Kiedy w 1939 r. prezydent Ignacy Mościcki specjalnym dekretem zdelegalizował polskie organizacje wolnomularskie („Kto bierze udział w związku wolnomularskim lub działalność takiego związku popiera, podlega karze więzienia do lat 5 i grzywny”), wydawałoby się, że historia nadwiślańskiej masonerii dobiegła końca. Podobnie jak w roku 1797, gdy na podobny krok, w obawie przed rewolucją, zdecydował się car Paweł I. Trudno jednak zlikwidować zjawisko, które na stałe wtopiło się w narodową historię i wykazuje niezwykłą żywotność.
Jak donosili braciom do Paryża francuscy wolnomularze tuż po dekrecie Mościckiego: „Mimo oficjalnego zakazu działalności (...) praca lóż toczy się nadal”. Warszawscy masoni działali w stolicy do powstania warszawskiego, a wedle niektórych badaczy dotrwali nawet do momentu wejścia Sowietów. Przyjrzyjmy się, co dziś w Warszawie nosi piętno cyrkla i kielni.
Resztki Świątyni Opatrzności
Gdy w deklaracji z 1781 r. wszystkie stany Rzeczypospolitej zobowiązały się do budowy kościoła wotum, w specjalnie ułożonym tekście mówiło się, że budowa będzie realizowana z pomocą „Najwyższego Rządcy”. Wskazuje to jednoznacznie ma masoński charakter pomysłu. Nic dziwnego, w szeregach ówczesnej masonerii znaleźć można wszystkich znaczących statystów, w tym króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W maju 1792 r. król osobiście wmurował kamień węgielny świątyni na terenie dzisiejszego Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Ceremonia przesiąknięta byłą wolnomularskim rytuałem: uroczystość poprzedzała procesja odwołująca się do sprowadzenia przez króla Dawida Arki Przymierza do Jerozolimy. Poniatowski przyrównany został do syna Dawida - Salomona, który został wybrany do zbudowania dla Arki godnego przybytku. Król używał złotego młotka i złotej kielni, wypożyczonych z masońskiego skarbca.
Imponującą inwestycję przerwał III rozbiór Polski. Do dziś zachowały się jedynie resztki z planowanej monumentalnej budowli projektu Jakuba Kubickiego. Skądinąd także wolnomularza.
Katakumby w Gucin Gaju
Gdy Wilanowem i Służewem władał niepodzielnie Stanisław Kostka Potocki herbu Pilawa, jego posiadłość można było nazywać mekką wolnomularzy. Dla potrzeb masońskich misteriów Potocki kazał wymurować katakumby w stylu romantycznym. Miejsce wybrał osobiście - na skarpie wiślanej, między kościołem św. Katarzyny a wsią Służew - i ochrzcił imieniem swego wnuka Gustawa. Podziemny, kolebkowo sklepiony korytarz liczył 60 m długości, posiadał symetrycznie rozmieszczone wnęki i nisze. Wejście wiodło przez imponujący pawilon. Potocki umarł w 1821 r. i masoński karnawał się skończył. Od lat 30. XIX w. budowla służyła jako piwnica do przechowywania ziemniaków i kiszonych ogórków. Potem zapadła się całkowicie i do dziś została z niej jedynie resztka, choć wpisana jest do ewidencji zabytków jako cmentarz. Zamiast masonów bywają tu głównie miłośnicy nietoperzy.
Opera Kameralna i loża
Zlokalizowana przy dzisiejszej alei Solidarności 76 Warszawska Opera Kameralna to tak naprawdę dawna oficyna pałacu Działyńskich. Jego właścicielem był Ignacy Działyński, poseł na Sejm Czteroletni i jeden z zastępców wielkiego mistrza Wielkiego Wschodu Polski, czyli w hierarchii wolnomularskiej figura dość znaczna. W jego pałacu kłębiły się masońskie figury, a od 1821 r. - już po jego śmierci - miała tu siedzibę dość tajemnicza loża Halle der Beständigkeit. Choć w „Wykazie polskich lóż wolnomularskich oraz ich członków w latach 1738-1821” Stanisława Małachowskiego-Łempickiego „Halle der Beständigkeit”, owszem, jest wyszczególniona, a nawet liczy sobie wyjątkowo dużo adeptów.
Pałac Mniszchów, czyli Lucyfera
Obecny adres pałacu Mniszchów - ul. Senatorska 38/40 - zmieniał się przez wieki wielokrotnie, ale opinia o tym miejscu była raczej stała. Wszystko zaczęło się od Wandalina Mniszcha, który nabył tutaj grunta w 1730 r. i wybudował rezydencję. Pałac miał różne koleje losu, aż pod koniec XVIII w. zamieszkał tu Stanisław Szczęsny Potocki i natychmiast przekształcił w masońskie centrum. Nic dziwnego - Potocki, późniejszy targowiczanin, w latach 1785-1789 był wielkim mistrzem loży Wielkiego Wschodu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Od czasów jego pomieszkiwania w tym miejscu warszawiacy zwykli nazywać je Pałacem Lucyfera, bowiem w powszechnym przekonaniu obrzędy wolnomularskie służyły przywoływaniu Złego. Opinia musiała być rozpowszechniona jeszcze sto lat później, gdy od 1896 r. w pyszniącym się naprzeciwko pałacu Zamoyskich pracował jako bibliotekarz Stefan Żeromski. Nieprzypadkowo opisaną w „Popiołach” scenę masońskiej inicjacji Rafała Olbromskiego, sekretarza księcia Gintułta, umieścił właśnie w pałacu Mniszchów. To właśnie ów tajemniczy powieściowy Czerwony Dwór.
Pomnik Bogusławskiego
W przypadku Wojciecha Bogusławskiego, śpiewaka operowego, reżysera, pisarza, dramatopisarza, tłumacza, oświeceniowca i - co najważniejsze - ojca teatru narodowego, od wątków wolnomularskich aż gęsto. Był tak wysoko postawionym bratem, że podobno w swoim pałacyku przy Żelaznej posiadał owiany legendą kamień Ozyrysa, ten sam, który znajdował się w świątyni w Abydos. Czy Bogusławski ów klejnot posiadał, czy nie - rzecz jest dziś nie do rozstrzygnięcia. Faktem jest zaś, że przyjaźnił się z Józefem Ksawerym Elsnerem, nauczycielem Fryderyka Chopina i równie wybitnym masonem, innym dyrektorem Teatru Narodowego Ludwikiem Osińskim oraz Karolem Kurpińskim, autorem „Zabobonu, czyli Krakowiaków i górali”, o którym krążyły słuchy, że dosłużył się przedostatniego stopnia wtajemniczenia. Za dyrekcji Bogusławskiego wystawiono w Warszawie „Czarodziejski flet” Mozarta, śpiewogrę popularną w owych czasach w kręgach wolnomularskich.
Pałac Pod Blachą i jego sekrety
Gdy podczas remontu pałacu Pod Blachą w 1952 r. odkryto pod nim zamurowaną piwnicę z tajemniczymi posągami, nie mogło być wątpliwości - to dawna loża masońska. W pałacu mieszkali przecież swego czasu Wandalin Mniszech i August Moszyński, obaj wybitni masoni. Ale nie brakło też głosów, że to zapomniana biblioteka, w której ustawiono posągi, z któregoś z przebudowywanych pod koniec XVIII w. warszawskich pałaców.
Sprawę trudno dziś rozwikłać. Istnienie biblioteki - Stanisław Poniatowski miał tu trzymać 16 tys. tomów, zbiory rycin i numizmatów - w niczym nie koliduje z tezą, że bracia w fartuszkach urządzali tutaj swoje ceremonie. Od 1794 r. mieszkał w nim książę Józef Poniatowski, który prowadził tu „najpierwszy lożowy salon Warszawy”. Na potwierdzenie jego wolnomularskich ciągot w numerze 1 „Wolnomularza Polskiego” z 1994 r., w artykule „Książę Józef Poniatowski - wielki Polak i mason” czytamy, że przez lat z górą 20 był członkiem warszawskiej loży Świątynia Izys, powstałej po podziale loży matki Katarzyna pod Gwiazdą Północną.
W 1814 r. wolnomularze zorganizowali symboliczny pogrzeb księcia Pepi. Jego opis pozostawił wspomniany tu już Stanisław Małachowski-Łempicki, sam znaczący mason z Wielkiej Loży Narodowej. Tekst zaczyna się w iście romantycznej manierze: „Wieczorem 1814 r. w pałacu Pod Sfinksem na Lesznie okna były zasłonięte czarną ciężką materią. Takąż materią obite były ściany największej sali pałacowej, jak również kolumny, ołtarz, tron i ławy”.
Proporcje Białego Domku
Na zamówienie Stanisława Poniatowskiego powstał polski traktat o parkach urządzanych w stylu angielskim. Napisał go August Moszyński, wolnomularz, ale też alchemik i zausznik króla. W tekście znalazło się całe mnóstwo odniesień do symboliki i ideologii masońskiej, a także wskazania co do budynków, jakie powinny znaleźć się w idealnej przestrzeni.
Ocalałym do dziś odzwierciedleniem marzeń Moszyńskiego jest klasycystyczny Biały Domek w Łazienkach, zaprojektowany przez Dominika Merliniego i zbudowany w latach 1774-1776. Salę jadalną wymalował słynny Jan Bogumił Plersch, szpikując ją symboliką pszczelarską (praca pszczół miała być alegorią pracy masona nad sobą). Na poczesnym miejscy stanął posąg Wenus Anadyomene, czyli egipskiej Izydy, a w każdym widocznym miejscy znalazły się pięcioramienne gwiazdy towarzyszące bogini Ceres. Co ciekawe, podobne odniesienia znalazły się też w Sali Salomona w pałacu Na Wodzie, którą ozdobił malowidłami Marcello Bacciarelli. Nie dotrwały do naszych czasów, zniszczyli je Niemcy w czasie wojny.
Pałac Radziwiłłów
Legenda mówi, że Karol Radziwiłł Panie Kochanku niechętnie bywał w swoim imponującym wielkością pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Pomieszczenia wynajmowano więc na zgromadzenia państwowe i publiczne, działał tu teatr, odbywały się bale maskowe. Zaraz po uchwaleniu Konstytucji 3 maja mieszczanie i szlachta święcili tu triumf przy uroczystym obiedzie na cześć Stanisława Augusta. Historycy obliczają, że 74 osoby obecne podczas tej fety należały do masonerii różnych obediencji.
Bracia mieli zresztą w pałacu radziwiłłowskim stałe miejsce spotkań. Przenieśli się tutaj z domu Pod Rydzyną na Trębackiej, który spłonął w 1786 r. Czy książę Karol uczestniczył w tych spotkaniach? Dokumenty milczą na ten temat, co nie znaczy, że magnat nie stykał się z wolnomularstwem. Oto - jak twierdzi badacz dziejów masonerii polskiej Ludwik Hass - gdy Radziwiłł przyłączył się do konfederacji barskiej i został nawet jednym z jej przywódców, w 1770 r. został w Preszowie członkiem założycielem loży Cnotliwy Wędrowiec.
Pałac Staszica
W artykule prof. Zbigniewa Mikołejki „Mason, najlepszy przyjaciel Polski”, który ukazał się na łamach „Gazety Wyborczej” można przeczytać: „Raz albo dwa w tygodniu zdarza mi się pić kawę w dawnej loży masońskiej. Nie przypadkiem. Pałac Staszica w Warszawie, siedziba PAN, jest miejscem mej pracy i, co ważniejsze, najbardziej okazałym w stolicy symbolem świetności polskich wolnomularzy. Twórcy Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk, rezydujący w tym gmachu w latach 1827-1831, w dużej części byli właśnie masonami. I teraz jeszcze w sali pod klasyczną kopułą, gdzie mieści się kawiarnia PAN-Club, są widome ślady ich obecności: podwójne kolumny, które oznaczają miejsce nabywania wiedzy wolnomularskiej. To nawiązanie do kolumn, które wzniósł legendarny protoplasta masonerii Hiram z Tyru, budowniczy, na zlecenie Salomona, świątyni jerozolimskiej. A tam, gdzie dziś jest bufet, był ongiś Wschód: centrum rytuałów, święty kierunek masonerii”.
Dodajmy zatem tylko ciekawostkę. W roku 1916, w przerobionym na styl bizantyjski pałacu, swoją lożę zorganizowali oficerowie niemieccy okupujący Warszawę. Tym samym nawiązali do tradycji masonów z Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk.
Bracka 16
W obszernym artykule „W ujarzmionej stolicy - bez loży (1831-1905)”, który otwierał podwójny 3 i 4 numer kwartalnika „Ars Regia” w 1994 r., Ludwik Hass zajął się trwającym blisko wiek okresem, w którym w Warszawie funkcjonowały jedynie substytuty stowarzyszeń wolnomularskich. Działalność sprowadzała się do towarzyskich spotkań i konspiracyjnych akcji charytatywnych. Zacytujmy ten tekst, bowiem dobrze oddaje obyczajowe tło rodzącej się „nowoczesnej masonerii”.
„W ciągu 41 lat, od 1874 r. do jesieni 1914 r., zbierało się co drugi piątek - pierwotnie w mieszkaniu przy ulicy Brackiej 16 zaś od 1903 r. w Alejach Jerozolimskich 66 - przeciętnie 40-osobowe grono. Zarówno postać gospodarza, jak i skład zapraszanych gości wyrażały ducha nowej epoki. Odmiennie bowiem niż w XVIII w. czy pierwszej połowie XIX stulecia, nie był to już salon arystokratyczny, z damami i - od czasu do czasu zapraszanymi - wybitnymi czy interesującymi osobami innych stanów. Tu towarzystwo było - jak w klubach angielskich - wyłącznie męskie, zarazem politycznie dość jednorodne”.
Mieszkanie Wielkiego Mistrza
W kręgach badaczy nadwiślańskiego wolnomularstwa znana jest opowieść o tym, jak w lipcu 1940 r. Stanisław Stempowski znalazł w skrzynce na listy wezwanie na gestapo. Wrócił jednak z przesłuchania jeszcze tego samego dnia - Niemcy uprzejmie poprosili go tylko o jedno, o listę znanych mu polskich masonów. Stempowski, do 1938 r. zasiadający w kierownictwie Wielkiej Loży Narodowej Polski, znał każdego brata czynnego w lożach. To oni pielgrzymowali do niego, urzędującego w niewielkim pokoiku w mieszkaniu życiowej partnerki Marii Dąbrowskiej w kamienicy przy Polnej 40. Tam też podejmowano wszystkie ważne decyzje związane z delegalizacją masonerii przez prezydenta Mościckiego.
Siedziba Wielkiej Loży
Oficjalnie siedziba WLNP, „stowarzyszenie wolnomularskie nurtu regularnego”, mieści się dziś przy ul. Lekarskiej 19. Lekarska to niewielka uliczka, wytyczona w 1922 r., zamykająca blok zabudowy między al. Armii Ludowej, al. Niepodległości i ul. Filtrową. Obecność tam Wielkiej Loży Narodowej Polski nie powinna dziwić - jej przedwojenna poprzedniczka też miała tu siedzibę.
Ulicę Lekarską nazywano nawet złośliwie „ulicą masonów”. Mieszkali tu bowiem sami wolnomularze i żeby sparafrazować Gogola - tylko jeden lekarz, wybitny pediatra prof. Mieczysław Michałowicz, też zresztą mason. Najwybitniejszym przedstawicielem tego środowiska był Tadeusz Gliwic, Wielki Mistrz odrodzonej po 1945 r. WLNP. Gdy władze PRL ją zdelegalizowały, spotykali się tu członkowie loży Kopernik.
Muzeum Andrzeja Struga
Skromnie umeblowany pokój, meble, książki, łóżko. W muzeum Andrzeja Struga przy al. Niepodległości 210, zresztą jego przedwojennym mieszkaniu, nie czuć, że żył i pracował tu dawny członek PPS, oficer Legionów, senator RP, pisarz, ale przede wszystkim Wielki Mistrz Wielkiej Loży Narodowej Polski w latach 1922-1925. To głównie dzięki niemu WLNP włączyła się w przygotowanie zamachu majowego, argumentując, że „dla Państwa Polskiego koniecznością jest, aby marszałek Piłsudski został przywrócony do roli czynnej i twórczej”. Ale miał też ambicje międzynarodowe. „Nie ulega przecież wątpliwości, że swój udział w pracach Rady Strug widział jako niepowtarzalną szansę na zyskanie dla Polski potężnych sojuszników, takich jak wizytujący Polskę w październiku 1928 r. komandor Rady Najwyższej Dystryktu Południowego Rytu Szkockiego Dawnego Uznanego John Henry Cowles” - tak pisze o Strugu prof. Cegielski.
Willa Pniewskiego
Słynny architekt kupił dawną siedzibę loży Wielki Wschód Królestwa Polskiego i Księstwa Litewskiego (dzisiejszy adres: ul. Na Skarpie 27) w 1933 r. od Stefana Potockiego. W następnych latach Pniewski znacznie przebudował budynek, zachowując oryginalną dolną kondygnację, kolumnadę oraz boczne alkierze. Po remoncie pałacyk zamienił się w funkcjonalistyczną willę.
Dla poszukiwaczy masoników architekt przygotował jednak niespodziankę. Od frontu budynku umieścił inskrypcję:
„SCANDIVS / DD AR / FX / TAMRC+”.
Nad egzegezą tego napisu biedziły się i biedzą tęgie głowy, choć według przekazu córki Pniewskiego znaczy on mniej więcej tyle: „Pnący przebudował świątynię i zamieszkał w niej”. Architekt, z przerwą na czas wojny, mieszkał w willi do swojej śmierci w 1965 r.
Klub Lekarza
W 1989 r. wielu polskich masonów uznało, że czas się ujawnić. Słowo „jawność„ stało się w tym środowisku odwiecznych konspiratorów tak popularne, że w sierpniu 1990 r. na łamach „Gazety Wyborczej” ukazało się ogłoszenie, w którym francuscy bracia, na czele z członkiem rady Zakonu Wielkiego Wschodu Francji Allainem Marville’em zapraszali „wszystkich interesujących się ruchem wolnomularskim na świecie na spotkanie informacyjne w czwartek 9 sierpnia o godz. 19. Klub Lekarza. Aleje Ujazdowskie 24”. „Byłem na tym spotkaniu wraz ze śp. Tadeuszem Gliwicem, przyszłym Wielkim Mistrzem, i to, co tam widziałem, to był horror, pogwałcenie nie tylko zasad wolnomularskich, ale i zdrowego rozsądku”. Opinia prof. Tadeusza Cegielskiego wypowiedziana w 2000 r. nie zmienia faktu, że właśnie w Klubie Lekarza narodziła się masoneria w swej najnowszej odsłonie: ogołocona z tajemnic, a czasem nawet prezentująca swe sekrety na wystawach w muzeum.
***************
Polecamy najnowsze wydanie "NASZEJ HISTORII"!
TUTAJ - w serwisie prasa24.pl mogą Państwo już teraz kupić e-wydanie Naszej Historii: PRASA24.PL
Zapraszamy także na profil Naszej Historii na FACEBOOKU i do obserwowania naszego konta na TWITTERZE.