"Negocjowałem warunki przyjęcia Polski do Unii Europejskiej" - powiedział premier Mateusz Morawiecki. Były premier Leszek Miller dał do zrozumienia, że słowa obecnego szefa Rady Ministrów to kłamstwo.
Cóż, muszę odświeżyć pamięć opozycji. Kiedy ja byłem ministrem ds. europejskich w rządzie Jerzego Buzka oraz przewodniczącym Komitetu Integracji Europejskiej, zaprosiłem młodego wrocławianina po studiach w Hamburgu, Mateusza Morawieckiego, władającego świetnie językiem angielskim i niemieckim, do pracy w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Był tam zatrudniony jako wicedyrektor departamentu negocjacji akcesyjnych. A więc był w samym centrum tychże prac negocjacyjnych. Odmawianie mu jego udziału w tym procesie jest czymś żenującym
W takim procesie główną rolę odgrywają jednak raczej ministrowie, wiceministrowie, krótko mówiąc politycy wyższej rangi.
On nie był ministrem, nie był wiceministrem, ale był w tym "unicie", w tej jednostce, odpowiedzialnej właśnie za negocjacje akcesyjne. Więc ma pełne prawo mówić, że negocjował warunki przyjęcia Polski do UE, bo właśnie to robił.
Skąd więc tak wiele szyderczych głosów pod adresem wypowiedzi premiera?
To są informacje powszechnie dostępne, przy wielu artykułach o jego życiorysie wspominano, że pełnił funkcję właśnie w UKIE i że był tam odpowiedzialny za procesy negocjacji akcesyjnych, skądinąd obok Jacka Czaputowicza, którego ściągnąłem z MSZ, czy obok Andrzeja Szczygło, dyrektora specjalnego departamentu, zajmującego się komunikacją i promocją, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Także to są po prostu fakty. To jest jakiś gol samobójczy opozycji, że tego nie sprawdziła i nie wiedziała. Możemy spierać się w sprawach polityczno-ideowych, ale - na miłość Boską - nie spierajmy się o fakty.
Kto Pana zdaniem odegrał największą rolę w procesie negocjacji akcesyjnych po stronie polskiej?
Oczywiście jak się sam nie pochwalisz, to nikt cię nie pochwali. Myślę, że byłem tym, który jako pierwszy sformułował bardzo jednoznaczne warunki wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ale pomijając moją osobę, to wymieniłbym dwa nazwiska, które dzisiaj są często pomijane. Po pierwsze nieżyjący już pan Jan Kułakowski, zawsze bardzo skromny, a to on wykonał mnóstwo roboty w tym temacie. A drugą osobą jest Jacek Saryusz-Wolski, który uczestniczył w tym procesie od początku lat 90-tych.