Mimo szeregu wątpliwości, oskarżony w sprawie jest wyłącznie młody kierowca seicento. Prokurator Rafał Babiński wbrew stanowisku swoich podwładnych nie chciał, aby śledczy postawili zarzuty oficerom Biura Ochrony Rządu.
„Musiałem się od tego odciąć”
Do wypadku z udziałem rządowej kolumny, wiozącej premier Beatę Szydło, doszło w lutym 2017 roku. Premier i szef jej ochrony trafili do szpitala. Kierowca seicento, który nie odniósł poważniejszych obrażeń został na kilka godzin pozbawiony wolności. Politycy od razu poinformowali, że przyznał się do winy.
- Mój klient najpierw przyznał się, potem zmienił zeznania. Wynikało to z sytuacji, w jakiej został postawiony. To młody człowiek, uczestnik wypadku komunikacyjnego, który zaraz po nim został pozbawiony wolności. Nie mógł racjonalnie działać w takich warunkach. Tym bardziej, że usłyszał od funkcjonariusza, że na tym etapie prawnik nie jest mu potrzebny – mówi mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana K.
Oskarżony w oczekiwaniu na proces stara się żyć normalnie, zdał maturę i rozpoczął studia.
- Udało mi się od tego trochę zdystansować. Jakbym żył tym ciągle, to nie byłoby nic dobrego. Wszyscy trzymali za mnie kciuki, ale zdarzały się sytuacje, gdy ktoś chciał mi ubliżyć – przyznaje Sebastian.
Kilka miesięcy po wypadku sąd uznał zatrzymanie kierowcy przez policję za bezzasadne.
Pierwsze informacje na temat wypadku podawane przez służby prasowe rządu, policji i prokuratury wybrzmiały jasno. Ich zdaniem prawidłowo jadąca uprzywilejowana kolumna rządowa omijała samochód seicento. Sebastian przepuścił pierwszy pojazd ochrony i próbował skręcić w lewo. Kierowca wiozący premier Beatę Szydło ocierając się o seicento gwałtownie skręcił, odbił się od krawężnika i czołowo uderzył w drzewo.
Prowadzący seicento Sebastian oraz świadkowie zdarzenia przedstawili inną wersję zdarzeń.
- Zobaczyłem światła pojazdu nieco wcześniej. Podjechałem do prawej krawędzi jezdni, żeby przepuścić pojazd uprzywilejowany. Potem zacząłem manewr skrętu i doszło do wypadku – wspomina moment wypadku Sebastian.
Wątpliwości budzi fakt, czy rządowa kolumna poruszała się z włączonymi sygnałami dźwiękowymi. Z zeznań świadków, do których dotarli reporterzy TVN24 wynikało, że funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu kłamali zeznając o włączonych syrenach. Okazało się, że rządowe auta nie miały prawa omijać seicento na podwójnej ciągłej bez obowiązkowych dla kolumny sygnałów dźwiękowych.
- Jeżeli przyjąć, że w Oświęcimiu tamtego dnia sygnały dźwiękowe nie były użyte, to trzeba to bezwzględnie wyjaśnić. Czy była to prośba VIP-a spełniona przez dowódcę? Czy też była to decyzja dowódcy ochrony? – pyta mec. Władysław Pociej.
Z upływem czasu wokół wypadku, narastało coraz więcej wątpliwości. Dlatego po zapoznaniu się w sądzie z wnioskiem o uznanie winy kierowcy seicento postanowiliśmy odtworzyć przebieg tego wypadku.