Były premier Mateusz Morawiecki został w czwartek wezwany do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Usłyszał w niej zarzuty w śledztwie dotyczącym organizacji wyborów kopertowych w 2020 roku.
- Były premier Mateusz Morawiecki usłyszał w czwartek zarzuty przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków urzędniczych ws. organizacji wyborów korespondencyjnych w 2020 r. - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Piotr Skiba. - Podejrzany był w obecności dwóch obrońców, skorzystał ze swoich uprawnień, odmówił składania wyjaśnień, odpowiadania na pytania. Nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Złożył wnioski o zapoznanie się z materiałem dowodowym w tej sprawie i wyraził chęć ustosunkowania się do zarzutów po uzyskaniu uzasadnienia tych zarzutów oraz po zapoznaniu się z materiałami tego postępowania - dodał prokurator Skiba.
Przed wejściem do prokuratury Morawiecki stwierdził, że „realizacja wyborów prezydenckich była jego obowiązkiem”.
- Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję, czy zlecać prace przygotowawcze do realizacji przeprowadzenia wyborów, tobym jeszcze raz taką samą decyzję podjął - stwierdził. Przed gmachem zgromadziła się grupa protestujących i wspierających premiera.
Takiego obrotu sprawy - zarzutów stawianych politykom ówczesnego obozu rządzącego, można się było spodziewać, ale przypomnijmy fakty.
Trwała pandemia COVID-19, w maju miały się odbyć wybory prezydenckie, pojawiło się pytanie, jak je przeprowadzić. To ponoć Adam Bielan, spin doktor Prawa i Sprawiedliwości, wpadł na pomysł, aby przeprowadzić je korespondencyjnie.
Ustawa w sprawie głosowania korespondencyjnego weszła w życie 9 maja 2020 roku, ale Mateusz Morawiecki już 16 kwietnia 2020 roku wydał dwie decyzje: Poczcie Polskiej - polecającą podjęcie działań zmierzających do organizacji wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej, a Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych - polecającą rozpoczęcie drukowania kart do głosowania i innych dokumentów niezbędnych w procesie wyborczym.
Tyle tylko, że „nie” pomysłowi rządzących powiedział jeden z koalicjantów Zjednoczonej Prawicy - Jarosław Gowin, lider Porozumienia.
- Nie da się zorganizować wyborów korespondencyjnych 10 maja, wszyscy to już wiedzą - stwierdził, czym mocno naraził się prezesowi Kaczyńskiemu.
Przeciwko ustawie opowiedział się Senat, który odrzucił w całości projekt PiS. PiS pracował nad tym, by przeciągnąć na swoją stronę posłów z partii Gowina, ale także z innych opozycyjnych klubów.
Media pisały, że obóz Zjednoczonej Prawicy jest w największym kryzysie od początku swojego istnienia, a PiS znajduje się w defensywie. Politycy ówczesnego obozu rządzącego na kilka dni przed 10 maja nie byli w stanie powiedzieć Polakom, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. To miał być dowód na to, że lider tego obozu - Jarosław Kaczyński - stracił polityczną kontrolę.
W końcu jednak Kaczyński doszedł do porozumienia z Gowinem - wybory 10 maja się jednak nie odbyły, ale umowa między panami trwała krótko. Lider Porozumienia zagroził wyjściem z koalicji, jeśli wybory miałyby się odbyć dwa tygodnie później, na co nalegał ponoć Zbigniew Ziobro wspierany przez Jacka Kurskiego. Kryzys w Zjednoczonej Prawicy był poważny. Koniec końców przeprowadzono wybory 28 czerwca, a głosowanie odbywało się w lokalach wyborczych.
Już we wrześniu 2020 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że decyzja premiera Morawieckiego zobowiązująca Pocztę Polską do przygotowania wyborów prezydenckich w trybie głosowania korespondencyjnego rażąco naruszyła prawo. Według WSA decyzja ta naruszyła m.in. konstytucję, Kodeks wyborczy, ustawę o Radzie Ministrów i Kodeks postępowania administracyjnego. WSA stwierdził, że konstytucja ani inne ustawy nie przyznają prezesowi Rady Ministrów uprawnień w zakresie zmierzającym do organizacji wyborów powszechnych.
Z kolei w lipcu 2021 roku Najwyższa Izba Kontroli skierowała do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, ministrów Jacka Sasina i Mariusza Kamińskiego.
Wcześniej, bo w połowie maja tego samego roku, Marian Banaś przedstawił wyniki kontroli przeprowadzonej przez NIK, a dotyczącej przygotowań do wyborów kopertowych. O decyzji premiera Mateusza Morawieckiego, który zlecił druk kart wyborczych, mówił tak: „były pozbawione podstaw prawnych”. Wtedy Najwyższa Izba Kontroli skierowała do prokuratury dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - przez zarząd Poczty Polskiej i zarząd Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. W lipcu 2021 roku w zawiadomieniu NIK znalazły się już konkretne nazwiska, wysokiej rangi urzędnicy państwowi.
Łukasz Pawelski z biura prasowego NIK tłumaczył wówczas, że „Najwyższa Izba Kontroli stoi na stanowisku, że prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki, wydając dwie decyzje administracyjne, dokonał tego bez podstawy prawnej”.
- Decyzje te de facto powierzały przygotowanie wyborów, które miały odbyć się 10 maja 2020 roku, podmiotom do tego nieuprawnionym. W momencie wydania decyzji nie istniały żadne normy rangi ustawowej, które upoważniałyby prezesa Rady Ministrów do organizacji wyborów. Była to wyłączna kompetencja Państwowej Komisji Wyborczej - wskazywał Pawelski. - Podobne uwagi dotyczą zawiadomienia o uzasadnionym popełnieniu przestępstwa przez szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka, który brał udział w procesie przygotowania i decyzji premiera Mateusza Morawieckiego z dnia 16 kwietnia 2020 roku - dodał.
NIK podczas kontroli zwróciła szczególną uwagę na opinię Prokuratorii Generalnej dostępną dla premiera, zanim ten podjął decyzję o organizowaniu wyborów. - Zarówno ta opinia oraz opinia departamentu prawnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie pozostawiały suchej nitki na projektach decyzji, które konsultowały. Obie opinie zwracały uwagę na brak związku pomiędzy przygotowaniem wyborów korespondencyjnych a celem w postaci ograniczenia rozwoju epidemii COVID-19 - mówił Pawelski. Opinia departamentu prawnego KPRM wskazywała „na możliwe rozwiązania”, które umożliwiłyby przeprowadzenie wyborów w innym terminie. Można było chociażby wprowadzić stan klęski żywiołowej albo stan nadzwyczajny.
Co ciekawe, z informacji przekazanych przez NIK wynikało, że tylko do 30 września 2020 roku koszty magazynowania pakietów wyborczych wyniosły niemal 375 tysięcy złotych. Już wcześniej w mediach pojawiły się informacje, że same wybory kopertowe, a raczej przygotowania do nich, miały kosztować aż 133 mln zł. W sumie okazało się, że to około 88 mln złotych.
W końcu sprawą wyborów kopertowych zajęła się sejmowa komisja śledcza. Efekt? Raport końcowy i przegłosowanie złożenia 10 zawiadomień do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez 19 osób, w tym właśnie byłego premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. W raporcie komisja oceniła, że „ówczesny aparat władzy usilnie dążył do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, aby doprowadzić do reelekcji ówczesnego Prezydenta RP, który według zdecydowanej większości sondaży mógł wygrać wybory już w pierwszej turze”. Zdaniem komisji, „wiedziano jednak, że wraz z rozwojem sytuacji epidemiologicznej, wprowadzonymi ograniczeniami i skutkami gospodarczymi poparcie to może maleć i zmniejszać szanse na reelekcję, co zresztą faktycznie miało miejsce”.
„Dążenie do przeprowadzenia wyborów w początkowej fazie nieznanej dotychczas choroby zakaźnej wywołanej wirusem SARS-CoV-2 i w czasie światowej pandemii”, w ocenie komisji było „nieodpowiedzialne i zagrażające dla życia i zdrowia Polaków, standardów państwa prawa i wolności obywatelskich”.
- Były premier Mateusz Morawiecki podpisując decyzję ws. zorganizowania wyborów korespondencyjnych w 2020 r. wiedział, że łamie prawo - stwierdził europoseł KO Dariusz Joński. Według niego, jeśli Morawiecki usłyszy wyrok za próbę przeprowadzenia głosowania kopertowego, będzie to dla niego „koniec polityki”.
Morawieckiego broni europosłanka PiS Marlena Maląg, była minister rodziny.
„Nie bał się podejmować trudnych decyzji w czasie kryzysu. Dziś jest ścigany za wypełnianie obowiązku wobec Polski. Historia to zapamięta, a werdykt demokracji nadejdzie! Prawda zawsze zwycięża - i tym razem nie będzie inaczej!” - napisała na platformie X.
Inni politycy PiS też stoją za Morawieckim murem, mówią o „zemście” i próbie „niszczenia opozycji”. Tyle że o próbie organizacji wyborów kopertowych wypowiedzieli się także prawnicy. Ich stanowisko w tej kwestii jest jasne. PAP
