
Jak powstawała Pana prognoza wyborcza? Co Pan brał szczególnie pod uwagę przy jej tworzeniu?
Po pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to na deklarowane przepływy wyborców między pierwszą a drugą turą głosowania. Wiemy z badań, coraz bardziej licznych, jakie preferencje mają wyborcy tych kandydatów, którzy nie dostali się do drugiej tury głosowania. To jest podstawa wyliczeń. Punkt drugi - to uwzględnienie głosów Polaków za granicą naszego kraju. Być może będzie to nawet rekordowe 700 tys. obywateli, którzy zgłosili chęć udziału w wyborach. Biorąc pod uwagę frekwencje, mogą oni stanowić nawet 3-3,5 proc. udziału wszystkich głosujących. W sytuacji wyrównanego pojedynku te głosy będą miały decydujące znaczenie. Trzeci element jest najmniej przewidywalny. To nowi wyborcy, którzy w międzyczasie się pojawią. Ten komponent obarczony jest największym błędem, dlatego że nie ma on swojego potwierdzenia. Możemy jedynie, na podstawie pewnych wyliczeń oszacować, co będzie jeśli zagłosuje milion, czy dwa miliony wyborców więcej, komu to może bardziej pomóc, a komu zaszkodzić.
Jako pierwsze Pan wymienił przepływy wyborców. Jak one wyglądają na ten moment?
Te przepływy są oczywiście takie, że nie ma możliwości, by 100 procent wyborców kandydata, który już odpadł, przeszło na jednego czy drugiego kandydata, który startuje w drugiej turze. W większości przypadków jednak te głosy są wyraźnie podzielone. W przypadku Sławomira Mentzena, Grzegorza Brauna, Marka Jakubiaka i Krzysztofa Stanowskiego mamy wyraźne wskazania w kierunku Karola Nawrockiego. Natomiast w przypadku Szymona Hołowni, Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga zdecydowana większość głosów powędruje do Rafała Trzaskowskiego.
Wspomina Pan też o roli wyborców z zagranicy. Czy w pierwszej turze nie mieli oni aż tak wielkiego wpływu na wyniki?

Muzotok - Arek Jakubik - Social Media Disco x 5 Deresza
W pierwszej turze zagranica miała duży wpływ na wyniki. Jednak co ważne podkreślenia, to w ciągu ostatnich pięciu lat, zmieniło się bardzo dużo, jeśli chodzi o preferencje Polaków. Ci głosujący poza granicami Polski przesunęli się bardziej na prawo, podobnie jak Polacy w kraju. Dla przykładu - kandydaci prawicy zdobyli 30 procent głosów z zagranicy w 2020 roku, w pierwszej turze wyborów prezydenckich. A w zakończonym głosowaniu z 18 maja tego roku, było to już prawie 45 procent. Jest to więc przyrost 50-procentowy. To oznacza, że finalnie w obwodach zagranicznych zapewne przewagę będzie i tak miał Rafał Trzaskowski, ale nie będzie to miażdżąca wygrana, jak to miało miejsce pięć lat temu. Wówczas w obwodach zagranicznych kandydat KO wygrał w stosunku 74 do 26 proc. głosów.
A jeśli chodzi o frekwencje, to czy w przypadku wyborów prezydenckich ma ona większe znaczenie jeśli chodzi o późniejsze wyniki, niż w przypadku wyborów parlamentarnych, czy jest ono takie samo?
Myślę, że nie ma takiej zależności. Wybory parlamentarne w 2023 roku pokazały bowiem, że wysoka frekwencja sprzyjała ówczesnym komitetom opozycyjnym, a pogrążyła rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Teraz wydaje się, że gdyby był powrót do takiej wysokiej frekwencji jak dwa lata temu, to większe szanse na wygraną ma Rafał Trzaskowski. Jednak, gdy ta frekwencja będzie porównywalna albo trochę wyższa niż w pierwszej turze głosowania, wtedy bliżej wygranej jest Karol Nawrocki.
Rozmawiał Marcin Koziestański