Przeznaczenie Caroline

Anna Tomiak
Caroline Kennedy
Caroline Kennedy
Wychowana przez matkę, Jackie Bouvier Kennedy, Caroline nigdy nie zachowywała się tak jak jej rozzuchwaleni, bogaci kuzyni. Nic dziwnego, że senior rodu Ted Kennedy doszedł do wniosku, że cała nadzieja w jego porządnej bratanicy i namówił ją na polityczną karierę.

Kiedy Caroline Kennedy oświadczyła, że zamierza ubiegać się o miejsce w Senacie USA, które wkrótce zwolni Hillary Clinton (otrzymała posadę sekretarza stanu w rządzie Baracka Obamy), Amerykanie przyjęli jej decyzję z entuzjazmem. Ale radość trwała krótko. Po opublikowaniu pierwszych wywiadów okazało się, że córka zamordowanego w Dallas prezydenta Johna F.

Kennedy’ego i jego pięknej żony Jacqueline ma problemy z wyartykułowaniem prostego zdania: "Eeee, heee, no, wiesz….". Tak mniej więcej brzmiała większość jej odpowiedzi na pytania dziennikarzy. - Nie ma ani charyzmy ojca, ani urody matki - stwierdzili rozczarowani Amerykanie. Co więc ma 51-letnia Caroline, poza sławnym nazwiskiem i milionami dolarów? - Szczęście, że żyje - odpowiadają cynicy.

Historia rodziny Kennedych, w której roi się od zabójstw, ciężkich chorób i tragicznych wypadków, sięga połowy XIX wieku, kiedy do Ameryki przybył irlandzki emigrant Patrick Kennedy. Uciekł z Zielonej Wyspy przed śmiercią z głodu. Zatrudnił się jako bednarz, marzył, że za oceanem zdobędzie majątek. Nie udało się, umarł na cholerę.

W kieszeni u Josepha
Jego syn Patrick Joseph okazał się jeszcze ambitniejszy, chciał nie tylko majątku, ale i władzy. Na początek ożenił się z córką bogatego biznesmena i kupił podupadający bar. Zaczął importować alkohol, a kiedy rozkręcił interes, zapisał się do Partii Demokratów. Wkrótce był jedną z czterech osób, które rządziły Bostonem.

Jego syn Joseph Patrick (ur. w 1888 r.) pomnożył jego majątek - zarobił fortunę, handlując alkoholem w czasach prohibicji; nie miał skrupułów, współpracował z mafią, oszukiwał, kupując głosy wyborców. Prezydent T. Roosevelt go nie znosił, ale też mu ulegał, wszyscy czołowi politycy siedzieli w jego kieszeni.

W 1914 r. ożenił się z Rose Fitzgerald, miał z nią czterech synów i pięć córek. Rok po ślubie urodził się Joseph Patrick Kennedy jr., a dwa lata później John Fitzgerald Kennedy, syn, który spełnił marzenie ojca - został 35. prezydentem USA. Senior rodu Joseph Patrick okazał się tyranem.

Wmawiał swoim dzieciom, że muszą być najlepsze, nie tolerował żadnych słabości. Kiedy jedna
z jego córek, Rosemary, urodziła się upośledzona umysłowo, kazał jej zrobić lobotomię i na resztę życia zamknął w zakładzie psychiatrycznym.

Synów wychował w przekonaniu, że władza, pieniądze i kobiety po prostu się im należą. To, jak je zdobędą, jest już sprawą drugorzędną. Czterej bracia Joseph Patric jr., JFK, Robert (Bobby) oraz Edward (Ted) z powodu nieustannych romansów byli nawet podejrzewani o nadaktywne libido.

Ojciec nagradzał tylko najsilniejszego, więc nieustannie ze sobą konkurowali, rywalizowali nawet o względy sławnych kobiet (Marilyn Monroe była kochanką zarówno Johna, jak i Roberta). Joseph Patrick nie tylko manipulował politykami, ale też sam próbował robić karierę. Skończyło się na stanowisku ambasadora USA w Wielkiej Brytanii, które objął tuż przed wybuchem II wojny światowej. Od synów żądał, by zaszli jeszcze dalej niż on.
Po latach biografowie napisali, że nauczył ich brawury, ale nie nauczył rozsądku. Skutki? Aż czworo dzieci Josepha Patricka zmarło tragicznie - najstarszy syn Joseph jr. zginął w wieku 29 lat. W czasie wojny, w 1944 r., zgłosił się na ochotnika do niebezpiecznej akcji wysadzenia niemieckiego bunkra.

Bomba wybuchła już na pokładzie samolotu, który pilotował. Córka Kathleen straciła życie w wypadku lotniczym cztery lata później, miała 28 lat. Dwaj słynni bracia: prezydent Johna Fitzgerald Kennedy i prokurator generalny Robert Kennedy stali się ofiarami politycznych zamachów; pierwszy - zginął w trzecim roku swojej prezydentury w 1963 r., trafiony trzykrotnie podczas przejazdu limuzyną przez Dallas. Miał 46 lat. Drugi został postrzelony w 1968 r. w Los Angeles, wkrótce po wygłoszeniu mowy celebrującej jego zwycięstwo w stanowej turze wyborów prezydenckich w Kalifornii. Zmarł dwa dni później, w wieku 43 lat.

Edward Kennedy (czwarty syn Josepha) cudem przeżył katastrofę samolotu w 1964 r., był jednak poważnie ranny. Pięć lat później po pijanemu zjechał samochodem z mostu. Jo Kopechne, jego sekretarka, którą podwoził, utonęła uwięziona w aucie. Młody wówczas senator nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego od razu nie zgłosił wypadku na policję. Mimo to dostał karę niewspółmierną do winy - dwa miesiące w zawieszeniu i rok nadzoru kuratorskiego. Ten incydent praktycznie pogrzebał jego ambicje prezydenckie, na domiar złego wpadł w alkoholizm, walczył z nałogiem przez długie lata.

Joseph P. Kennedy, tracąc synów, umierał po kawałku, piszą dziś amerykańskie gazety. Po śmierci JFK zamknął się w sobie, po zabójstwie Roberta przestał jeść. Zmarł w 1969 r.

Fatum czy życie na krawędzi
Jedni uważają, że nad rodziną Kennedych ciąży fatum, inni - że jej członkowie lubią żyć na krawędzi. "Często sami prowokują los" napisał na łamach gazety "The Washington Post" znany dziennikarz Frank Mankiewicz.

To dotyczy także następnego pokolenia. Przedwcześnie odeszli dwaj synowie Bobby’ego: David, który zmarł po przedawkowaniu narkotyków, miał 29 lat, i Michael, który zabił się czasie jazdy na nartach, miał 39 lat. W tym samym wieku był John F. Kennedy jr., brat Caroline, kiedy zginął w katastrofie lotniczej wraz ze swoją żoną Carolyn Bessette i jej siostrą. Lecieli na wyspę Martha’s Vineyard u wybrzeży Massachusetts na wesele Rory, najmłodszej córki Bobby’ego.

John-John, jak nazywali go Amerykanie, usiadł za sterami sportowego, sześcioosobowego Pipera Saratogi, choć pogoda była fatalna, a on nie miał wielkiego doświadczenia jako pilot. W strasznej ulewie maszyna uderzyła o powierzchnię oceanu. Zmasakrowane ciała całej trójki znaleziono po czterech dniach.

John-John, którego Ameryka zapamiętała jako małego chłopca salutującego w 1963 r. przed trumną swojego sławnego ojca, nigdy nie był bohaterem skandali, choć też czasami postępował według nauk dziadka. "Młodzi spadkobiercy fortuny Josepha Kennedy’ego czują się herosami. To ich głupota jest winna temu, że legenda rodziny rozpływa się na naszych oczach" - uważa F. Mankiewicz, który od wielu lat zajmująca się losami Kennedych.
Nie chcę i nie muszę
Przystojny John John, uznany w 1988 r. przez magazyn "People" za najseksowniejszego żyjącego mężczyznę był jedną z najlepszych partii w Ameryce. Skończył prawo, ale krótko pracował w zawodzie. Wolał zajmować się działalnością charytatywną na rzecz państw Trzeciego Świata i podróżować. Myślał nawet o aktorstwie, ale nigdy nie interesowała go kariera polityczna (choć mógł w 1992 r. wystartować w wyborach do kongresu). W końcu założył magazyn "George", będący mieszanką polityki i plotek z wyższych sfer.

Pismo, choć popularne w kręgach yuppie, nie przynosiło wielkich dochodów. Ale młody Kennedy nie musiał się tym przejmować, powtarzał, że nareszcie robi to, co lubi. Zamieszkał z żoną w lofcie na TriBeCe (niegdyś część przemysłowa NYC, dziś dzielnica należąca do artystów i bogaczy, Robert De Niro ma tu własną wytwórnię filmową i restaurację TriBeCa Grill), jeździł po Manhattanie rowerem albo na wrotkach, spacerował z psem. Bezpośredni, uśmiechnięty, chętnie zawierał znajomości z ludźmi spotykanymi na ulicy. "Wyraźnie odstawał od reszty rodziny, która nierzadko wywyższała się nad innych", wspominają jego przyjaciele. "Był Amerykaninem z krwi i kości, ale sposobem bycia przypominał raczej elokwentnego, wyluzowanego brytyjskiego dżentelmena".

Najnudniejsza z Kennedych
John - John dobrze znosił sławę, ale z jego siostrą Caroline było znacznie gorzej. Uparcie stroniła od medialnej sławy. W grubych biografiach Kennedych zamieszczono o niej tylko krótkie notki - że urodziła się w 1957 r. i mieszkała w Białym Domu od 3. do 6. roku życia, a po śmierci ojca przeniosła się z matką i bratem do Nowego Jorku.

Ukończyła Brearley School (prywatną szkołę dla dziewcząt), studiowała na Harvard University i w Columbia Law School, potem pracowała w Metropolitan Museum of Art, gdzie w 1980 r. poznała kustosza Edwina Schlossberga, swojego przyszłego męża. Następne lata spędziła w apartamencie na Manhattanie, wychowując dwie córki: 20-letnią Rose i 18-letnią Tatianę oraz 16-letniego syna Johna (nazywanego Jackiem). Jej kuzyni pakowali się w jakieś straszne tarapaty albo ginęli w tragicznych okolicznościach, a ona prowadziła życie przykładnej żony i matki. Nie zrobiła niczego, co można nazwać skandalem.

Ani Caroline, ani jej brat nigdy nie przypominali swoich kuzynów - bandy rozzuchwalonych chłopaków, którzy mają wszystko i afiszują się ze swoją arogancją. Zostali wychowani przez Jacqueline, która wyznawała zupełnie inne wartości niż rodzina jej męża i wcale tego nie kryła. Nie zależało jej na popularności, nie znosiła polityki, wręcz odcinała się od niej. Chciała, by jej dzieci wyrosły na uczciwych ludzi i wiodły normalne, spokojne życie. Trzeba przyznać, że akurat to się Jackie udało. Biografowie podkreślają, że z dorosłych już dziś wnuków Josepha i Rose tylko Carolinie i John -John nigdy nie sprawiali kłopotów.

Caroline tak jak matka stroniła od polityki i mediów. Po śmierci Jacqueline urządziła jej prywatny pogrzeb (bez obecności telewizji i prasy) i przejęła po niej honorowe stanowiska - prezesa American Ballet Theatre (Narodowego Teatru Baletowego) oraz Prezydenckiej Biblioteki Johna F. Kennedy’ego w Bostonie.

Poza tym zajęła się badaniami nieodkrytych dokumentów i akt Białego Domu z czasów prezydentury swego ojca i wydała siedem książek, m.in. dwie prawnicze, które przeszły bez echa, oraz antologię ulubionych wierszy swojej matki, która stała się bestsellerem.

Pojawiała się publicznie tylko wtedy, gdy naprawdę musiała, albo kiedy chciała, np. w 1977 r. była na pogrzebie Elvisa Presleya. Z dawnych lat agencje mają tylko jej ślubne zdjęcia i parę z rodzinnych pogrzebów. Wydawało się, że Caroline będzie się ukrywać do końca życia. Tym bardziej, że gazety tylko przekonywały ją o słuszności tej decyzji - pisały o jej bracie, że jest seksowny i fotogeniczny, a o niej, że jest rozczarowaniem: "Nie tak piękna jak matka i nie tak bystra jak ojciec, za to tak porządna, że aż nudna".
Caroline wchodzi do polityki
A jednak wyszła z cienia. Najpierw jako przewodnicząca fundacji wspierającej szkoły publiczne w Nowym Jorku zebrała w ciągu roku 160 milionów dolarów, potem urządziła aukcję biżuterii, mebli i obrazów należących do jej sławnych rodziców. Sama nie zarobiła na tym ani centa - cały dochód przekazała na Bibliotekę JFK. "Po śmierci mojej matki i brata okazało się, że mam więcej domów i rzeczy, niż potrzebuję do życia. Dlatego zdecydowałam się je sprzedać" - wyjaśniła swoją decyzję
w wywiadzie dla "Vogue’a".
"Caroline jest bardzo praktyczna i twardo stąpa po ziemi" - mówią jej przyjaciele. "Zawsze taktowna i opanowana" - dodaje Eve Miller, dziennikarka, która obserwowała ją na spotkaniu autorskim. "Setki ludzi dobijały się po autograf i każdy powtarzał to samo: "Pani matka była taka piękna"; "Mój Boże, pani brat zginął tak tragicznie"; "Musi być pani ciężko żyć z takim nazwiskiem". A ona, zamiast wylać na nich kubeł zimnej wody, tylko potakiwała z grzecznym uśmiechem. Rośnie z niej mądry polityk, zobaczycie, jeszcze będzie udzielać świetnych wywiadów - powiedziała Miller z przekonaniem po tym, jak gazety opublikowały pierwsze nieudane rozmowy z Caroline.


Kto jeszcze do polityki?

Z karierami politycznymi młodego pokolenia Kennedych nie jest najlepiej. Joseph, najstarszy syn Roberta przez kilkanaście lat był kongresmanem z Massachusetts. Niestety, wyszło na jaw, że ma romans z sekretarką, żona oskarżyła go o przemoc fizyczną i szantaż, musiał wycofać się z polityki. Kathleen, siostra Josepha, z powodu religijności uważana w rodzinie za zakonnicę, była przed dwie kadencje wicegubernatorem stanu Maryland, ale walkę wyborczą o fotel gubernatora przegrała z kretesem. Z kolei Patrick, syn Teda, obecnego senatora, znalazł się na liście dziesięciu najgorszych członków Izby Reprezentantów. Prasa donosi, że jego największym medialnym sukcesem jest publiczne leczenie się z alkoholizmu.

Nic dziwnego, że senior rodu 76-letni Edward Kennedy, obecnie dożywający swoich dni z nieoperacyjnym guzem mózgu, doszedł do wniosku, że cała nadzieja w jego porządnej, pracowitej bratanicy Caroline. Namówił ją, by poparła Baracka Obamę, kiedy jeszcze kandydował na urząd prezydenta, a gdy czarnoskóry polityk zapewnił sobie nominację Demokratów, weszła w skład komitetu, który wyłonił wiceprezydenta. To wtedy znany reżyser i satyryk Michael Moore wezwał ją do zagrania kartą Dicka Chenneya, który osiem lat temu stanął na czele podobnego, tyle że bushowskiego komitetu, a potem sam został wiceprezydentem. Córka JFK odmówiła, poparła Josepha Bidena.

Jednak teraz, kiedy stan zdrowia jej wuja Teda jest krytyczny - i w amerykańskim Senacie po raz pierwszy od 50 lat może zabraknąć nazwiska Kennedy, Caroline zgłosiła gotowość do objęcia mandatu. Ona też należy do Kennedych, a to zobowiązuje.

Wróć na i.pl Portal i.pl