FLESZ - Abonament RTV nie będzie ściągany od dłużników?

Już przed rokiem pojawiły się pierwsze próby zdobycia Morskiego Oka na elektrycznej hulajnodze. Próby takie podjął m.in. Łukasz Wantuch, radny miasta Krakowa. Forsował on pomysł, by elektryczne hulajnogi zastąpiły fasiągi konne. Jak dowodził, w ten sposób konie by już nie cierpiały, a ludzie nadal mieli by łatwiejszą alternatywę wjazdu nad staw. Wówczas straż Tatrzańskiego Parku Narodowego upominała ludzi na hulajnogach, ale nie karała. Bo nie miała podstawy prawnej.
Teraz jednak to się zmieniło. W czerwcu dyrekcja TPN wydała zarządzenie, z którego jasno wynika, że nie ma miejsca dla elektrycznych hulajnóg w Tatrach.
- Droga do Morskiego Oka charakteryzuje się dużym nachyleniem terenu, sporym ruchem pieszych, a do tego kursującymi tam zaprzęgami konnymi. Jadąc w dół na takiej hulajnodze można rozwinąć bardzo duże prędkości. Nie wiemy kto miałby jeździć taką hulajnogą. Dlatego w takich warunkach może łatwo może dojść do wypadku. Stąd decyzja o zamknięciu tej drogi dla tego typu urządzeń – mówi Szymon Ziobrowski, dyrektor parku.
Dyrektor dodaje, że podjął decyzję mimo że obecnie prawo w Polsce zrównuje poruszających się na hulajnogach z pieszymi. Co oznacza, że praktycznie na hulajnogach można jeździć wszędzie tak, gdzie mogą pojawić się ludzie piesi.
Wiele osób w internecie wskazuje jednak, że skoro dopuszczone są wozy konne (które przecież również poruszają się w tłumie turystów), to powinny być dopuszczone także elektryczne hulajnogi. Zdaniem jednak Ziobrowskiego porównanie elektrycznych hulajnóg z woza konnymi kursującymi na szlaku jest nietrafione. - Przede wszystkim woza konnymi kierują ludzie, którzy znają się na tym, są doświadczeni w tym co robią. A w przypadku hulajnóg my nie wiemy kto się będzie nimi poruszał i jak się będzie zachowywał. Dlatego moim zdaniem takie porównanie jest zupełnie nie trafione – dodaje.
Łukasz Wantuch kwituje decyzję władz TPN krótko. - Szkoda, że zysk okazał się ważniejszy od cierpienia zwierząt. Można było dopuścić hulajnogi z ograniczeniem prędkości do 5 kilometrów na godzinę, czyli z taką z jaką porusza się człowiek pieszo. Wówczas nikt nie musiałby się męczyć idąc pod górę – dodaje.
- Nieistniejące już tatrzańskie schroniska. Słyszeliście o nich?
- Koronawirus w Polsce [DANE, MAPY, WYKRESY]
- Parking pod Babia Górą w prokuraturze. Powstał nielegalnie
- Drożyzna nad morzem? Na Podhalu obiad zjesz za 15 zł
- Przyrodnicy uratowali przed utonięciem 500 susłów
- Urokliwe miejsca w Tatrach, gdzie nie będzie dzikich tłumów