Kolejna ofiara trasy z Krakowa do Warszawy. Droga, która niesie śmierć [WIDEO]
WIDEO: 12-letnia dziewczynka zginęła w wypadku pod Krakowem
autor: Dawid Serafin, Gazeta Krakowska
Rozpoczął się proces w sprawie kierowcy tira, pod którego kołami zginęła 12-letnia Julia. Do zdarzenia doszło ponad rok temu na drodze do Michałowic.
Śledczy ustalili, że kierowca jechał o około 10 km za szybko. - Poruszał się z prędkością 61 km na terenie zabudowanym, gdzie obowiązuje ograniczenie do 50 km na godzinę. Skierowany został przeciwko niemu zarzut umyślnego naruszenia przepisów drogowych. Efektem tego było nieumyślne spowodowanie śmieci dziecka - wyjaśnia Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Julia zginęła w czasie, gdy powinna być na lekcji angielskiego w prywatnej szkole językowej w Michałowicach. Nauczycielka wypuściła jednak uczniów na przerwę, a ci postanowili przejść do sklepiku znajdującego się po drugiej stronie ruchliwej trasy na Warszawę.
Wracając, przebiegali przez ulicę. Na pasie w kierunku Kielc był korek i Julia przeszła między samochodami. Drugim pasem jechał tir. Kierowca zauważył dziewczynkę w ostatniej chwili. Próbował hamować, ale zrobił to tak nieszczęśliwie, że samochód się przewrócił i koło tira przygniotło 12-latkę. Była wtedy już na poboczu.
Rodzice Julii chcieliby, aby odpowiedzialność za śmierć ich córki poniosła także szkoła językowa i nauczycielka, która wypuściła dziecko na przerwę.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że w tej szkole są przerwy. Szkoła jest nieogrodzona i znajduje się 15 metrów od drogi krajowej E7. Wypuszczenie dzieci w takiej sytuacji to skrajna nieodpowiedzialność - uważa Małgorzata Szwajda, mama Julii.
Problem jednak w tym, że z powodu luki prawnej prywatne szkoły językowe nie podlegają kuratorium i nie muszą spełniać stawianych przez urzędników wymagań dotyczących m.in. bezpieczeństwa.
Według Ministerstwa Edukacji Narodowej nauka w takiej placówce odbywa się na podstawie umowy cywilno-prawnej. Wszelkich roszczeń związanych ze świadczonymi usługami można dochodzić na drodze sądowej w postępowaniu cywilnym.
Rodzice Julii nie mogą się jednak pogodzić z tym, że nikt nie poniesie odpowiedzialności za śmierć ich jedynego, ukochanego dziecka.
- Przeżyliśmy tragedię, a kiedy zaczęliśmy się domagać sprawiedliwości, zetknęliśmy się z bezduszną machiną prawną - skarży się Małgorzata Szwajda.
Nie pomógł list napisany do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. - We wrześniu pójdziemy z protestem pod Sejm. Ktoś w końcu musi nam pomóc - mówi mama Julii.