Rzadko które dziecko chce, aby rodzic na starość znów ułożył sobie życie - mówi Zuzanna Wojciechowska, 70-latka, która w wieku 60 lat po raz trzeci wyszła za mąż. - Taka dziwna u nas mentalność, takie płytkie widzenie. Jak mężczyzna stary, to po co mu baba, a kobiecie w późnym wieku po co chłop?
Mówią: "Porządna wdowa całe życie powinna być w żałobie". Śmieją się: "Matce zachciewa się odgrywać Julię na emeryturze, ojcu Romea". Dzieci, rodzina, znajomi, wszyscy odradzają ten krok. "Po co ślub na starość?" - wzruszają ramionami. Uważają, że na starość tylko choroby, dziwactwa, że człowiek im starszy, tym mniej sprawny, za to więcej rozżalony. A może narzeczony (czy narzeczona) skrycie na majątek czyha?
Dorosłe dzieci w średnim wieku są zwykle pragmatyczne i wyrachowane. Doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji zawarcia drugiego małżeństwa przez rodzica. Z drugiej strony, mało które ma chęć zajmować się starym rodzicem. Czasu nie mają, bo praca. A nie chcą, żeby dorobek rodzinny poszedł w obce ręce. Córka narzeczonego Zuzanny Wojciechowskiej też z początku była nieufna. - Może myślała: młodsza kobieta, pewnie zagarnie majątek ojca. Nawet ksiądz mówił Henrykowi: "Uważaj, młoda żona niebezpieczna".
Tylko wnuki popierają i rozumieją dziadków. Same są w wieku, kiedy się kocha i przeżywa miłosne rozterki.
- Wnuki Henryka od początku bardzo się do mnie garnęły. Jak mieli problemy uczuciowe z dziewczynami, wypłakiwali się na moim ramieniu: "Babciu! Rzuciła mnie, nawet mi nie powiedziała tego w oczy, tylko kartkę napisała". Uczestniczyłam w ich życiu.
Na szczęście mam Henryka Zuzanna Wojciechowska mieszka w Olsztynie i jest zadbaną kobietą. Na głowie misternie upięty kok. Przyciemnione rzęsy, delikatny róż na policzkach, czerwona szminka na ustach. Chce się podobać mężowi. Henryk ma 80 lat, ale wciąż jest aktywny. Właśnie pojechał samochodem na działkę.
Zbierze tam dojrzałe pomidory, a kiedy wróci, będzie czekał na niego obiad. Zjedzą razem. - Jaka to przyjemność czekać na kogoś z obiadem - mówi Zuzanna, a w tym zdaniu kryje się i radość, i strach, jakiego doświadczają ludzie, gdy na starość zostają zupełnie sami. Niepotrzebni rodzinie. - Jakie to szczęście, że ja mam Henryka - Zuzanna stawia na stoliku kawę i dyskretnie spogląda na stary zegar, który właśnie wybija czternastą. Tylko patrzeć, jak mąż wróci. - Życie rozumiałam w ten sposób, że po tragedii trzeba wstać i na nowo żyć - rozpoczyna swoją opowieść.
Owdowiała w wieku 49 lat. Córki były już dorosłe. Młodsza wyjechała do Niemiec, starsza założyła swoją rodzinę. Zuzanna nie pozwoliła sobie, aby jej życie skurczyło się do powierzchni mieszkania. Z zawodu księgowa, pół życia przesiedziała za biurkiem i przeszła na wcześniejszą emeryturę.
- Nie założyłam rąk, tylko biuro matrymonialne - śmieje się. - Rzuciłam się w wir pracy dla innych. Do dziś pracuje jako wolontariuszka w Stowarzyszeniu Pomocy Telefonicznej i jest znaną w Olsztynie wróżką. No i nie jest już sama. - Od samotności uciekałam, organizując wieczorki dla samotnych - mówi. - W starszym wieku ludzi raczej nie łączą sprawy erotyczne, fantazje ani namiętności. To jest inna miłość.
I widziała, jak się ta miłość rodziła między ludźmi. Na wycieczkach, które organizowała, na spotkaniach przy kawie, tańcach. Kobiety i mężczyźni poznawali się lepiej niż z gazetowych ofert. Łapali trochę szczęścia dla siebie, a potem, nierzadko, brali ślub.
Wtedy uważała, że ze ślubem nie należy się spieszyć. Miała 59 lat, gdy na jednym z wieczorków dla samotnych poznała Henryka. Też na emeryturze, kiedyś kierowca, 10 lat starszy od niej. Wdowiec. Jedna córka, troje wnuków. Mieszka sam w kamienicy w centrum miasta, mieszkanie duże. Po niecałym roku zdecydowali się na wspólne życie. Henryk zaproponował, aby to Zuzanna przeniosła się do jego mieszkania. Zgodziła się.
Ona od początku jasno stawiała sprawę: to naturalne, że jeden rodzic chce pomóc swojemu dziecku, a drugi swojemu. Powiedziała córce Henryka: "Ja na majątek nie lecę, nie zamierzam niczego zagarniać. Jesteśmy z Henrykiem, żeby nie żyć w samotności. Jemu potrzebna kobieta, mnie mężczyzna. Ja ugotuję, zrobię przyjęcie i miłą atmosferę. On w domu wszystko naprawi. Życie razem ma inną jakość". Sporządziła stosowne dokumenty i zapisy, że po jej śmierci jej mieszkanie dostaną córki.
- Dobrze wiedziałam, że to, co Henryk ma w swoim mieszkaniu, to praca jego i jego świętej pamięci żony i będzie w spadku dla jego córki i wnuków. Stąd nie zameldowałam się u niego. I nikt do nikogo o nic nie rości pretensji. Za to dbamy o siebie wzajemnie.
Nowa żona wszystkiego nie zabierze. - Dorosłe dzieci boją się, gdy do kręgu przyszłych spadkobierców dochodzi druga osoba - nowy małżonek - mówi Urszula Wątor-Hajduk, szef redakcji serwisu www.e-prawnik.pl, specjalizująca się w prawie rodzinnym.
- Boją się uszczuplenia spadku. Choć nierzadko dzieci na początku swojego dorosłego życia otrzymały już od rodzica darowizny: samochód, mieszkanie, pieniądze na urządzenie się. Jeśli rodzic po drugim ślubie spisze testament, w którym resztę swojego majątku przekazuje nowemu współmałżonkowi, to dzieci jako spadkobiercy ustawowi wciąż mają prawo domagać się zachowku. I do jego obliczenia sąd nie wlicza darowizn, które dzieci już otrzymały.
- Bywają też sytuacje, gdy przyszły mąż przed ślubem mówi żonie: "Sprzedaj swoje mieszkanie, a pieniądze zainwestujemy w remont mojego". W takiej sytuacji bardzo ważne jest, by zatrzymać rachunki z remontu, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby małżonkowie spisali sobie umowę, że te pieniądze poszły na remont. Gdyż to są nakłady, które w razie śmierci właściciela mieszkania będą rozliczane. Gdy sąd stwierdzi już nabycie spadku i majątek będzie dzielony, to i w ramach tego podziału będą rozstrzygane wszystkie kwestie majątkowe między małżonkami.
Dlatego prawnicy radzą w takich sytuacjach ustanowienie służebności mieszkania dla współmałżonka. To pozwala temu, który nie jest właścicielem, na spokojne zamieszkiwanie w domu współmałżonka do śmierci.
Najlepszym jednak rozwiązaniem jest przekazanie jako darowizny połowy swojego mieszkania małżonkowi. Należy to - co jest bardzo ważne - zrobić po zawarciu małżeństwa i złożyć odpowiednią deklarację do urzędu skarbowego. Wtedy darowizna jest zwolniona z opodatkowania. Dlatego
- choćby ze względu na przepisy podatkowe - drugie małżeństwo zawarte w podeszłym wieku ma sens.
- Błąd robią kobiety, które omamione tym, co przyszły mąż naobiecuje: "Sprzedaj mieszkanie, przyjdziesz do mnie, będziemy żyć jak w raju" - pozbywają się swojej własności - mówi Zuzanna Wojciechowska. - Potrzebna jest odrobina zdrowego egoizmu. Trzeba myśleć o sobie. Bo kiedy małżonek umrze, żona zostanie na łasce, a częściej na niełasce jego dzieci. Wtedy zawsze będzie miała gdzie wrócić.
Co do pieniędzy Zuzanna umówiła się z mężem, że podzielą je na trzy części. Jest część wspólna na życie, na utrzymanie mieszkania. Resztę - każdy ma swoją. Żeby być niezależnym, żeby swoim dzieciom pomóc, jeśli tego akurat potrzebują. Żeby nie było zazdrości wśród dzieci, że jednym się pomogło, a drugim nie.
- Do nas trafiają sprawy, które nazywam "zaniedbane" - mówi Urszula Wątor-Hajduk. - Gdy małżonkowie nie pomyśleli o załatwieniu spraw majątkowych. Jeżeli małżeństwo jest zawarte, a małżonkowie jeszcze zarabiają, mają renty, emerytury, to trzeba wiedzieć, że to są ich wspólne środki, objęte majątkową wspólnością małżeńską. Chyba że wyłączyliby je w intercyzie. Chociaż w Polsce rzadko się korzysta z tej możliwości. Może dlatego, że koszt zawarcia intercyzy to 400 złotych.
Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu "Magazynu Rodzinnego"