SPIS TREŚCI
- Zmusili mojego kuzyna, którego tak bardzo kochałem, do torturowania mnie, a mnie do torturowania jego. W przeciwnym razie czekała nas egzekucja – opowiada dziennikarzowi BBC były więzień z Sednaya. Omar trafił tam jako nastolatek, przesiedział trzy lata. Miał więcej szczęścia, niż dziesiątki tysięcy Syryjczyków, którzy nigdy nie wyszli z lochów muchabaratu.
Bezpieka Asadów i jej terror
Przez ponad pół wieków władza Asadów opierała się na potężnym aparacie bezpieczeństwa („muchabarat”). Baszar el-Asad i jego ojciec Hafez stworzyli jedno z najbardziej policyjnych państw Bliskiego Wschodu, korzystając nie tylko z pomocy doradców z KGB i Stasi. Otóż syryjską sieć służb bezpieczeństwa współtworzył Alois Brunner, były oficer SS, zaufany człowiek Adolfa Eichmanna. Zbiegł po upadku III Rzeszy, by w 1954 r. pojawić się w Damaszku, pod innym nazwiskiem. Doradzał władzom jako specjalista od technik tortur i represji.
Największym i najcięższym „syryjskim gułagiem” było założone w 1987 roku więzienie Sednaya, zarządzane przez żandarmerię wojskową. Obiekt znajduje się około 30 kilometrów na północ od Damaszku, a jednocześnie można w nim było więzić nawet 20 000 ludzi! Powszechną praktyką były tam odbywające się niemal co tydzień masowe egzekucje grup liczących od 20 do 50 osób. W 2017 roku Departament Stanu USA twierdził, że syryjski rząd zbudował na terenie więzienia krematorium, aby pozbyć się szczątków tysięcy zamordowanych więźniów.
Na śmierć skazywał sąd polowy urzędujący w więzieniu. Po wybuchu wojny domowej, w 2011 roku, dodano drugi – tak wiele osób skazywano. Egzekucje wykonywano na terenie więzienia. Sądzonym nie zapewniano dostępu do prawników, ani nawet nie informowano ich o wyroku. Nie istniała procedura odwoławcza. Proces często trwał od jednej do trzech minut, podczas których sędzia orzekał na podstawie zeznań zatrzymanego, zazwyczaj składanych pod przymusem lub torturami. Podobnie było w innych dużych więzieniach.
Archiwum Cezara
Pierwszym namacalnym dowodem ogromnej skali zbrodni popełnianych na więźniach reżimu było ujawnienie na Zachodzie tzw. archiwum Cezara. Znany pod pseudonimem „Cezar” fotograf żandarmerii wojskowej, który robił zdjęciową dokumentację zmarłych więźniów, w 2013 roku zbiegł do Europy z ponad 50 000 takich fotografii. Zostały one następnie opublikowane przez syryjską polityczną emigrację. W jednej z nielicznych rozmów z mediami „Cezar” wspominał, że „po 2012 roku liczba zgonów w więzieniach drastycznie wzrosła. Praca non-stop. Nasz oficer przełożony krzyczał na nas: Dlaczego robota nie jest skończona? Zwłoki się piętrzą! Pospieszcie się!”. „Cezar” widział na zwłokach ślady poparzeń, niektóre miały głębokie cięcia, inne wydłubane oczy czy wyłamane zęby: „Przed wybuchem rewolucji reżim torturował więźniów, żeby wydobyć z nich informacje. Teraz torturują, aby zabić”.
Uciekinier przytoczył relację kolegi, także fotografa żandarmerii, który pewnego dnia pojechał do wojskowego szpitala Mezzeh. Zwłoki leżały rzędami, jedne obok drugich. Gdy stanął nad jednym z nich, zauważył, że mężczyzna wciąż oddycha. - Mam go fotografować? Przecież wciąż żyje - zapytał żołnierzy. Ci ściągnęli patologa. Ten był wściekły, bo musiałby poprawić cały raport z tego dnia. - Nie martw się - powiedział jeden z żołnierzy. „Idź się napić herbaty, zanim wrócisz, wszystko będzie tak, jak już masz w raporcie..”.
Dużą część zdjęć „Cezara” przeanalizowała Human Rights Watch, po czym opublikowała w grudniu 2015 r. raport pt. „Gdyby zmarli mogli mówić: masowe zgony i tortury w więzieniach Syrii”. Działacze HRW dotarli do 33 krewnych i przyjaciół osób zidentyfikowanych na zdjęciach, 37 byłych więźniów, którzy widzieli ludzi zabitych w areszcie, oraz 4 uciekinierów, którzy wcześniej pracowali w więzieniach lub szpitalach wojskowych, gdzie „Cezar” zrobił zdjęcia. Udało się odtworzyć losy ponad 30 Syryjczyków, którzy bez wieści zaginęli w kazamatach bezpieki. Wszystkich łączyło jedno: znaleźli się na „portretach śmierci”.
Systemowy terror syryjskiego reżimu
W lutym 2016 roku Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (OHCHR) opublikowało raport na temat systemu syryjskich więzień. Zebrane dane dotyczyły okresu od 10 marca 2011 do 30 listopada 2015 roku. Raport powstał na podstawie relacji 621 osób, które uszły z asadowskich więzień z życiem oraz z oficjalnych dokumentów, do których udało się dotrzeć. Około dwustu z tych osób było bezpośrednimi świadkami zabójstw, na ich oczach kogoś zabijano.
Wydarzenia opisane w raporcie ONZ dotyczą niemal pierwszych dni rewolucji w Syrii. Gdy były to jedynie pokojowe uliczne demonstracje. Reżim brutalnie, masowo aresztując cywilów „podejrzewanych o wspieranie opozycji lub niewystarczającą lojalność”. Wielu z nich w więzieniu zamordowano. W początkach 2011 r. reżim masowo zamykał i uśmiercał pokojowych aktywistów syryjskiej Arabskiej Wiosny, a jednocześnie wypuszczał dżihadystów w oczywistym celu: żeby zradykalizować opozycję i nadać jej islamistyczny, zbrojny charakter, co usprawiedliwiło jeszcze krwawsze represje. Cel był oczywisty, i z perspektywy czasu widać, że osiągnięty przez Asada: radykalizacja antyrządowego ruchu i nadanie mu islamistycznego, zbrojnego oblicza. To usprawiedliwiało jeszcze krwawszy terror i w końcu doprowadziło do powstania Państwa Islamskiego oraz zdominowania rebelii przez islamistów.
Terror wobec więźniów reżimu miał charakter zorganizowany i usankcjonowany przez władze. Raport ONZ zwracał uwagę na „scentralizowane, systemowe procedury”, na przykład wydawanie aktów zgonów, w których zdecydowanej większości zamordowanych wpisano jako przyczynę śmierci „atak serca” lub „problemy z oddychaniem”. W ten proceder – świadczący o wiedzy wysokich przedstawicieli reżimu o tym, co się dzieje w więzieniach – zaangażowane było dowództwo korpusu Żandarmerii Wojskowej w stołecznym al-Qaboun, personel wojskowego szpitala Tishreen, wydający akty zgonu, oraz urzędy, które rejestrowały wyraźnie fałszywe dokumenty.

Zdaniem śledczych ONZ wiele wskazuje też na samosądy dokonywane przez siły rządowe. W 2013 r. z rzeki w pobliżu Aleppo wyciągnięto co najmniej 140 zwłok, które miały rany postrzałowe i związane z tyłu ręce. Ciała przypłynęły z terenów zajętych przez oddziały Asada. Raport OHCHR opisywał też zbrodnie Państwa Islamskiego (IS) i związanego z Al-Kaidą Frontu al-Nusra (dzisiejsza HTS). Wyliczał przypadki masowych egzekucji dokonywanych przez islamistów, którzy orzekali liczne wyroki śmierci na podstawie prawa szariatu. Jednak skala zbrodni islamistycznych wrogów Asada była nieporównywalna z terrorem reżimu. W pierwszych latach wojny domowej, tych najbardziej krwawych, szacuje się, że na jedną ofiarę islamistów przypadało siedem reżimu Asada.
Niemieckie krzesło, latający dywan. Tortury muchabaratu
Tysiące więźniów umarły w przepełnionych celach, zagłodzeni, chorzy i odwodnieni przez biegunkę. Miesiącami, a nawet latami, dostając głodowe racje żywnościowe. Jeden z więźniów trafił do aresztu ważąc 75 kg. Pół roku później ważył tylko 40 kg. Kiedy pewien student, więziony w tzw. Oddziale Palestyńskim, poprosił o odrobinę więcej jedzenia, został ciężko pobity przez strażników. Osłabiony, szybko złapał infekcję i zmarł po trzech dniach. Spragnieni więźniowie często ratowali się piciem wody z toalet.

Więźniów torturowano w przeznaczonych do tego pokojach (w większych więzieniach) lub po prostu na korytarzu (w mniejszych obiektach). Oprawcy stosowali całą gamę metod. „Shabeh” to podwieszanie więźnia pod sufitem za skute kajdanki nadgarstki na wiele godzin, a nawet dni. Zwykle z rękami z przodu, ale jest też druga, bardziej bolesna wersja: ręce skute z tyłu. „Falaqa” to katowanie podeszw stóp, po czym więźniowi każe się chodzić po podłodze wysypanej solą. Oprawcy używali rozgrzanych metalowych prętów, razili prądem, wciskali więźniów w opony samochodowe w nietypowych pozycjach, żeby łatwiej było bić w stopy, pośladki czy głowę („dulab”). Chłostano na ogół stalowymi kablami - po plecach, nogach i piętach. Ale było też inne narzędzie, rurki z PCV, którymi bito więźnia po głowie i brzuchu. Częstym procederem było rażenie prądem genitaliów oraz przypalanie więźniów papierosami i świecami.
„W 2014 roku więzień przetrzymywany w ośrodku kontrolowanym przez 4. Dywizję SAA (syryjskiej armii – red.) miał okaleczone genitalia podczas tortur. Ciężko krwawiąc, pozostawiony bez opieki, zmarł trzy dni później. Więzień wojskowej bezpieki w Homs był świadkiem ciężkiego pobicia starszego mężczyzny, którego następnie powieszono za nadgarstki pod sufitem. Strażnicy przypalali mu oczy papierosem i kłuli ciało rozgrzanym, ostrym metalowym przedmiotem. Po trzech godzinach wiszenia w tej samej pozycji człowiek zmarł” – czytamy w raporcie ONZ z 2016 r.
Ale były i bardziej wymyślne tortury, jak na przykład „niemieckie krzesło” - na pamiątkę doradców ze Stasi, którzy kiedyś szkolili syryjską bezpiekę. Więźnia sadza się na krześle bez oparcia, wygina w nienaturalny sposób maksymalnie do tyłu i trzyma tak długo, aż „puszcza” kręgosłup. „Latający dywan” to z kolei przywiązywanie więźnia do wyjętych z zawiasów drzwi lub skrzyżowanych desek, a następnie bicie go.
„Za trzecim razem mieli obcążki. Wyrwali mi paznokieć”
Ofiarami tortur w więzieniach byli też nieletni. W raporcie ONZ opisano historię 13-latka aresztowanego w 2011 r. podczas ulicznych demonstracji. Jego okaleczone ciało zwrócono rodzicom. Inny 13-latek, Fuad z Latakii, został aresztowany w grudniu 2011. Siedział dziewięć dni, oskarżony o spalenie fotografii prezydenta. Oprawcy przypalali mu papierosami szyję i ręce, polewali wrzątkiem. 13-letni Hossam z Tal Kalakh został zatrzymany w maju 2011 i przez trzy dni torturowany w furgonetce wojskowej. Za pierwszym razem elektrowstrząsami potraktowano jego brzuch. Za drugim razem pobito. - Za trzecim razem mieli obcążki. Wyrwali mi paznokieć - powiedział HRW Hossam.
Ala'a, 16-latek z Tal Kalakh, za udział w demonstracji był uwięziony od maja 2011 do stycznia 2012. W siedzibie wywiadu wojskowego w Homs przykuto go do kraty celi. „I tak zwisałem przez siedem godzin, bo do podłogi brakowało paru centymetrów. Próbowałem stać na palcach. Bili mnie kablami i podłączali do prądu. Polewali wodą. Czułem, jakbym umierał. Powtórzyli to trzy razy. Wtedy powiedziałem: Zeznam wszystko, co chcecie”. Ala'a wyszedł na wolność, gdy ojciec dał łapówkę.
Samih siedział w areszcie w Latakii: „Było nas 70-75 osób w celi. Niektórzy mieli połamane ręce i nogi. Byli wśród nas 15- i 16-latkowie. Kilku miało wyrwane paznokcie, ich twarze były strasznie zbite. Byli torturowani i gwałceni. To, co widzieliśmy, gdy strażnicy przyprowadzali tych chłopców z powrotem do celi, jest nie do opisania, nie da się o tym mówić. Pamiętam jak pewien chłopiec wszedł do celi, krwawiąc z tyłu. Nie mógł chodzić”.
„Gdyby zmarli mogli mówić”
W 2021 r. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało, że w ciągu pierwszych 10 lat wojny domowej w rządowych więzieniach zginęło 100 000 osób, a w samym Sednaya 30 000 osób. Dokładnej liczby więźniów zamęczonych na śmierć w więzieniach Asada być może jednak nigdy nie poznamy. Wszak w wielu przypadkach reżim nawet nie informował rodzin o śmierci więźnia. Tysiące z nich wciąż jest oficjalnie uznane za zaginione.