Prof. Chwalba: Od 4 czerwca 1989 Polska stopniowo wkraczała w świat wolności

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Warszawa 04.06.1989.  Punkt informacyjny Komitetu Obywatelskiego Solidarność, przed Pałacem Kultury i Nauki.
Warszawa 04.06.1989. Punkt informacyjny Komitetu Obywatelskiego Solidarność, przed Pałacem Kultury i Nauki. PAP
4 czerwca 1989 roku to dzień, który zmienił Polskę. O znaczeniu pierwszych częściowo wolnych wyborów w Polsce, ich wpływie na upadek komunizmu, nadziejach i obawach liderów Solidarności, a także o tym, dlaczego 4 czerwca 1989 roku powinien być bardziej doceniany - mówi prof. Andrzej Chwalba, historyk

Czy 4 czerwca 1989 roku naprawdę zakończył się w Polsce komunizm?

Nie. To był jedynie skrót myślowy i optymistyczna zapowiedź tego, co może nastąpić. Rozpad systemu komunistycznego rozpoczął się zresztą znacznie wcześniej i trwał jeszcze przez długie miesiące. Takie słowa zapewne dyktowała radość, jaka zapanowała po wyborach wśród zwolenników Solidarności. Natomiast można powiedzieć, że od tego momentu proces rozpadu systemu komunistycznego zdecydowanie przyspieszył, co oczywiście nie znaczy, że nastąpiło to dokładnie 4 czerwca.

Co panu najbardziej utkwiło w pamięci tamtego dnia?

Przez cały maj byłem za granicą, na stypendium Ministerstwa Kultury Luksemburga, i to, co się działo w Polsce, śledziłem z perspektywy telewizji Luksemburga, Belgii, Francji. Dziennikarze tamtejsi generalnie byli ostrożni w przewidywaniach. Jedni spodziewali się, co prawda, iż strona solidarnościowa uzyska powodzenie, ale tylko pod warunkiem, że wybory nie zostaną sfałszowane. Inni z kolei wyrażali opinię, że jeśli opozycja wygra, to komuniści znowu wyprowadzą wojska i milicję na ulice. Wiemy, że niektórzy opozycjoniści na wieść o wspaniałym wyniku wyborów szykowali walizeczki z przyborami kosmetycznymi, spodziewając się, że lada moment mogą być internowani, że ponownie do akcji ruszą siły porządkowe kierowane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i gen. Kiszczaka. Natomiast, co do wrażeń z dnia 4 czerwca. W Krakowie wyczuwało się niepokój, co będzie dalej, ale i wielką nadzieję, ale także radość, że jednak zmuszono komunistów do wyrażenia zgody na wybory, nawet tylko częściowo wolne. Czuło się, że zwolennicy Solidarności są bardzo silnie zmotywowani i zmobilizowani, czego nie można było powiedzieć o zwolennikach zachowania status quo. Ale nastroje w dużym mieście jak Kraków nie oddawały „średniej” krajowej. W miasteczkach i na wsi, gdzie Solidarność była słabo ukorzeniona lub w ogóle nieobecna, nastroje były inne. Nie było tej wielkiej wiary w zwycięstwo i w odwrócenie zwrotnicy dziejów i nie było takiego napięcia nerwów, jak choćby w Krakowie.

Jakie były największe nadzieje i obawy liderów Solidarności w czasie kampanii wyborczej?

Nadzieje oczywiście na dobry wynik, a obawy, że władza będzie utrudniać prowadzenie kampanii wyborczej, a nawet - gdy sondaże będą dla niej niekorzystne - ogłosi, że wybory się nie odbędą. Aby się temu bliżej przyjrzeć, musimy powrócić do treści kontraktu, który wypracowano w ciągu dwóch miesięcy obrad, z przerwami, w Pałacu Namiestnikowskim, gdzie odbywał się Okrągły Stół, oraz w Magdalence, gdzie miały miejsce spotkania liderów. Kontrakt oznaczał w zasadzie zgodę na dwie fundamentalne kwestie: po pierwsze, legalizację związku zawodowego „Solidarność” (co w praktyce już się stało) i że odbędą się wybory demokratyczne do Senatu, nowej instytucji powołanej przed wyborami, oraz częściowo wolne i demokratyczne wybory do Sejmu, zwanego nie bez przyczyny kontraktowym. Czyli o 161 „wolnych” mandatów Solidarność będzie walczyła z innymi kandydatami bezpartyjnymi, którzy często byli popierani przez obóz rządowy. Ale pozostałe mandaty na zasadzie monopolu przypadną tym, którzy rządzili, PZPR, ZSL i SD i koncesjonowanym grupom chrześcijańskim. Dzięki takiej konstrukcji komuniści zagwarantowali sobie, a przynajmniej tak sądzili, większość na kolejne cztery lata. Niemniej w kontrakcie uzgodniono, że niektóre ministerstwa będą mogły być kierowane przez osoby z Solidarności. Miało to ułatwić pozyskanie części przynajmniej społeczeństwa do programu reform, które komuniści i ich partnerzy przygotowywali. Niektóre rozpoczęły się zresztą jeszcze przed 4 czerwca. Poprawienie jakości funkcjonowania gospodarki, poprawa poziomu życia miały zapewnić dalej władzę obozowi rządowemu i tym samym uratować może nie tyle system komunistyczny, co pozycję polityczną komunistów. Liczyli, że uda się przeprowadzić kraj przez „Morze Czerwone”, wzorując się na Chinach. Rządzili tam komuniści, ale rynek jest zasadniczo wolny, otwarty, choć kontrolowany przez centralne kierownictwo. Na taką treść kontraktu zgodzili się negocjatorzy Solidarności, co wywołało niezadowolenie wśród jej radykalnych działaczy oraz sprzeciw KPN i Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego. Krytykujący kontrakt obawiali się, że to jest pułapka, że w zamian za stołki ministerialne i urzędnicze ludzie opozycji będą legitymizować system i dominację komunistów. Władza dalej będzie władzą, a kontrakt okaże się tylko czymś pozornym, zawartym ze względu na opinię międzynarodową, aby odblokować zachodnie kredyty zamrożone w czasie stanu wojennego i skierować je do Polski.

Czy Polska mogła wybrać inną drogę transformacji, na przykład bardziej radykalną, i jakie byłyby tego konsekwencje?

W szeroko rozumianej opozycji były osoby o różnych przekonaniach, o odmiennej strategii i taktyce. W Solidarności, oprócz tak zwanego głównego nurtu, w którym byli zarówno bracia Kaczyńscy, Bronisław Geremek i Lech Wałęsa, istniały również nurty radykalne, a poza nimi wspomniana KPN i Solidarność Walcząca oraz radykalne środowiska studenckie i uczniowskie, jak Federacja Młodzieży Walczącej. Uważali oni, że kontrakt jest kapitulacją, że tak naprawdę Solidarność zdradziła, bowiem przy Okrągłym Stole rozmawiali funkcjonariusze UB ze swoimi agentami z Solidarności. W związku z tym uznali, aczkolwiek tylko niektórzy spośród nich, to za nieuczciwe i niemoralne. Ci najbardziej radykalni wezwali do bojkotu wyborów, ale wśród nich nie było KPN, która zgłosiła własnych kandydatów. Jak wykazały badania, świadomy bojkot z powodów ideowych i politycznych nie miał znaczącego wpływu na frekwencję wyborczą. Czyli nawet wyborcy Solidarności o radykalnych poglądach uznali, że nie można zmarnować tej wyjątkowej szansy odwrócenia losu i poszli do wyborów.

Jak z perspektywy tych 35 lat można ocenić to, co się wtedy wydarzyło 4 czerwca? Czy istnieją konkretne dokumenty lub świadectwa, które mogłyby zmienić nasze postrzeganie wydarzeń tamtego czasu?

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że przyjęty kontrakt, na pewno ostrożny, nie gwarantował wszystkiego, co być może można było osiągnąć. Liderzy Solidarności uważali jednak, że należy postępować krok za krokiem, podobnie uważał przyszły premier Tadeusz Mazowiecki. System komunistyczny nadal istniał, Związek Sowiecki trwał, obóz komunistyczny kontrolowała dalej Moskwa. W NRD stacjonowały liczniejsze oddziały sowieckiego wojska, niż w Polsce. W takich okolicznościach negocjatorzy osiągnęli tyle, ile było możliwe na ten moment. Dopiero wielkość sukcesu Solidarności, a formalnie Komitetu Obywatelskiego/KO/w wyborach 4 czerwca zmieniała optykę obu stron i zmieniła faktyczny układ sił. Zdobycie wszystkich 161 wolnych mandatów do Sejmu i 99 na 100 do Senatu było największym zaskoczeniem dla wszystkich. Badania, które prowadziła Solidarność, wskazywały na sukces w miastach. Rządowe badania CBOS oraz prowadzone przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych na użytek Kiszczaka i Jaruzelskiego również to przewidywały, ale nie w takim stopniu, jak 4 czerwca. To, co się wydarzyło, to nokaut, można by powiedzieć, i to w pierwszej minucie pierwszej rundy. Społeczeństwo polskie 4 czerwca odrzuciło system komunistyczny i wyrzuciło go na przysłowiowy śmietnik historii. Zaskoczeni i przerażeni tym lokalni działacze SD i ZSL-u wezwali kierownictwa obu stronnictw do porzucenia PZPR i związania się z Solidarnością. I tak się stało. Zdrada sojuszników otwarła niespodziewanie drogę do powstania pierwszego w bloku komunistycznym niekomunistycznego rządu kierowanego przez premiera Mazowieckiego.

Niektórzy kwestionują wagę tego wydarzenia, twierdząc, że nie były to prawdziwe wolne wybory.

Oczywiście, że nie były to w pełni wolne wybory, ponieważ na takie nie zgodziliby się komuniści. Solidarność chciała współrządzić, a komuniści nadal pragnęli zachować kontrolę. Liderzy Solidarności nie mieli doświadczenia w rządzeniu i chcieli je dopiero nabyć. Kiedy pojawiła się perspektywa stworzenia rządu z ZSL i SD, zastanawiali się, czy będą w stanie to udźwignąć. Z perspektywy 35 lat łatwo jest krytykować, że można było „przewrócić stolik”, ale komuniści nadal mieli znaczną kontrolę nad całością, nad gospodarką, mediami. Rząd Mazowieckiego był rządem kompromisu, a Solidarność ostatecznie też zagłosowała na Jaruzelskiego jako kandydata na prezydenta, aczkolwiek głosy oddane na autora stanu wojennego najbardziej krytykowano. Niemniej to były decyzje podyktowane troską o bezpieczeństwo kraju. Nie chciano prowokować konfrontacji militarnej, na którą nie byliśmy przygotowani. Polacy po doświadczeniach II wojny światowej i Powstania Warszawskiego, zrozumieli, że działania radykalne są niebezpieczne dla biologicznej substancji narodu. Powszechna historia pokazuje, że Rosja, niezależnie od koloru politycznego, czy czerwona, czy biała, czy zielona, jest imperialistyczna, jest Rosją zaborczą i taką, która potrafi być bezwzględną. Moskwa przecież dalej kontrolowała służby bezpieczeństwa i wojska Układu Warszawskiego.

Czy można powiedzieć, że to od Polski zaczęło się kruszenie komunizmu prowadzące do rozpadu Związku Radzieckiego, czy Związek Radziecki rozpadłby się tak czy owak, nawet bez tych wydarzeń w Polsce?

Zapewne tak, bowiem system ten, zarówno w Związku Sowieckim, jak i w Polsce, rdzewiał, rozsypał się pod swoim ciężarem. System nie miał przyszłości. Jak dziś wiemy, komunizm w wersji europejskiej nie był reformowalny - tego systemu nie dało się uratować. Funkcjonował przez lata w oparciu o gospodarkę ekstensywną, a zasoby zostały przejedzone. W 1989 roku okazało się, że „król jest nagi” i nie dysponuje zasobami i atutami. Kiedyś kapitaliści z Zachodu i politycy zaufali Gierkowi i dali mu sporo kredytów, ale teraz już nie chcieli ich przekazywać. Być może byliby skłonni udzielić wsparcia pod warunkiem, że komuniści ustąpią. To jest argument podnoszony przez tych, którzy uważają, że środowiska radykalne miały rację, twierdząc, że Zachód nie będzie wspierał kraju, w którym mają przewagę komuniści. Ale dodajmy, że nie wszyscy na Zachodzie wspierali Solidarność i zmiany w Polsce. Ci obawiali się bałaganu i nowych problemów. Niemiecka socjaldemokracja, francuscy socjaliści z prezydentem Mitterrandem na czele byli przeciwni „polskiej rewolucji”. Dlatego tak trudno Polakom było być pionierem w wychodzeniu ze starych struktur. Byliśmy pionierami i upadek komunizmu w Rosji nastąpił o wiele szybciej dzięki Solidarności, niż gdyby tego eksperymentu nie było. Reformy Gorbaczowa nawiązywały do postulatów Solidarności.

Czy Polska z perspektywy historycznej i międzynarodowej odpowiednio wypromowała znaczenie daty 4 czerwca 1989 roku? Dlaczego to upadek Muru Berlińskiego, a nie nasze wydarzenia w Polsce, jest często uznawany przez międzynarodową opinię za symboliczny koniec komunizmu? Czy u nas zabrakło spektakularnych symboli, które mogłyby stać się ikoną zmian? A może 4 czerwca powinien być świętem narodowym, wolnym od pracy, aby podkreślić jego znaczenie?

Aby 4 czerwca stał się globalnym świętem, musiałby być obchodzony na całym świecie. Gdyby był tylko świętem Polski, niewiele by to zmieniło. Myślę, że powody są dwa: okazaliśmy się zbyt mało sprawni w promowaniu dziedzictwa Solidarności i 4 czerwca i dalej zbyt mało w tym dziele czynimy. To wymagałoby dużych nakładów oraz innego miejsca Polski i Polaków w dziejach świata. Często jest tak, że nie ci, którzy rozpoczynają dzieło, ale ci, którzy je kończą, stają się bohaterami. Dzieło symbolicznie zakończyli Niemcy z NRD, burząc mur. Ten mur przez kilkadziesiąt lat od momentu jego budowy był symbolem. Przypomnę słynne zdanie Reagana: „Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur”. To przemawiało do świata, w tym i do Amerykanów. Mur jako symbol był bardziej przydatny w grze propagandowej niż nasze częściowo wolne wybory. Mur, cegły, kamienie działały na wyobraźnię. Cegły z muru były później sprzedawane na aukcjach w Europie i Ameryce.

Do tej pory można je kupić w sklepach pamiątkarskich w Berlinie.

Oczywiście, dzisiejsze ceny są już zupełnie inne niż na początku. Może nie osiągają jeszcze cen obrazów mistrzów renesansu czy impresjonistów, ale nie wiemy, jak to się dalej potoczy, bo i tak są dzisiaj wysokie. Podobnie było po 1789 roku we Francji, kiedy to rewolucjoniści sprzedawali cegły i kamienie z Bastylii, które stały się relikwiami Rewolucyjnej Europy i Stanów Zjednoczonych. Tego atutu nie mieliśmy. Ponadto liczyła się siła Niemiec, niemieckiej gospodarki i niemieckiej polityki. W tej konfrontacji byliśmy znacznie słabsi. Jednak nic nie jest stracone - 35 lat to dobra okazja, żeby polskie władze i polskie społeczeństwo nadały temu wydarzeniu dużą rangę, aby świat dowiedział się, że to jest początek czegoś ważnego i globalnego.

A może te wewnętrzne kłótnie i podziały, które pojawiły się w Polsce, wpłynęły na sposób, w jaki ten dzień jest postrzegany zarówno w kraju, jak i za granicą?

Zgoda, na pewno tak jest. Drugi powód to fakt, że lata 90. były wyjątkowo trudne w Polsce, ponieważ rozpoczynaliśmy trzy transformacje: polityczną, gospodarczą i oraz transformację historyczną, dotyczącą symbolicznej przestrzeni, pamięci i historii. Zajęcie się tym wszystkim - w atmosferze, kiedy odbywały się strajki, manifestacje, ludzie byli bez pracy, pamiętamy Kuronia, który wydawał zupki - wszystko to sprawiało, że ludzie byli skoncentrowani na tu i teraz. Walka o znaczenie symbolu i jego wypromowanie wymagałyby zupełnie innej sytuacji, spokoju w kraju, a tego z wielu powodów nie było. Stąd też te podziały.

Czy sentymenty w stylu „komuno, wróć” były w Polsce tak silne jak w innych krajach bloku wschodniego?

One w Polsce były, pojawiały się jeszcze po 2000 roku, ale to już jest historia. Trudno porównać, czy były mocniejsze czy słabsze, bo to wymagałoby szczególnych badań socjologicznych. Na przykład w NRD te resentymenty były bardzo silne, w Czechosłowacji długo istniała partia komunistyczna i praktycznie dalej działa. Bardzo silne były wpływy komunistów w Rumunii czy Bułgarii, gdzie nie było podobnych ruchów jak w Polsce. Z takiego oglądu i pierwszego wrażenia wydaje się, że nasze resentymenty za PRL były słabsze.

Jakie lekcje z dnia 4 czerwca 1989 roku wciąż są aktualne dla współczesnej Polski?

Jeśli wierzysz w słuszność pięknych i szlachetnych celów, to zwycięstwo jest ci pisane. Poczynając od 4 czerwca Polska stopniowo wkraczała w świat wolności. Stawaliśmy się też państwem niepodległym. Także dzisiaj wolności obywatelskie oraz suwerenność państwowa i prawo do decydowania o swoim losie powinny być czymś nadrzędnym ponad podziałami.

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

T
Tadeusz
Pociąg pojechał. Kolejna stacją będzie wojna światowa która wszystko zmieni.
g
gosc
4 czerwca 1989 owszem upadł komunizm ale komuchy zastąpiły go krwiożerczym kapitalizmem wmawiając że to wina Solidarności.
Wróć na i.pl Portal i.pl