– Krzyczeli po nazwisku, obrażając mnie. Dzięki obecności policji nikt nie naruszył mojej nietykalności – mówił w czwartek przed sądem wicemarszałek Terlecki.
Polityk PiS podkreślił, że demonstranci krzyczeli i byli agresywni. Terlecki, widząc kłopoty z wjazdem na Wawel zadzwonił do ministra Andrzej Adamczyka, który jechał innym samochodem z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, aby poinformować o utrudnieniach
Terlecki przyznał też, że nie miał przepustki uprawniającej go do wjazdu na teren Wawelu.
W lipcu 2017 r. wyroki nakazowe (mogą zapaść bez obecności stron postępowania) wydał sąd rejonowy uznając, że blokowanie wjazdu na Wawel to wykroczenie. Obwinieni zostali ukarani grzywnami od 300 do 500 zł. W sierpniu tego samego roku do krakowskiego sądu rejonowego wpłynęły sprzeciwy od siedmiu osób skazanych.
Sąd rozpatrujący sprzeciwy przyznał tym razem rację blokującym wjazdu na Wawel uznając, że w przypadku tego legalnego zgromadzenia publicznego nie było mowy o tym, że uczestnicy działali na szkodę społeczną. Tym samym sąd umorzył sprawę.
Na to postanowienie zażalenie złożył Komendant Miejski Policji w Krakowie, na co sąd uchylił zaskarżone postanowienie. Uznał m.in., że umorzenie sprawy na posiedzeniu było przedwczesne, ponieważ sąd powinien dokonać merytorycznej oceny zarzutów i dowodów wobec obwinionych. Sprawa wróciła na wokandę.
Mowy końcowe zaplanowano na październik.
