
Spis treści
Protesty pod Machu Picchu
Jak donoszą media, protestujący nie przebierali w środkach – palili opony i blokowali tamtejszą linię kolejową. Starli się także z policją, efektem zamieszek byli ranni, w tym troje cywilów i pięciu funkcjonariuszy.
Dziennik „El Comercio” mówi o około 900 ewakuowanych turystach, a francuska agencja prasowa AFP podaje liczbę 700 osób, zarówno Peruwiańczyków, jak i obcokrajowców.
Protesty pod słynnymi ruinami miasta Inków organizuje „Kolektyw Ludowy Machu Picchu”. Jego uczestnicy obawiają się, że powierzenie sprzedaży biletów do atrakcji turystycznej to początek „systematycznej prywatyzacji” obiektu. Wśród ich postulatów jest nie tylko cofnięcie tej decyzji, ale i dymisja minister kultury Peru Leslie Urteagi.

Machu Picchu zagrożone?
Organizacja stojąca za protestami uważa, że operator sprzedaży biletów do Machu Picchu, na prowizjach od transakcji, może zarabiać rocznie około 12 mln soli, czyli w przeliczeniu ok. 12,8 mln złotych.
Władze w Limie odrzucają te oskarżenia i przekonują, że nowy system sprzedaży biletów jest konieczny do kontroli liczby odwiedzających, gdyż w przeciwnym razie może to zagrażać samym słynnym ruinom, które są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Firma Joinnus, będąca operatorem nowego systemu, poprosiła rząd o przyspieszenie wygaśnięcia umowy. Miała ona pierwotnie obowiązywać do sierpnia. Spółka gotowa jest wziąć udział w nowym procesie wyboru pośrednika, a jednocześnie podkreśliła, że jej rola polega wyłącznie na outsourcingu sprzedaży biletów.
Machu Picchu leży w Peru
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Źródło:
