Mariusz Ch. zmarł prawdopodobnie na początku maja tego roku. Policjanci odkryli jego ciało w ostatnią środę w mieszkaniu przy ul. Puławskiej w Lublinie. - Policjantów zawiadomiła jedna z sąsiadek, którą zaniepokoił fakt, że mężczyzna od dwóch tygodni nie wyszedł z mieszkania - wyjaśnia Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Przybyli na miejsce funkcjonariusze zastali makabryczny widok. - W mieszkaniu leżały zwłoki mężczyzny. Były w stanie rozkładu. Prawdopodobnie leżały tam od dwóch tygodni - precyzuje Kępka. Obok nich siedziała Irina Ch., pochodząca z Ukrainy, żona lublinianina. - Nie zwracała uwagi na zwłoki. Normalnie funkcjonowała, jakby nic się nie stało - dodaje Kępka.
Śledczy od razu zlecili przeprowadzenie sekcji zwłok Mariusza Ch. Lekarze ustalili, że 60-latek zginął od szeregu ran kłutych klatki piersiowej i brzucha. Prawdopodobnie przed śmiercią bronił się przed ciosami, bo ranny był także w ręce. - Do jego śmierci bezpośrednio doprowadziło przebicie opłucnej - wyjaśnia prokurator Kępka.
Śledczy wszczęli już postępowanie w tej sprawie. Zatrzymana została 49-letnia Ukrainka. Jednak kobieta nie usłyszała jeszcze żadnych zarzutów.
- Prawdopodobnie to żona zabiła męża, ale nie można wykluczyć, że w śmierć zamieszana była jakaś inna osoba. W mieszkaniu bowiem dochodziło do wielu imprez alkoholowych, więc nie wykluczamy wersji, że jeden z uczestników libacji mógł zabić mężczyznę - dodaje rzeczniczka lubelskiej prokuratury.
Wiele do sprawy wniosą zapewne zeznania Iriny Ch. Obecnie kobieta przebywa jednak w szpitalu. - Czekamy na pozwolenie od lekarzy, by ją przesłuchać i postawić jej zarzuty. Póki co jest w bardzo złym stanie psychicznym - przyznaje Kępka.
Nieoficjalnie w prokuraturze usłyszeliśmy, że Ukrainka była ofiarą przemocy domowej i to właśnie mogło popchnąć ją do ewentualnej zbrodni. Tę wersję potwierdzają sąsiedzi małżeństwa. - Tam ciągle tylko krzyki i awantury były. Ukrainka nieraz chodziła pobita - przyznaje jeden ze starszych mieszkańców ul. Puławskiej.
Mieszkańcy Puławskiej niechętnie rozmawiają o tym co się wydarzyło w mieszkaniu przy ich ulicy. - Skoro wszyscy wiedzieli, co się dzieje w tej rodzinie, to dlaczego nikt nie zareagował? - pytamy. - Wie pan, jak to jest. Nikt nie chce się wychylać, żeby samemu nie oberwać - przyznaje mieszkaniec pobliskiego bloku.
_________________________________