- Policja kazała nam wyjść z domów. Ale przecież tu na ulicy jesteśmy mniej bezpieczni niż w domach - mówiła jedna z mieszkanek okolicy z dzieckiem na ręku. Ok. 100 metrów od miejsca akcji zebrał się kilkudziesięcioosobowy tłum. Wszyscy gorączkowo dyskutowali na temat tego co stało się w ich dzielnicy.
- Do nas pukał policyjny snajper, mówił że ten wariat najpierw odkręcił kurek z gazem w domu, a dopiero potem się zabarykadował i strzelał - opowiadała jedna z kobiet. - Ciekawe, czy zakręcili ten gaz, jeszcze całe osiedle wybuchnie.
- Wie pani co to za jeden strzelał? - pyta starszy mężczyzna.
- Nie, my mieszkamy na osiedlu, a tu w domkach to sami bogacze. Ludziom to od tych pieniędzy w głowach się przewraca - odpowiedział ktoś w tłumie. - Znowu o Boguszowicach będą źle mówi, że to dzielnica, gdzie tylko rozboje i bandyci.
ZOBACZ WIDEO Z MIEJSCA DRAMATU PRZESŁANE PRZEZ INTERNAUTĘ NA [email protected]
Faktycznie w Rybniku boguszowickie osiedla nie mają dobrej opinii, ale osiedle domków jednorodzinnych przy ulicy Braci Nalazków powstało ok. 10 lat temu i dotąd było uznawane za bezpieczne i zamieszkałe przez bogatszych rybniczan. Gorszą opinię miały okoliczne osiedla bloków i kamienic.
Wszyscy zamilkli, gdy zobaczyli antyterrorystów, którzy wyprowadzają desperata do policyjnego samochodu.
- Mają go, zobaczcie, już go mają - mówili.
Wszystko zaczęło się około godziny 14. w domu przy ulicy ul. Braci Nalazków, kiedy to 39-letni mężczyzna w trakcie awantury rodzinnej postrzelił z broni ostrej członków swojej rodziny.
- W domu znajdowała się żona, teściowie, szwagier oraz dwoje dzieci mężczyzny. W pewnym momencie z mieszkania udało się uciec, a następnie wezwać pomoc, teściowi napastnika. Na miejsce natychmiast skierowany został najbliżej znajdujący się patrol policji. Ale w momencie, kiedy funkcjonariusze podjechali radiowozem pod budynek, zostali ostrzelani. Jeden policjant został ranny w nogę - relacjonuje, podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Dodaje, że policjanci również użyli broni, raniąc napastnika w nogę. Ten wycofał się do domu. W międzyczasie trójce rannych domowników udało się opuścić mieszkanie, ale szaleniec zabarykadował się na pierwszym piętrze budynku razem z dwójką dzieci. Stamtąd ostrzelał przybyły na miejsce ambulans pogotowia ratunkowego i zaparkowany przed domem radiowóz policyjny.
Mężczyzna trafił swoją sąsiadkę, która schowała się za radiowozem. Szła akurat po koc, by pomóc rannej żonie 39-latka i dostała w głowę oraz w plecy. Na miejsce wezwano antyterrorystów z komendy wojewódzkiej oraz policyjnych negocjatorów.
- W momencie kiedy antyterroryści przyjechali pod budynek, mężczyzna wraz z dzieckiem akurat wyszedł przed dom. Antyterroryści wykorzystali ten moment i napastnik został obezwładniony bez potrzeby użycia broni - mówi Andrzej Gąska.
39-latek po opatrzeniu przez ekipę pogotowia ratunkowego trafił do rybnickiej komendy, gdzie policjanci badają, co spowodowało u niego tak agresywne zachowanie. - Wiemy, że mężczyzna znajdował się pod wpływem alkoholu. Nie był wcześniej notowany. Mamy natomiast informacje ze miał problemy finansowe. I być może to plus alkohol, mogło być przyczyną, takiego a nie innego zachowania - dodaje Gąska.
Policjanci ustalili, że mężczyzna posiadał kilka sztuk broni. Nie miał na nią pozwolenia. Pirotechnicy znaleźli też kilka sztuk zapalników górniczych.
Obecnie w szpitalu przebywają członkowie rodziny desperata. - W najcięższym stanie jest trzydziestoparoletnia, postrzelona w klatkę piersiową kobieta - żona strzelającego do rodziny mężczyzny. Na razie udało się nam opanować sytuację, ale czas pokaże, co będzie dalej. Chłopiec z postrzeloną żuchwą został przewieziony na chirurgię szczękowa do Katowic, zaś trzy pozostałe osoby z pomniejszymi obrażeniami, leżą na oddziałach chirurgii ortopedii. Są pod opieką psychologów - mówi Piotr Czang, koordynator akcji ratowniczej z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.
Marcin Kasprzyk, Barbara Musiałek
