Zjadł pan już wegańską bezę ubitą z cukru i płynu z puszki z ciecierzycy?
Jeszcze nie, ale kiedyś na pewno spróbuję.
Beza warta była dla pana pół miliona złotych.
Cóż zrobić. Ale po programie dostałem mnóstwo przepisów z Polskiego Towarzystwa Wegańskiego, więc uzupełnię braki w wiedzy. I skosztuję.
Dużo „przyjaciół” pan zyskał po sukcesie odniesionym w programie?
Na facebooka dostałem dużo zaproszeń do grona znajomych. Wiele pochodziło z Tarnowa. Nie wszystkie przyjąłem, bo mam zasadę, że nie kolekcjonuję znajomych. Ale serdecznie dziękuję za wszystkie miłe słowa.
Jak pan to zrobił, że w niespełna dwie sekundy ułożył pan boginie z greckiej mitologii?
Nawet operatorzy byli w szoku (śmiech). Podobno to rekord w „Milionerach”. Mitologia należy do moich ukochanych lektur. Rozczytywałem się kiedyś w „Bogach olimpijskich” Ricka Riordana. Polecam. To taka krzyżówka mitologii i fantasy.
Zdobywał pan tak rozległą wiedzę na sposób kujona czy w teleturnieju towarzyszył panu fart?
Kujonem raczej nie byłem, bo nie uczyłem się na pamięć. Wszystkie pytania konfrontowałem z życiem.
To niczym bohater znanego filmu „Slumdog. Milioner z ulicy”.
Coś w tym stylu. Ale na wiedzę trzeba solidnie zapracować. W życiu miałem zawsze mocne wsparcie w rodzicach. I czasem się dziwię, że mieli taką cierpliwość do moich zachcianek. Imałem się różnych rzeczy. Trenowałem piłkę ręczną, nożną, chodziłem na rozmaite zajęcia. Bardzo wiele dała mi liga debatancka, praca w Młodzieżowej Radzie Miejskiej. To wszystko zaprocentowało.
Coś z tych wcześniejszych pasji pozostało?
Muzyka szantowa. Ale nadal bardzo dużo czytam.
Bardziej przydaje się umysł ścisłowca czy humanistyczny polot?
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Prawda jak zwykle leży pośrodku. Jestem tego żywym przykładem. Liceum zaczynałem w profilu biologiczno-chemicznym. Byłem w klasie patronackiej, nad którą pieczę miał Uniwersytet Jagielloński. Pisałem nawet uczone referaty. Pamiętam minę pana dyrektora Jana Ryby, gdy powiedziałem, że zmieniam profil na humanistyczny.
I dalej w sercu pan jest „humanem”?
Tak. Niedługo zacznę studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Chciałbym zrobić dwa dyplomy - drugi z pogranicza politologii i stosunków międzynarodowych.
Trzymamy kciuki. Wróćmy do teleturnieju. To jak z tym fartem?
Jest potrzebny. Miałem go w pierwszym odcinku, kiedy po ośmiu pytaniach wciąż miałem wszystkie koła ratunkowe. Na przykład pytanie, skąd pochodzi nazwa czerwiec. A ja akurat w czerwcu się urodziłem Poza tym omijały mnie dziwne pytania w stylu: „Jaki pseudonim w młodości miał Marek Kuchciński”.
A przy tym wegańskim pytaniu nie kusiło pana, żeby zaryzykować i pokazać żyłkę hazardzisty?
Nie. I tu właśnie czuwała nade mną Opatrzność. Takie uspokojenie przyszło na mnie po pierwszym odcinku, w którym można było sobie trochę pośmieszkować. W przerwie wypiłem kawę i ochłonąłem.
Odgadywać, zanim pojawią się odpowiedzi...
Akurat to pytanie o wybory na Ukrainie mi siadło. W drugim odcinku już bardziej analizowałem.
Nieźle was ćwiczyli w III LO, skoro pamięta pan do dziś meandry geografii gospodarczej.
Bo kończyłem bardzo dobrą szkołę. A akurat z tego sprawdzianu dostałem plus trzy (śmiech).
Co pana skusiło, żeby się zmierzyć w „Milionerach”?
To zawsze było moim marzeniem.
Jasne, każdy tak mówi.
Ale ja akurat mówię poważnie. Jeszcze kiedy byłem dzieckiem prosiłem mamę, żebyśmy nigdzie nie wychodzili w porze emisji programu.
Ale szczęściu trzeba pomóc i aplikować.
I tu wielka zasługa mojej dziewczyny Natalii. Powiedziała mi, żebym do niej nie przyjeżdżał, dopóki nie wyślę zgłoszenia. Nie było wyjścia.
Pan to w ogóle jakoś tak w czepku urodzony. Z tysięcy zgłoszeń wybrano akurat Filipa Olszówkę.
Mam takie wrażenie, że oni stawiają na młodych, których niewielu zgłasza się do programu. A młodzi podnoszą oglądalność i mówią miedzy sobą o programie. Na przykład dowiedziałem się, że o moim starcie mówili przez radiowęzeł w II LO. Bardzo dziękuję.
Porozmawiajmy o kuchni programu.
To się nie nagadamy, bo nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Ale powiem, że Hubert Urbański to niezwykle sympatyczny człowiek. Niby celebryta, ale bardzo w porządku. Nie zapomnę mu, jak bardzo się starał, żeby znaleźć mi spinki do mankietów, których zapomniałem wziąć z Tarnowa.
Na co wyda pan wygraną?
Kupię mieszkanie.
W Tarnowie będzie to spore lokum.
Ale w Warszawie już dużo mniejsze. Celuję w stolicę.
Opuszcza nas pan na dobre?
Bardzo chciałbym tu wrócić. Powiem tak, wyssę wszystko, co najlepsze z Warszawy i wtedy dopiero wrócę.
Czyli prędzej pana zobaczymy w kolejnym teleturnieju.
Niewykluczone. Chętnie posłuchałbym na żywo „suchara” Karola Strasburgera w „Familiadzie”, z przyjemnością zakręciłbym kołem fortuny, a już absolutnym zaszczytem byłoby uścisnąć dłoń Tadeusza Sznuka w „Jeden z dziesięciu”.
- Tarnów w latach 90. Aż trudno uwierzyć, że tak wyglądał!
- Gdzie w Tarnowie kursanci najczęściej oblewają egzaminy na prawo jazdy [TOP 10 LOKALIZACJI]
- Wiktoria swą urodą czaruje nie tylko fanów żużla [ZDJĘCIA]
- Wysyp grzybów w lasach regionu tarnowskiego trwa [ZDJECIA]
- Tarnów. Znani absolwenci naszych liceów [GALERIA]