Niezwykle trudną sytuację skomentował szef obrony cywilnej miasta Dżabla. Powiedział on krótko: "nie ma już nadziei". Właśnie tam ratownicy nieustannie szukają ocalałych ludzi. Ostatnio uratowali dwie osoby, ale cały czas nie ustają w poszukiwaniu żywych.
"Mimo wszystko, co krok zatrzymujemy się i krzyczymy: czy jest ktoś żywy?” – powiedział ratownik Alaa Mubarak.
W Dżabli ratownikom pomaga pies - biega po gruzach, obwąchując je, a gdy zaszczeka, to znaczy, że są tam żywe osoby. Gdy tego nie robi, to znaczy, że pod gruzami nie ma żywego ducha. Ratownicy z psem pochodzą ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i jest ich 42. Wcześniej inne zespoły ratownicze pracowały bez psa i bez sprzętu.
Ratownicy skarżyli się na przestarzały sprzęt. Prawie cały jest wadliwy
Według Alaa Mubaraka, służby ratunkowe nie mają nowego sprzętu od... 12 lat. Dodatkowo, aż 90 proc. sprzętu jest niesprawne.
"Gdybyśmy mieli sprzęt wysokiej jakości, uratowalibyśmy setki istnień ludzkich, jeśli nie więcej" - ocenił.
Dżabla jest miastem gęsto zaludnionym. Ocalali gromadzą się i obserwują akcje ratunkowe. Patrzą na gruzy swoich domów, gdzie są pogrzebani ich krewni. Liczą na to, że bliscy jeszcze żyją. Ratownicy nie mają sprzętu. Co gorsza, nie mają go też inżynierowie ministerstwa obrony Syrii. Zespołom ratunkowym pozwolono jednak użyć koparek, ale to dlatego, że szanse na odnalezienie żywych są nikłe. Według raportów, w trzęsieniu ziemi w samej Turcji zginęło 29,605 osób, a w Syrii ponad 3,5 tys. osób.

mm
Źródło: