część funkcjonariuszy z regularnego pobierania haraczu od przestępców zajmujących się np. grą w trzy kubki czy kradzieżami uczyniła stałą praktykę. Ale to były drobne sprawy, afery idące w miliony były tuszowane i nie dochodziło do ich upublicznienia.
Czy ze względu na powiązania z komunistami, przestępcy mogli pomagać im zyskiwać wpływy w wolnej Polsce? W jaki sposób mogły wyglądać ich działania?
Na początku lat dziewięćdziesiątych część funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki, która albo nie przeszła weryfikacji albo odeszła z resortu, stała się biznesmenami. Ludzie, którzy posiadali wystarczający kapitał, żeby móc otworzyć lub kontynuować działalność gospodarczą już w realiach postkomunistycznych, wykorzystywali posiadany przez funkcjonariuszy know-how, szerokie kontakty wypracowane podczas służby, ale i wykształcenie i znajomość języków obcych, dobro, które wówczas nie było powszechne. Tak tworzyły się nie tylko firmy ochroniarskie (kto, jak nie specjalistycznie przeszkoleni funkcjonariusze umieli zorganizować właściwe zabezpieczenie zakładu produkcyjnego), ale i wielkie spółki, handlujące towarami luksusowymi. W przypadku tych ostatnich przydatni byli szczególnie funkcjonariusze Departamentu I, czyli wywiadu, znający szlaki przerzutowe, dzięki którym możliwe było omijanie opłat celnych.
W jakim stopniu grupy przestępcze mogły wpływać na decyzje polityczne po roku 1989? Czy istnieje możliwość, że przesiąknięci systemem komunistycznym, z którym współpracowali, mogli działać na korzyść postkomunistów, a jeżeli tak, to w jaki sposób się to odbywało?
W Instytucie Pamięci Narodowej zgromadzone są dokumenty służb specjalnych PRL, wytworzone do 31 lipca 1990 r. Z tego też powodu nie można przedstawić jednoznacznych dokumentów, mogących potwierdzać tezę zawartą w tym pytaniu. Ale zapewne kapitał, nie tylko finansowy, zbudowany na kontaktach z komunistyczną władzą, umożliwiał działania na korzyść postkomunistów. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że nieznani szerzej opinii publicznej przestępcy z lat 80., współpracujący z milicją lub SB (występujący w aktach IPN), odgrywali lub nadal odgrywają rolę w świecie biznesu wolnej Polski.
Zauważył Pan również, że „przed 1989 rokiem, przestępczość zorganizowana nie była przestępczością krwawą”. Jakie zaszły więc zmiany w tego rodzaju przestępczości po roku 1989 i z czego one wynikały?
Pierwsze spektakularne strzelaniny i zabójstwa gangsterów w Polsce to rok 1990. Nie było w tym przypadku – to właśnie wtedy przestały istnieć Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa. Powstała swego rodzaju próżnia kontrolna. Przestępczość zorganizowana, dotychczas właściwie nieznana w takiej formie, szybko wykorzystała sposobność wynikającą ze zmian ustrojowych i pokazała swą najbrutalniejszą twarz. Brutalizacja wiązała się nie tylko bezpośrednio z chaosem transformacyjnym a bardziej jest właśnie dowodem na to, że zginął regulator przestępczych praktyk – SB. Tym samym rozpoczęła się brutalna walka i zaznaczanie siły na rynku przestępczym, który stracił pana wielkich interesów.
Rozmawiał Mateusz Zbroja
td