Przemilczana zbrodnia, czyli jak w PRL-u zakłamywano Katyń

Bożydar Brakoniecki
Materiały prasowe
Na prawdę o losach polskich oficerów czekaliśmy pół wieku. W czasie ludowej władzy Katyń był wręcz tajemnicą strategiczną - pisze Bożydar Brakoniecki.

Nie mylą się ci, dla których zbrodnia w lesie katyńskim była jednym z najbardziej przemilczanych tematów w PRL-u. W ówczesnych encyklopediach między hasłami "Katylina" a "Katz Bernard, sir, profesor Oksfordu" próżno szukać prawdy o tragedii tysięcy polskich oficerów. Katyń zakopano głęboko w niepamięci, a propaganda komunistyczna skrzętnie likwidował każde wspomnienie o tym fakcie. Przykład dał sam I sekretarz PPR, tow. Władysław Gomułka, który na zjeździe w grudniu 1945 roku wygłosił znamienne przemówienie, istny popis kłamstw i przeinaczeń: "Katyń był przez długi czas codzienną pożywką reakcji, która jak szakal na pobojowisku żerowała na ofiarach hitlerowskiej kaźni".

Zatem historycy i badacze literatury, którzy w spuściźnie Polski Ludowej szukaliby śladów wspomnienia o Katyniu, nie byliby ukontentowani. Takich śladów po prostu brak. Na straży poprawnej wykładni Katynia stała bowiem czujna cenzura. Lektura "Czarnej księgi cenzury PRL", zawierającej zapisy i zlecenia cenzorskie (700 stron dokumentów skopiował i wywiózł pod koniec lat 70. do Szwecji ekscenzor Tomasz Strzyżewski), daje wgląd nie tylko w skonfiskowane informacje o zbrodni, ale też instrukcje, jak postępować, gdy niesforny dziennikarz lub literat niebacznie zahaczył o Katyń. Radzono przede wszystkim stosować wzorce radzieckie, czyli bezlitośnie ciąć feralne fragmenty. Cenzorskiej gorliwości miały nie umykać nawet klepsydry pogrzebowe, w których pojawiało się złowrogie słowo "Katyń".

Nic więc dziwnego, że w ciągu kilkudziesięciu lat rządów komunistycznych wiedzę o sowieckiej masakrze czerpano z rodzinnych przekazów i Wolnej Europy. Oficjalnie temat nie istniał, choć oczywiście nie brakło pisarzy chcących przypodobać się władzy i smarujących kłamstwa. Wystarczy wspomnieć choćby Adolfa Rudnickiego, który w 1955 roku popełnił niezbyt chlubą nowelę "Major Hubert z armii Andersa", paszkwil na tych, którzy autorów zbrodni upatrywali w Sowietach, albo Bolesława Wójcickiego, autora jadowitych bredni, zebranych później w tzw. "Notatniku agitatora", kolportowanym przez wydział propagandy KC PZPR. Ciekawy jest też przypadek Władysława Broniewskiego, który nigdy nie zająknął się o swoich katyńskich wierszach z tomu "Homo sapiens" (pisał je podczas wojny w Jerozolimie), choć po 1956 roku pojawiła się szansa na opublikowanie niektórych z nich.

Ale to oczywiście wyjątki, tak jak traktaty ku czci Stalina, Dzierżyńskiego czy dymiących pieców Magnitogorska, fabrykowanych masowo przez rodzimych intelektualistów. I wstydliwa dla niektórych kwestia uczestnictwa w propagandowej akcji władz, które postanowiły namieszać ideologicznie i głosiły, że mord, owszem, miał miejsce, ale nie w Katyniu, lecz w Chatyniu i że dokonali go hitlerowscy (faktycznie, w 1943 roku SS i ich białoruscy pomagierzy okrutnie zamordowali w Chatyniu kilkuset mieszkańców). Ostatnie echa "chatyńskiej" prowokacji słychać było jeszcze na początku lat 80., wygłaszane przez co gorliwszych apologetów stanu wojennego.Równie głucho o zbrodni było w PRL-owskim kinie. Nawet najbardziej ważni widzowie nie zauważyli nigdy cienia aluzji do katyńskiego lasu choćby w popularnym serialu "Czterech pancerni i pies", oficjalnej wykładni II wojny dla Polaków, wyreżyserowanego na podstawie prozy płk. Janusza Przymanowskiego, czy w "Stawce większej niż życie", gdzie główny bohater, niejaki Kloss, jest wręcz sowieckim szpiegiem. Nawet w serialu "Do krwi ostatniej" Jerzego Hoffmana z 1978 roku, reklamowanym jako "prawda w stosunkach polsko-radzieckich", o zbrodni nawet się nie zająknięto.

Choć oficjalnie o Katyniu kłamano, naród swoje wiedział. Szeptana plotka głosiła na przykład, że Melchior Wańkowicz już po powrocie z emigracji w 1958 roku zapalił znicze ku czci pomordowanych oficerów na Powązkach, na pomniku AK Gloria Victis (później wokół tego miejsca zawiązał się tzw. Instytut Katyński, do którego przynależał m.in. prof. Jerzy Łojek). Ale pierwszym literackim śladem zbrodni była powieść Włodzimierza Odojewskiego "Zasypie wszystko, zawieje". Ukazała się w 1973 roku w Paryżu, kiedy pisarz był już od dwóch lat emigrantem. Potem wracał do wątku katyńskiego wielokrotnie, choćby w opowiadaniu "Milczący, niepokonani", fabularnej wersji śledztwa, które po wojnie prowadził w Krakowie prokurator Roman Martini (prawdziwy Martini zastał tajemniczo zamordowany w marcu 1946 roku i wedle historyków ślady prowadzą do wywiadu radzieckiego).

To właśnie na kanwie "Milczących, niepokonanych" Andrzej Wajda miał pierwotnie zrealizować film o Katyniu. Obaj artyści nie dogadali się jednak co do szczegółów scenariuszowych filmu. Bowiem dla Odojewskiego powinno być to świadectwo zacierania przez komunistów śladów po katyńskiej masakrze. Film powinien więc obejmować nie tylko śmierć Martiniego, ale też m.in. Iwana Kriwoziercowa, wieśniaka z katyńskich Kozich Gór, który wskazał Niemcom masowe groby, którego zamordowano w 1947 roku w Londynie, a także naciski dyplomatyczne Sowietów, zmuszających aliantów do milczenia.

To o tyle ważne, że wiedzy o prawdziwych sprawcach mordu towarzyszył przez lata strach. To dlatego na przykład Aleksander Wat pozwolił sobie na słowa prawdy o zbrodni dopiero na emigracji, kiedy spowiadał się Miłoszowi w "Moim wieku". Podobnie było z noblistą, który wielokrotnie pisał i wypowiadał się o mordzie pod Smoleńskiem, ale dopiero wtedy, kiedy był daleko od swoich wcześniejszych mocodawców (niektórzy w dobrej wierze doszukują się u niego aluzji do Katynia już w "Zniewolonym umyśle" i "Zdobyciu władzy"). Nie ma co zresztą robić obu poetom wyrzutów, wszak i Zbigniew Herbert swój słynny wiersz "Guziki" napisał już po 1989 roku, czyli jak na poetę niezłomnego dość późno. Znacznie wcześniej mogli o mordzie z 1940 roku dowiedzieć się czytelnicy drugoobiegowej książki "Widziałem wolność w Warszawie", którą w 1984 roku, w oficynie Przedświt wydał Włodzimierz Bolecki (pod pseudonimem Jerzy Malewski). W tomie o tytule zaczerpniętym z wiersza Władysława Buchnera zamieścił szkice m.in. o Józefie Mackiewiczu, nieustępliwym antykomuniście i legendarnym tropicielu prawdy o katyńskiej masakrze. To właśnie teksty Mackiewicza, pisarza i publicysty, który po wojnie nigdy nie wrócił do Polski, stanowią najbardziej wstrząsające świadectwo naszej narodowej tragedii.

Powód jest prosty: to Mackiewicz, po odkryciu przez Niemców grobów w maju 1943 roku, za zgodą władz polskich podziemnych udał się do Katynia jako obserwator ekshumacji zwłok. Po powrocie udzielił wywiadu gadzinowemu "Gońcowi Codziennemu", za co PPR wydała nań wyrok śmierci i co do dziś sprawia, że nazywany jest przez niektórych kolaborantem. Ale to właśnie on zostawił nam zestaw książek, które dają najpełniejsze świadectwo komunistycznej zbrodni. Źródłowym i najlepiej opracowanym jest monumentalny zbiór "Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów", który - z przedmową gen. Władysława Andersa i przy współpracy Zdzisława Stahla - powstał jeszcze w Biurze Studiów II Korpusu we Włoszech.

Za żelazną kurtynę teksty Mackiewicza zaczęły trafiać dopiero w latach 80. i 90., podobnie jak świadectwa Ferdynanda Goetla i Jana Emila Skiwskiego, którzy również w 1943 roku widzieli rozkopane groby oficerów, oraz m.in. prof. Stanisława Swianiewicza, do którego uśmiechnęła się opatrzność i cudem uniknął strzału w tył głowy (jako jeden z nielicznych został cofnięty w Gniezdowie z transportu do Katynia). Wcześniej prawdy mogli się dowiedzieć również czytelnicy paryskiej "Kultury", w której publikowano wspomnienia z Rosji m.in. Józefa Czapskiego i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Po 1989 roku prawda o mordzie w katyńskim lesie przestała być tabu. Zniknęli ci, którzy przez lata wybielali komunistyczną zbrodnię. Dziś księgarnie pełne są polskich i zagranicznych opracowań historyków, ukazują się spóźnione wspomnienia świadków, poeci piszą wiersze o tamtych czasach (wystarczy wspomnieć imponujący tom "Katyń w literaturze" opublikowany nakładem Norbertinum). Czas wielkiego kłamstwa należy już szczęśliwie do przeszłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 4

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

w
wigo
Debilko, tu był motyw żeby zataić prawdę o komunistycznej zbrodni w Katyniu.
m
mieszko
to chyba nie jest na temat mordu katyńskiego. tylko raczej "zbrodni i kary " -,-
M
Marcin
Ja traktuję PRL negatywnie .
J
Julita34
Nie dopatrujmy się przyczyny morderstw...Ci, którzy mordują nie mają przyczyn, to psychopaci, idioci, brak mi słów. Psychopaci, których my ludzie doprowadzamy do władzy. Boli mnie to, że wielu Polaków( nie wszyscy) myślą tylko o sobie i dbają tylko o swoje 4 litery, gdy obok za ścianą odgrywa sie tragedia. egoizm trzeba wyplemić z naszego narodu i wtedy będzie dobrze..
Premierze jeżeli masz odrobinę POlSKIEJ godności i honoru oczekuje twojej dymisji. Obywatelka PL
Wróć na i.pl Portal i.pl