- Jesteśmy dumni z tego zwycięstwa, ale nasza koncentracja pozostaje. Jedziemy do Bischofshofen i ani myślimy zmieniać naszych założeń. Do każdego konkursu przygotowujemy się identycznie. Nie możemy myśleć, że wszystko jest już pozamiatane. Kamil ma jeszcze w sobie wiele rezerwy, ale z konkursu na konkurs widać progres. Wszyscy moi skoczkowie oddali na Bergisel dobre skoki. Najważniejsze, by Kamil nie myślał, że koniec Turnieju się zbliża, musi utrzymywać w sobie ten stan - mówi Horngacher.
Jeszcze nie wiem, czy Kamil weźmie udział we wszystkich treningach. Na pewno nie jest tak, że skacze w innej lidze, nieosiągalnej dla rywali. Ma dokładnie takie same warunki jak wszyscy. Gdyby nie upadek Freitaga, walka w Innsbrucku trwałaby do samego końca. Kamil i Richard skaczą na takim samym poziomie - tłumaczy szkoleniowiec kadry skoczków.
- Chcieliśmy walczyć z Freitagiem do samego końca, ale ja wybrałem bezpieczny wariant i obniżyłem belkę startową. Można w sumie stwierdzić, że to było ryzyko, bo Kamil miał jednak krótszy rozbieg. Denerwuję się czasem na to, że tak jest, to sędzia powinien za to odpowiadać, a nie ja - wyznał Austriak.
Richard Freitag zaliczył upadek przy swoim skoku i w drugiej serii już nie wystąpił, Horngacher podtrzymuje tezę. Uważa, że sędziowie powinni decydować o rozbiegu. Niemiec pojechał z wysokiej belki i nie zdążył skontrolować lądowania na twardym zeskoku.
- Po skoku Richarda Freitaga zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Sędziowie nie mieli dobrego dnia, pracowali źle, podczas kwalifikacji było tak samo. Z Wernerem Schusterem (trener niemieckiej kadry) zdecydowaliśmy, że poprosimy o skrócenie najazdu. Sędziowie nie chronili najlepszych i przez wydarzył się wypadek. Oby Freitagowi nic groźnego się nie stało - dodał Horngacher
W piątek kwalifikacje z Bischofshofen o godzinie 16.30. W sobotę konkurs o tej samej porze. Transmisje w Eurosporcie 1.