Skandal! W takich warunkach we Wrocławiu leczą dzieci z astmą i alergią

Agata Grzelińska
Pacjenci są przyjmowani, mimo trwającego remontu szpitala
Pacjenci są przyjmowani, mimo trwającego remontu szpitala Agata Grzelińska
Na kliniczny oddział alergologii trafiają dzieci z astmą i ciężkimi alergiami z całego Dolnego Śląska. W uniwersyteckim szpitalu mogą odczuć, co znaczy brak właściwej wentylacji i uroki remontu. We wrocławskim szpitalu śmierdzi farbą olejną, a kratki wentylacyjne... naklejone na ścianach! Dyrekcja zasłania się sanepidem.

Jak złe muszą być warunki w szpitalu, żeby matka chorego dziecka napisała skargę do Rzecznika Praw Dziecka? Zaintrygowani sprawdzamy, czy faktycznie na oddziale i w poradni alergologii szpitala przy ul. Chałubińskiego, gdzie leczy się dzieci z ciężkimi alergiami, astmą i innymi schorzeniami oddechowymi, jest duszno, bo nie ma właściwej wentylacji?

- To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania - opowiada Daria Jondro-Iwańska, której 3-letnia córeczka z silnym bezdechem trafiła do Kliniki Pediatrii, Alergologii i Kardiologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu. - Dziecko się dusiło, a nas przenoszono z sali do sali, bo wszędzie śmierdziało farbą olejną. To stare grzejniki wymalowane tą farbą tak śmierdziały.

W ponurych, dusznych salach wymalowanych farbą olejną nadal czuć specyficzny zapach. Trzeba otwierać okna, bo kratki wentylacyjne są, ale... tylko naklejone na ścianie. Do tego linoleum położone na stare drewniane podłogi, mizerne zabezpieczenia w oknach, gaśnice bez zabezpieczenia na korytarzach. Można wyliczać dalej, ale zamiast tego dodajmy, że mowa o klinice, gdzie leczą się dzieci z całego Dolnego Śląska, a nie o powiatowym szpitalu na końcu świata i o pomieszczeniach świeżo po... remoncie. - Szpital został odebrany przez sanepid, to znaczy, że spełnia wymogi - przekonuje dyrektor placówki przy Chałubińskiego Piotr Nowicki.

CZYTAJ DALEJ
Gdy pogotowie przywozi Darię Jondro-Iwańską z jej duszącą się córeczką Madzią do Kliniki Pediatrii, Alergologii i Kardiologii przy ul. Chałubińskiego 2 we Wrocławiu, przerażona stanem zdrowia dziecka mama nie zwraca uwagi na prace remontowe w budynku. Liczy się dla niej tylko to, że malutka trafiła pod opiekę dobrych lekarzy. W końcu to klinika, placówka uniwersytecka, czego chcieć więcej? Madzia zostaje przyjęta na oddział alergologii.

- To, co tam zobaczyłam, przeszło wszelkie moje oczekiwania - wspomina pani Daria. - Na korytarzach pył, jak to bywa w czasie remontu, ale ogarnięty. Tylko pytanie: skoro trwa jeszcze remont, to czy na pewno już powinno się tam leczyć dzieci z astmą, alergią czy zapaleniem płuc?

Matka z chorą córeczką trafiają do sali. Pierwszej. - Był tam tak silny smród farby, że córka zaczęła się bardziej dusić. Mąż otworzył okno, ale to nic nie dało - opowiada wrocławianka. - Przeniesiono nas do kolejnej sali. Tam ten sam smród. Przeniesiono nas do trzeciej sali.

W końcu mąż pani Darii stwierdził, że to stare, żeliwne, wymalowane olejną farbą kaloryfery tak śmierdzą. - To wszystko w budynku po remoncie, gdzie leczą się dzieci z astmą - przypomina kobieta. - Nie można w XXI wieku w szpitalu użyć ekologicznej farby?

Pani Daria z dnia na dzień traciła cierpliwość. Zrobiła kilka zdjęć, m.in. niedomykających się drzwi na korytarz podpartych mopem, i napisała skargę do Rzecznika Praw Dziecka.

- Nie dostałam odpowiedzi na piśmie. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie pani z biura Rzecznika i zasugerowała, że znają sytuację szpitala, ale tam jest jakiś konflikt polityczny i jeśli z dzieckim jest już dobrze, to może tego nie roztrząsać. Minęło kilka miesięcy. Wybraliśmy się do kliniki. Ogólne wrażenie ponure, ale wiek budynku przy dzisiejszych technologiach nie musi stanowić problemu, tym bardziej że przecież nadal trwa remont. Wchodzimy do sal. Jest duszno, od malowania minęło sporo czasu, ale i tak czuć specyficzną woń farby olejnej. Pamiętające czasy niemieckie drewniane podłogi, na które położono linoleum. Tylko czekać, aż poprzeciera się na nierównościach i wypuści na wolność zadomowione w starym drewnie drobnoustroje. Nie trzeba być lekarzem, żeby się domyślić, że to ostatnia rzecz, której potrzebują alergicy, astmatycy czy dzieci z zapaleniem płuc.

W salach widać małych pacjentów, po korytarzu biega dwóch chłopców w wieku około 6 lat. W kątach na podłodze stoją gaśnice. Ktokolwiek miał okazję popilnować choć przez chwilę kilkulatka, wie, że wcześniej czy później postanowi uruchomić taką gaśnicę. I faktycznie, od pracowników szpitala słyszę, że już raz jeden malec gaśnicę odpalił. Do tego gniazdka na wysokości łóżek dzieci, mizerne zabezpieczenia w oknach. Cieniutka siatka, którą łatwo może wypchnąć nawet małe dziecko, wystarczy, żeby się o nią oparło. Dzieciom towarzyszą rodzice. Śpią na podłodze. Pacjenci w wieku szkolnym mają lekcje w szpitalu. Na korytarzu widzę dziewczynkę i nauczycielkę. Trwa lekcja. I jeszcze jedno, najciekawsze. Kratki wentylacyjne naklejone na ścianach, ale tylko z jednej strony, bo nie ma żadnego otworu wentylacyjnego. Można jeszcze wspomnieć o wąskich schodach, braku przeszklonych ścian pomiędzy salami, które umożliwiają lepszy nadzór nad małymi pacjentami. W zamian są kamery. Co na to szef Kliniki Pediatrii, Alergologii i Kardiologii prof. Andrzej Boznański?

CZYTAJ DALEJ
- Nie mogę się wypowiadać w mediach. Mam sądowy zakaz takich wypowiedzi w związku z inną sprawą - mówi prof. Boznański.
Na nasze pytania odpowiada natomiast Piotr Nowicki, dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 we Wrocławiu, w ramach którego działa klinika przeniesiona z budynku przy ul. Hoene-Wrońskiego na ul. Chałubińskiego.

- Klinika mieści się w zabytkowym, stuletnim budynku, cudów się tu nie stworzy, ale wszelkie wymogi stawiane takim placówkom są spełnione - zapewnia dyrektor Nowicki. - Gdyby było inaczej, sanepid, nadzór budowlany ani żadne inne służby kontrolne nie dopuściłyby go do użytku i nie wydały zgody na leczenie tam dzieci. Mamy wszystkie niezbędne pozwolenia, działamy zgodnie z prawem - zapewnia Piotr Nowicki.

Dyrektor dodaje, że farby i wszelkie inne materiały użyte w czasie remontu mają atesty. A na dostosowanie warunków do wszystkich wymogów ma czas do 2016 roku i wylicza, co jeszcze będzie zrobione. - System wentylacji jest wpisany do programu dostosowawczego i ogłosiliśmy już drugi przetarg. Do końca roku wentylacja powinna być - deklaruje Nowicki. - Winda będzie uruchomiona za tydzień. Gniazdka są zabezpieczone, będziemy je przesuwać w inne miejsca.

Obiecuje, że pójdzie i zobaczy, co zrobić z gaśnicami. Krat w oknach nie będzie, bo nie zgodził się konserwator zabytków, a siatki zaakceptował sanepid. Na pytanie, czy dyrektor byłby spokojny, gdyby jego dziecko oparło się o taką siatkę, odpowiada: - Nie jestem od tego, żeby być spokojnym, ale żeby przestrzegać przepisów i ich przestrzegam. I dodaje, że pokój do nauki będzie zorganizowany, a pokoi dla rodziców szpital nie ma obowiązku zapewniać.

Rodziców małych pacjentów martwi też, że piętro niżej pod alergologią będzie klinika chorób zakaźnych. Budynek i oddział alergologii oglądał prof. Andrzej Gładysz z Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, były konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych. Podkreśla, że sąsiedztwo z oddziałem zakaźnym nie jest problemem - jeśli przestrzega się generalnej zasady, że drogi pacjentów z chorobami zakaźnymi i innych chorych nie krzyżują się.

Dyrektor Nowicki zapewnia, że zasada ta będzie przestrzegana. - Stare budynki mają ten plus, że jest tam kilka wejść i klatek schodowych. Na oddział zakaźny będzie osobna klatka. Drogi pacjentów nie będą się krzyżowały. Jedyne miejsce wspólne to pracownia RTG, ale tak jest wszędzie - mówi Piotr Nowicki.

Prof. Gładysz w tym też nie widzi zagrożenia. - Jedna winda i jeden rentgen to nie jest problem. Po badaniu dziecka z chorobą zakaźną trzeba tylko przeprowadzić dekontaminację pomieszczenia, czyli bardzo dokładną dezynfekcję środkami chemicznymi - mówi specjalista zakaźnik. I dodaje, że tym, co go zaniepokoiło na oddziale alergologii, są remontowe niedoróbki.

- Nie wyobrażam sobie, żeby takie warunki panowały w uniwersyteckim szpitalu w XXI wieku. Nie ma odpowiedniej izolatki. Linoleum położono na podłoże, które mogą penetrować drobnoustroje. Brakuje wentylacji i solidnego zabezpieczenia okien. To jest kpina z przepisów albo drastyczny wyraz niewiedzy osób odpowiedzialnych za remont oddziału dla dzieci wrażliwych na alergie - mówi profesor Gładysz.

Dyrektor Nowicki dodaje, że warunki na Chałubińskiego są lepsze niż były na Wrońskiego. O sprawę postanowiliśmy więc zapytać także rektora Uniwersytetu Medycznego prof. Marka Ziętka.

- Szkoda, że pacjenci, którzy się skarżą na warunki w klinice na ul. Chałubińskiego, nie byli na Wrońskiego. To jest jak przesiadka z malucha do mercedesa - mówi rektor Ziętek. - Byłem w obu szpitalach i daję słowo, jako rektor i jako Marek Ziętek, że na Chałubińskiego jest lepiej. Gdyby było jakiekolwiek zagrożenie dla pacjentów, to sanepid nie zaakceptowałby tego budynku.
Rektor sugeruje, że jedynym problemem jest niezadowolenie szefa kliniki. - Profesor Boznański jest aferzystą. Sprawa może się skończyć tym, że zrezygnujemy z działalności kliniki pana profesora i przekażemy pacjentów do szpitala na Koszarową - dodaje prof. Ziętek.

W wypowiedziach władz uczelni i szpitala jak mantra pojawia się argument, że wszystko zaakceptował sanepid. - Jest program dostosowawczy. W większości pomieszczeń spełnione są podstawowe wymagania. Nie ma ryzyka epidemiologicznego większego niż w innych szpitalach - mówi dr Dariusz Wewerko, kierownik Oddziału Epidemiologii Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. - Wentylacja jest jaka jest, ale gdzieś przecież ci pacjenci muszą być leczeni. Dla dobra społecznego czasem na pewne rzeczy trzeba przymknąć oko.

Komentarze 35

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Mama Franka
Witam
Czy w Klinice przy ul. M. Curie-Skłodowskiej na odziale alergologii matki z dziećmi mają każde swoją salę czy na sali jest kilkoro dzieci z matkami? Mój 4 miesięczny syn ma skierowanie do tego szpitala i nie wiem na co się szykować. Jak ktoś coś wie to proszę o informacje.
l
lenka
Powinni caly szpital oraz cala polske wysmarowac gownem. Ile jeszcze ten polski, zlodziejski burdel bedzie istnial????
w
wiola
są lepsze warunki nizli na wronskiego maja bardzo ładne sale na kardiologii
w
wiola
od wielu lat leczę syna na Kardiologi nie jest to wina lekarzy tylko głów wyrzej jestem zadowolona bardzo dobra opieka i medyczna i pielęgniarska jestem zachwycona moje dziecko wyzdrowiało bardzo dziękuje lekarzom za pomoc i opieke .jeszcze nikt taki się nie urodził aby komus dogodzić
M
M.
Droga Pani, pracuję tam i niestety warunki dla nas są gorsze niż na Wrońskiego, do tej pory zapach farb (minął rok!) faktycznie nie ustąpił.
.
A przepraszam bardzo , kto tą ścianę wysmarował gównem ?????????Sama się wysmarowała????????no tylko jakiś mądry tatuś albo mamusia która z dzieckiem była w poradni!!!!!!!!! lumpy z dworca tam nie chodzą .K.....m.... inteligencja w dupę kopana.
m
matka pacjenta
Od wielu , wielu lat leczę syna na oddziale kardiologii dziecięcej . Najpierw przy ul .Wrońskiego a obecnie na Chałubińskiego.Warunki jakie były w starym szpitalu a obecnym są nie do porównania.Ludzie nie rozumiem czego się czepiacie????? fachowa kadra medyczna , wszystkie badania zrobione w kilka dni , pielęgniarki dostępne przez 24 godziny na dobę nawet panie które są odpowiedzialne za czystość sumiennie wykonują swoje obowiązki , na oddziale pachnie czystością.Miła atmosfera.To że teraz robią windę może jest utrudnieniem ale przecież to dla dobra pacjentów. I jeszcze jedno skoro jest jeszcze szpital na Koszarowej jest i na Kamieńskiego to po jaką cholerę pchacie się na Chałubińskiego? no pytam się??????Chcę zaznaczyć , że ilekroć przebywałam tam z synem oddziały były pełne. Skoro jest tak żle to nie rozumiem skąd tyle pacjentów??
?Za 3 lata mój syn kończy 18 lat i ubolewam nad tym , że będzie musiał przejść na oddział dla dorosłych.I jeszcze jedno liczą się ludzie którzy się nami opiekują a i tak znajdą się tacy którym nie będzie pasować . taka natura polaczków!!!!!!!!! nic tylko d*** obrabiać innym - żałosne.
z
zdziwiona
Zapraszam gazetę do toalety na parterze brak mydła i papieru rozumiem, że z oszczędności. W zamian ściana wysmarowana gównem!
S
Stały bywalec
Tak, ta przeprowadzka to "przesiadka do mercedesa" ale 100-letniego, dawno już nie jeżdżącego i pospiesznie zaszpachlowanego.
N
Niezakneblowany
To jest jeden wielki skandal. Dyrektor chyba rok wcześniej mówił, że przenosi dzieci do warunków cieplarnianych. Potrzebna jest natychmiastowa kontrola san-epidu, który być może zweryfikuje swoją poprzednią błędną decyzję.
Nie rozumiem dlaczego sąd wydał decyzję o zakazie wypowiadania się profesora w mediach? Czy to jest zgodne z prawem, jaka była podstawa takiej decyzji? Chodziło o tajemnicę państwową, wojskową?
G
Gość
Sanepid - Sanepidem - a zdrowy rozsądek?
N
Niedoszły Socjolog
Słonik Języka Polskiego podaje, że AFERZYSTA to "mężczyzna szukający zysku w przedsięwzięciach nieuczciwych, zwykle niezgodnych z prawem"
Ale kto tu jest aferzystą?
Mam nadzieję, że rektor wie co mówi, ponieważ publiczne oskarżenie powinno się skończyć w sądzie !!!!
Naklejka na wentylacji !!!! - trzeba nie mieć piątej klepki, aby coś takiego wymyśleć w szpitalu, gdzie leżą dzieci "ledwo" łapiące oddech (ASTMATYCY !!!)
To własnie dlatego dyrektorem nie powinien być socjolog.....,
Dziwne tylko, że na tej samej strunie gra rektor też socjolog?
W tym przypadku widać, że Profesor B. powinien zabrać głos, ale sąd mu zabronił.
Nie wiemy o co chodzi, więc trudno to komentować....ale śmierdzi to czyjąś niekompetencją......, ponieważ SPRAWA PEDIATRII to grubsza sprawa.
s
staszka
Rektor Ziętek potrafi pomimo stwierdzonych przez powołaną przez siebie komisję ewidentnych zaniedbań nie podejmować żadnych kroków dyscyplinarnych i organizacyjnych. Czy prof. Ziętek i mgr Nowicki sprawdzili czy w klinice chirurgi i urologii dziecięcej w ciągu ostatniego roku podjęto jakiekolwiek działania w celu wyeliminowania błędów i braków w wyposażeniu?
r
rocco
Czyżby panie prof.ziętek? Jestem pewien ze celowo wprowadziliście w błąd pracownika sanepidu kontrolującego pomieszczenia. Sam pracownik sanepidu z pewnością nie dojrzał ślepo zakończonych kratek wentylacyjnych,albo też nie raczyliście poinformować sanepid że wentylacji w pomieszczeniach nie ma a kratki to lipa. Gdyby tak było szpital nigdy nie otrzymałby dopuszczenia do działalności. Teraz czas na SANEPID którym sobie d*** wycieracie by zrobił ponowną kontrolę tym razem baaardzo szczegółową z uwzględnieniem wentylacji w oddziale i zamknął ten syf do czasu prawidłowego wykonania całego remontu.
g
gg
Złamana ci...a.
Wróć na i.pl Portal i.pl