Transfer polityczny. Kiedy przychodzi czas na zmianę

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Fot. Lukasz Kaczanowski/Polska Press
Jedni zmieniają partię z powodów ideowych, inni z powodu czystej kalkulacji. Niektórzy twierdzą, że to nawet dobrze, bo inaczej scena polityczna całkowicie by nam zastygła. Może dlatego rekordziści zmieniali barwy klubowe nawet po kilka razy

Transfery w świecie polityki to rzecz niemal tak naturalna, jak te w świecie sportu. I choć zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że nasi parlamentarzyści zmieniają barwy klubowe, to czasami jednak potrafią zaskoczyć. Bo w polityce, inaczej jak w sporcie, ważne są, a przynajmniej powinny być, poglądy, idee, niektórzy mówią nawet o poczuciu misji. Chociaż z tym poczuciem misji chyba różnie bywa, wystarczy posłuchać i poczytać o roszadach w spółkach skarbu państwa, walce o stanowiska i majątkach co niektórych polityków.

Monika Pawłowska zaskoczyła. Jej koleżanki i koledzy z Lewicy nie kryli ani złości, ani rozczarowania. Ale też w ostatnią niedzielę Pawłowska umieściła na Twitterze taki oto wpis.

„Dziś rozpoczynam współpracę z premierem Jarosławem Gowinem. Program jak i praktyka działania politycznego Porozumienia są w obecnej sytuacji mi najbliższe. To jedyne ugrupowanie szczerze zainteresowane ponadpartyjną współpracą dla dobra Polski. Wstępuję do Porozumienia. Nie wstępuję do KP PiS, pozostaję posłem niezrzeszonym” - ogłosiła Pawłowska.

A w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” dodała: „Wiem też, że kilku innych posłów patrzy na Porozumienie z nadzieją i zainteresowaniem. Mogę im powiedzieć: odwagi!”.

No i rozpętała się burza, co raczej zrozumiale, bo gdzie Lewica, a gdzie konserwatywne Porozumienie? Wydawałoby się, że dzieli je ideologiczna przepaść, a jednak, okazało się, że można.

- Posłanka Pawłowska musiała wprowadzić w błąd Roberta Biedronia, jeśli chodzi o poglądy, które wyznaje. Mnie się to wydaje dosyć nieprzyzwoite - powiedział w podkaście „Rzeczpospolitej” jeden z liderów partii Razem Adrian Zandberg. Lider SLD Włodzimerz Czarzasty w RMF FM stwierdził, że nie rozumie decyzji byłej koordynatorki Wiosny na Lubelszczyźnie i byłej wiceszefowej Klubu Lewicy w Sejmie. - Tak naprawdę to trzeba mieć taki polityczny mętlik w głowie - powiedział Czarzasty.

Wiceszef klubu Lewicy Krzysztof Śmiszek pytany przez Polską Agencję Prasową o odejście Pawłowskiej odparł, że „nie wie, o co chodzi, bo pani poseł do ostatniej chwili pracowała dla klubu i angażowała się w lewicowe kwestie”. Cóż, trudno się dziwić, że poseł Śmiszek nie wie, o co chodzi, ale wiceszef klubu Lewicy postanowił jednak swoje zdziwienie wytłumaczyć, bo mowa przecież o „przejściu z Lewicy, z Wiosny, z postępowej, progresywnej partii do partii człowieka, którzy jeszcze niedawno mówił, że słyszy głos zarodków, wydaje mi się dosyć groteskowe i niezrozumiałe”.

„Tak się nie robi ani kolegom i koleżankom ani ludziom, którzy głosowali na Ciebie przeciw PiS. Jedyne humanistyczne wyjaśnienie to szantaż. Jeśli tak, możesz liczyć na pomoc. W innym przypadku pozostaje tylko infamia” - napisał poseł Maciej Gdula. „Po prostu oddaj mandat i możesz iść nawet prosto na wycieraczkę do Kaczyńskiego. Krzyż na drogę” - skomentował z kolei wiceszef klubu Lewicy Tomasz Trela. Krótko, zwięźle i do rzeczy.

„Zasilenie obozu rządzącego przez Monikę Pawłowską to nie tylko wstyd i hańba, zdrada wyborców i wyborczyń, którzy na nią głosowali, to przede wszystkim zdrada wszystkich kobiet, które od wielu tygodni protestują na ulicach. Przecież to ta władza zagotowała nam piekło kobiet!” - to posłanka Lewicy Marcelina Zawisza.

Litości dla Pawłowskiej nie miał szef klubu KO Cezary Tomczyk. „Dno dna” - tyle. Rzecznik prasowy Młodej Lewicy Wojciech Vincent Sawoniewicz zapowiedział natomiast rezygnację z bycia asystentem społecznym posłanki. „Jutro składam rezygnację z asystentury. Byłem asystentem posłanki Lewicy, nie bezkręgowców” - napisał na Twitterze.

Stowarzyszenie Młoda Lewica wydało zresztą specjalne oświadczenie.

„Oświadczamy, że wszystkie osoby członkowskie Młodej Lewicy, które współpracowały w ramach asystentury z posłanką Moniką Pawłowską, z dniem jutrzejszym złożą formalną rezygnacje. W naszej codziennej aktywności kierujemy się uczciwością wobec innych i siebie samych, dlatego odcinamy się od decyzji posłanki Pawłowskiej. Młoda Lewica niezmiennie pozostaje wierna lewicowym ideałom” - czytamy.

Ale, jeśli ktoś myśli, że zaskoczona decyzją Pawłowskiej była tylko lewa strona sceny politycznej, jest w błędzie. Niektórzy na prawicy też pokręcili z niedowierzaniem głowami. Kamil Bortniczuk przeżył „szok”, przynajmniej tak określił swój stan emocjonalny.

„Jakież to szczęście, że zostałem wyrzucony z „tego” Porozumienia. W naszym Porozumieniu nie było, nie ma i nie będzie miejsca dla aborcjonistów. Jest i będzie miejsce dla konserwatystów - zapraszamy!” - stwierdził na Twitterze.

W sieci, niemal natychmiast zaczęły też krążyć tweety oraz wypowiedzi Pawłowskiej, które dotyczyły Mateusza Morawieckiego czy Jarosława Gowina. Oczywiście te, które umieściła zanim przeszła na drugą stronę barykady.

„Te wszystkie konferencje, prężenie muskułów premiera Morawieckiego to nic innego jak próba przykrycia kolejnej wojny w pseudozjednoczonej prawicy. Zrobili z Polski państwo partyjne. A rzeczywistość? Pełna problemów i trosk, których w ich limuzynach i prezentacjach nie widać” - czytamy w tweecie z 9 lutego 2021 r.

„Suwerenność to nie jest robienie w Polsce przez Gowina, Morawieckiego czy Ziobrę folwarku, gdzie prawo traktowane jest jak się komu podoba” - to słowa Pawłowskiej z 5 grudnia 2020 r.

W styczniu bieżącego roku była już posłanka Lewicy apelowała do premiera Mateusza Morawieckiego o odwołanie Lecha Sprawki z funkcji wojewody lubelskiego. Zarzuciła mu szereg nieprawidłowości. „Pan Wojewoda nie spełnia się w swojej roli. Nie działa dla dobra obywateli i obywatelek województwa lubelskiego, dlatego liczę na podjęcie zdecydowanych kroków w tej sprawie” - przekonywała Pawłowska.

Ale, umówmy się, pani Pawłowska nie jest pierwszą i zapewne nie ostatnią, która dokonała tak radykalnej zmiany barw klubowych. Nie trzeba szukać daleko - Jarosław Gowin, szef Porozumienia, do którego przeszła była już posłanka Lewicy, też swego czasu zaskoczył.

Gowin w ogóle uchodzi za oportunistę i człowieka o elastycznym kręgosłupie.

Przypomnijmy jego polityczną drogę: Lider Porozumienia w 2005 roku z ramienia Platformy Obywatelskiej został wybrany do Senatu. Po rezygnacji Jana Rokity ze startu w wyborach parlamentarnych w 2007 roku został umieszczony na pierwszym miejscu listy PO do Sejmu, po czym wstąpił do partii. Dostał się na Wiejską, wkrótce wszedł w skład zarządu krajowego Platformy. W wyborach w 2011 roku z powodzeniem ubiegał się o reelekcję. W rządzie Donalda Tuska był ministrem sprawiedliwości, później jednak wystartował w wyborach na szefa Platformy, czym tak naprawdę postawił się poza partią. Tym bardziej że w swojej kampanii ostro krytykował premiera Donalda Tuska, rząd i samą Platformę Obywatelską za brak realizacji programu wyborczego partii. Nie podobały mu się też rządowe zmiany w OFE. Koledzy z Platformy nie ukrywali wtedy, że mają Gowina po prostu dość.

- Jarosław Gowin na pewno jest człowiekiem bardzo ambitnym. Dobrze się czuje, kiedy jest tym pierwszym. Nie lubi wokół siebie polityków, którzy są dobrze oceniani. Gowin chce być jedynym liderem, chce być prezydentem, premierem, kim tylko się da - ma tak wielkie ambicje polityczne - mówiła podczas prowadzonej przez Gowina kampanii na szefa PO posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska.

9 września 2013 roku, czego tak naprawdę można się było spodziewać, Gowin odszedł z Platformy Obywatelskiej i został posłem niezrzeszonym. Rozpoczął organizowanie konwencji regionalnych, uruchamiając akcję społeczną „Godzina dla Polski”, z której wyłonił się ruch społeczny. W projekt zaangażowali się także posłowie Żalek i Godson, którzy razem z Gowinem opuścili Platformę. Gowin podjął także współpracę programową z gronem ekspertów oraz z partią Polska Jest Najważniejsza i ze Stowarzyszeniem „Republikanie”, założonym przez posła Przemysława Wiplera.

Na bazie ruchu społecznego „Godzina dla Polski” założył partię Polska Razem. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku nie przekroczyła ona progu wyborczego, więc Gowin szukał dalej. W lipcu tego samego roku został przewodniczącym nowo powołanego klubu parlamentarnego Sprawiedliwa Polska, skupiającego posłów oraz senatorów z Polski Razem i Solidarnej Polski. Nowa-stara formacja rozpoczęła współpracę z Prawem i Sprawiedliwością. W 2015 roku Jarosław Gowin kandydował do Sejmu z ostatniej pozycji listy PiS w okręgu krakowskim. Został posłem, po wyborach przystąpił do klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. W rządzie Beaty Szydło był wicepremierem i ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, teraz jest wicepremierem i ministrem pracy, rozwoju i technologii w rządzie Mateusza Morawieckiego, w co jeszcze kilka lat temu pewnie nikt by nie uwierzył.

Leszka Millera, byłego premiera, wszyscy kojarzą z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, mało, kto pamięta, że Miller przez jakiś czas był bardzo blisko Andrzej Leppera, czym mocno zaskoczył nie tylko swoich kolegów, ale i wyborców. Ale też 15 września 2007 złożył rezygnację z członkostwa w SLD, motywując swoją decyzję brakiem zgody władz tego ugrupowania na jego start do Sejmu w przedterminowych wyborach z listy koalicji Lewica i Demokraci, mimo ponownego poparcia ze strony lokalnych działaczy. Miller uniósł się honorem i 20 września ogłosił, że w takim razie wystartuje w tych wyborach z pierwszego miejsca na liście Samoobrony RP w okręgu łódzkim i zapowiedział tworzenie nowej lewicowej partii. Niestety, na Wiejską się nie dostał.

W styczniu 2008 roku na pierwszym kongresie nowo założonej partii Polska Lewica został jej przewodniczącym.

- To był błąd, za błędy polityczne się płaci - mówił niedługo potem Miller. - Nie jest tak straszne popełnianie błędów, jak trwanie w nich. Ja tą dzisiejszą decyzją wychodzę z obszaru błędu - przyznał.

I zadeklarował, że dla siebie jako człowieka lewicy, nie widzi innej drogi niż SLD.

- Wszyscy, którzy dobrze życzą lewicy w Polsce, powinni dobrze życzyć SLD - stwierdził Miller.

W grudniu 2009 złożył deklarację członkowską do SLD. W styczniu 2010 zrezygnował z członkostwa w Polskiej Lewicy i w tym samym miesiącu został przyjęty do Sojuszu. Taki powrót syna marnotrawnego, można by powiedzieć.

Zostając jeszcze na lewicy, Magdalena Ogórek była już aktorką, modelką, prezenterką, nauczycielką akademicką, a w 2015 roku kandydatką Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach prezydenckich. Pani Ogórek nie przekonała do siebie wyborców, co dla obserwatorów sceny politycznej nie było zaskoczeniem. Ale ona sama postanowiła przymilać się do tych, którzy wybory wygrali, czyli do Prawa i Sprawiedliwości. I opłacało się! Ogórek od 3 listopada 2016 współprowadzi program „W tyle wizji” w TVP Info. W lutym 2017 zaczęła prowadzić program „Studio Polska” w tej samej stacji telewizyjnej, jest jedną z prowadzących program „O co chodzi” i gospodynią programu „Minęła dwudziesta”. Ostatnio jednym z tematów, jaki poruszyła w rozmowie z Anitą Kucharską--Dziedzic były właśnie transfery polityczne. W pewnym momencie Ogórek zapytała, czy nie ma z nimi kłopotu Lewica, która według badań, znajduje się pod progiem wyborczym.

- No jak by nie czarować rzeczywistości, PiS rządzi - stwierdziła była kandydatka w wyborach prezydenckich.

Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

- PiS rządzi wciąż, a czy Lewica jest pod progiem wyborczym czy nie... Być może znajdą się panie, które z Lewicy chętnie, radośnie, wzorem pewnej przeuroczej blondynki przejdą do PiS-u - odparła Anita Kucharska--Dziedzic wbijając szpilę w Magdalenę Ogórek. Lekko skonsternowana Ogórek zapytała swoją rozmówczynię, czy ma kogoś konkretnego na myśli.

- Myślę, że pani redaktor doskonale wie - odpowiedziała posłanka Lewicy, jednak Magdalena Ogórek zapewniała, że nie wie i właśnie „dlatego pyta”.

- Pani redaktor, myślę, że pani doskonale wie, jak się zmienia poglądy - wypaliła wprost Anita Kucharska-Dziedzic do prowadzącej „Minęła dwudziesta”.

Ostatnio głośno o przejściach polityków Koalicji Obywatelskiej do ruchu Szymona Hołowni. Z Platformy Obywatelskiej odeszła Joanna Mucha, senator Koalicji Obywatelskiej Jacek Bury, posłanka Paulina Hennig-Kloska. Ale jednak Ruchowi 2050 bliżej do Platformy, niż Lewicy do Porozumienia.

I tu rodzi się pytanie o motywy takich klubowych zmian. Wydaje się, że jedni po prostu mogą się czuć niespełnieni, chcą się realizować w innym miejscu, nie lubią swojego lidera, albo też myślą sobie, że z inną partą będzie im łatwiej dostać się do Sejmu czy Senatu, niektórzy kalkulują jeszcze bardziej. Bo przecież wiadomo, że lepiej być w koalicji rządzącej, niż w opozycji.

Inna sprawa, że czasami za politycznymi transferami stoją partyjne interesy - wszyscy słyszeli przecież o próbach „wyciągania” posłów jednej partii przez posłańców innej.

O tym, jak mogą wyglądać takie negocjacje, mogliśmy się przekonać 26 września 2006 roku, kiedy w programie „Teraz my!” na antenie TVN wyemitowano nagranie rozmowy ministra Adam Lipińskiego z PiS z Renatą Beger. Lipiński ustalał warunki przejścia posłanki Samoobrony do klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. W zamian za opuszczenie Andrzeja Leppera, Beger chciała objąć stanowisko sekretarza stanu w ministerstwie rolnictwa. Dodatkowo miała otrzymać pomoc prawną w rozwiązaniu jej spraw sądowych, stanowiska dla członków swojej rodziny oraz zabezpieczenie finansowe na pokrycie weksli wypełnianych przez posłów Samoobrony. Zrobiła się afera, ale na krótko, bo wszyscy wtajemniczeni wiedzą, że takie rozmowy były, są i będą. Polityka, to twarda gra, nie ma w niej miejsca na kurtuazje.

- Do polityki dzisiaj idzie się głównie z pragmatyzmu, z chęci ustawienia się w życiu, a nie z pobudek ideowych - zauważa prof. Kazimierz Kik, politolog. - Myślę, że dzisiaj wyborcy głosują na konkretne osoby, chociaż są i tacy, dla których ważne są barwy partyjne, mam tu na myśli głównie elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Samo zjawisko przechodzenia polityków z jednej partii do drugiej, pomijając pobudki, uważam za pozytywne. Polityk powinien umieć się dostosować do zmieniającej się rzeczywistości, poza tym, gdyby nie te transfery, scena polityczna całkowicie by nam zastygła - dodaje profesor.

Może dlatego, od zawsze trochę się na niej dzieje. Jednym z rekordzistów wśród tych, którzy zmieniają partie polityczne, jest europoseł Ryszard Czarnecki. Historyk z wykształcenia, dziennikarz i działacz sportowy ma opinię polityka, którego trudno zagiąć, czy zaskoczyć pytaniem. Ale też Czarnecki to stary polityczny wyga, z niejednego pieca chleb jadał. Był w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, ZChN, któremu nawet przez pewien czas szefował, nosił charakterystyczny krawat Samoobrony, by w końcu znaleźć się w PiS. Może dlatego jego przeciwnicy zarzucają mu, że jest jednym z najbardziej elastycznych polskich polityków. Nie on jeden zmienia jednak partie. A sam Ryszard Czarnecki kiedyś wyliczał: - „Bronisław Komorowski był w czterech, Jacek Kurski w sześciu, ja tylko w trzech. To absolutna średnia krajowa”.

Co prawda, to prawda, Jacek Kurski współpracował z Porozumieniem Centrum, był w Ruchu Odbudowy Polski, ZChN, w wyborach do Sejmu w 2001 kandydował z listy Akcji Wyborczej Solidarność Prawicy w okręgu toruńskim, potem było Prawo i Sprawiedliwość, Liga Polskich Rodzin, znowu Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska i słynna konwencja PiS, na której Kurski mówił: „Stoję przed wami w postawie wyprostowanej i z pokorą, z której mnie nie znacie”. Można? Można.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl