Trąba powietrzna w Kaniowie
Maria Kowalczyk z Kaniowa, niewielkiej wioski koło Bielska-Białej, opowiada, że przez całą niedzielę było parno, duszno. Wczesnym popołudniem zaczęło się chmurzyć. Około godz. 14.00 poszła zamknąć okno, bo zaczęło wiać.
- Nie zdążyłam zamknąć okna, a szyby wybiło. Widziałam jak od sąsiada wszystko leciało w naszą stronę. Potem się okazało, że dach nam zerwało. To była sekunda... Całe szczęście, że wnuk uciekł z tego pokoju, bo nie wiem, co by z nim było. Wnuczka nie mogła wyjść z pokoju, bo drzwi się zaklinowały. Zaczęła płakać. Kiedy się to wszystko się skończyło, też zaczęłam płakać... Straszne emocje... - opowiada pani Maria.
Kliknij poniżej i zobacz zdjęcia Kaniowa po trąbie powietrznej
Jej sąsiad Stanisław Pasierbek akurat jadł z żoną obiad, kiedy mocniej zawiało, zrobił się przeciąg. Powiedział żonie, żeby poszła pozamykać okna.
- Żona wyszła z pokoju, a ja usłyszałem trzask. Podszedłem do okna, a tu plac zasłany jakimś dachem. Myślę sobie: "Rany Boskie, co się dzieje?". Wyskoczyłem przed dom... Patrzę, a tu pobojowisko. Rozpłakałem się... - opowiada przejęty Stanisław Pasierbek. I dodaje, że trąba powietrzna przyszła nagle, według niego trwała ledwie minutę, ale była tak silna, że powybijała szyby w oknach, zerwała dach, zniszczyła altankę w ogrodzie dla dzieci, porwała gdzieś trampolinę. - Niech pan popatrzy, u sąsiada przewróciła taką wielką, starą czereśnię - wskazuje ręką pan Stanisław.
- Całe szczęście, że nikomu nic się nie stało. To są rzeczy nabyte. Z drugiej strony jak opadają emocje, to cieszymy się, że jesteśmy cali i zdrowi, ale przychodzi rozpacz, że kilka sekund, pół minuty i traci się duży dorobek życia - dodaje Magdalena Nycz.
Ich sąsiad pan Piotr był akurat w garażu. Widział, że się chmurzy. W momencie poczuł silne podmuchy. - Patrzę, co się dzieje, a tu wszystko leci. Jeden dom zniszczony, drugi, trzeci. Poczułem grozę. Nie da się tego opisać... - mówi kaniowianin.
Trąba powietrzna w Kaniowie zrywała całe płaty dachów. "Jezu...
Musisz to wiedzieć
Ogromna skala zniszczeń
Bardzo szybko na miejscu pojawiły się straże pożarne - ochotnicze i zawodowe, pogotowie energetyczne, policja. Strażacy zaczęli zabezpieczać dachy, mieszkańcy zabrali się za porządkowanie posesji. Na miejsce katastrofy przyjechali wicewojewoda śląski Jan Chrząszcz, starosta bielski Andrzej Płonka i wójt gminy Bestwina Artur Beniowski.
- Skala zniszczeń jest ogromna. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało - powiedział wicewojewoda Chrząszcz. Starosta Płonka dodał, że teraz najważniejsza jest pomoc dla ludzi, bo nie wiadomo, jaka pogoda będzie w nocy.
- Na ten moment mieszkańcy mogą liczyć na doraźną pomoc, czyli zabezpieczenie zniszczeń poprzez działania strażaków, którym dziękuję za ich pracę. Jutro rano będziemy występowali o zapomogi na zdarzenia losowe. Znam życie, widzę co się dzieje i wiem, że ta zapomoga w wysokości 6 tysięcy złotych na pewno nie pomoże, więc będziemy się martwić o tych, którzy mają zniszczone całe pokrycia dachowe. To kilka takich domów - powiedział wójt Beniowski.
Zobacz i zapamiętaj
Bądź na bieżąco i obserwuj
