Na Kubie krowy pasą się niemal wszędzie (jedne z najzdrowszych i najlepszych na świecie, bo przecież karmione tylko trawą, w ich diecie nie znajdziemy żadnej chemii!). Trzeba jednak wiedzieć, że krowy nie są dla Kubańczyków. Za ich zjedzenie mieszkańcowi wyspy grozi więzienie. Bo krowy są hodowane na eksport i dla turystów. Krowa jest święta.
Niemal wszystko na Kubie jest własnością państwa. Ziemia, którą uprawiają chłopi należy do państwa, restauracje należą do państwa, państwowe są sklepy i hotele. Jeszcze do niedawna chłop w zamian za uprawianie ziemi mógł sobie zostawić 30 proc. zbiorów (reszta trafiała do państwa). Od kilku lat proporcje się zmieniły, bo nikt nie chciał pracować w polu.
Bo trzeba też wiedzieć, że rolnik na Kubie ma do dyspozycji tylko własne ręce. Czasem, jeśli jest bogatszy, w zagrodzie czeka bawół. Traktor czy kombajn to nieosiągalne marzenie.
Mimo że Kuba to wyspa, nie dla Kubańczyka są również ryby i owoce morza, żyjące w okalających wyspę wodach. Bo poławiać mogą tylko zaufani. Inni wypływać w morze nie mogą, w obawie przed masowymi ucieczkami. A tych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie brakowało. Tylko nieliczne kończyły się sukcesem.
Na państwowej ziemi można za to bez ograniczeń uprawiać trzcinę cukrową i tytoń. Oczywiście po zbiorach spora część trafia do magazynów państwowych. Ale z resztą rolnik może zrobić, co zechce. Sprzedać, zużyć, wymienić z sąsiadami. Ta państwowa część trafia do niewielkich fabryk, w których produkowany jest rum i znane w całym świecie kubańskie cygara.