Parking na wysokości zakładu Pratt&Whitney Rzeszów (dawna WSK) przez lata był własnością miasta. W 2014 roku Rzeszów oddał go firmie w zamian za pływalnię przy ul. Matuszczaka. Taka zamiana miała umożliwić szybki remont obu nieruchomości.
W WSK tłumaczyli wówczas, że w pływalnię nie chcą inwestować, bo ambicją zakładu jest prowadzenie działalności wyłącznie lotniczej. W akcie notarialnym zapisano, że WSK odremontuje zniszczony plac, a także udostępni go mieszkańcom w dni wolne od pracy oraz w dni powszednie, ale dopiero po godz. 15, kiedy pracę skończy załoga pierwszej zmiany. Od tej pory parking rano służy wyłącznie pracownikom ciągle rozbudowującej się firmy, a popołudniu auta parkują tu mieszkańcy przyjeżdżający wypoczywać nad zalewem. Niestety nocą zamienia się w miejsce spotkań miłośników driftu, czyli widowiskowych ślizgów samochodami.
- Problem jest coraz bardziej uciążliwy. Samochody przyjeżdżają na parking o różnych porach nocy i przez kilkanaście minut hałasują. Pisk opon jest nie do wytrzymania. Osiedle jest budzone na równe nogi, po czym kierowcy odjeżdżają w obawie przed przyjazdem policji. Tak się nie da żyć, nie możemy normalnie spać - piszą w mailu do redakcji przedstawiciele mieszkańców bloków przy ul. Grabskiego.
Sprawę zgłosiliśmy do Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie. Okazuje się, że kierowców za takie zachowanie można ukarać na dwa sposoby. Po pierwsze, za zakłócanie ciszy nocnej, po drugie, za powodowanie niebezpieczeństwa w ruchu drogowym.
- W drugim przypadku mandat może wynieść nawet 500 zł. Informację przekazałem już do naszego wydziału ruchu drogowego - mówi Tomasz Drzał z Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
Mieszkańcy sugerują, aby po godz. 22 właściciel parkingu opuszczał szlabany, uniemożliwiając wjazd na plac. Jego uwagi przekazaliśmy do zakładu Pratt&Whitney.
ZOBACZ TEŻ: "Drift to nie jest jeżdżenie pod marketem"
Agencja TVN/x-news