W czasie orędzia do narodu wygłoszonego w Białym Domu Biden po raz kolejny powtórzył, że decyzja o wycofaniu armii z Afganistanu była słuszna, a akcję ewakuacyjną należy oceniać jako "nadzwyczajny sukces".
- Była to jedna z największych misji lotniczych w historii, dzięki której ponad 120 tysięcy ludzi znalazło się w bezpiecznym miejscu. To ponad dwa razy więcej niż spodziewali się eksperci. - stwierdził przywódca USA. - Żadne państwo nigdy nie zrobiło czegoś podobnego. Tylko Stany Zjednoczone miały możliwości i chęci, żeby to zrobić. - podkreślił.
Biden potwierdził przy tym, że w Afganistanie nadal pozostaje około 100-200 obywateli amerykańskich, głównie afgańskiego pochodzenia, którzy wcześniej zgłosili chęć opuszczenia kraju. Prezydent Stanów Zjednoczonych przyznał, że już od marca władze USA wysłały do swoich obywateli 19 ostrzeżeń związanych z pozostaniem w Afganistanie, dzięki czemu jego terytorium opuściło "98 procent Amerykanów".
Na miejscu nadal znajduje się jednak wielu Afgańczyków, którzy przez dwie dekady współpracowali z USA oraz zachodnimi strukturami. Jak poinformowała gazeta "Wall Street Journal" wśród nich znajduje się m.in. tłumacz sił amerykańskich, który w 2008 roku pomógł Bidenowi oraz innym ówczesnym członkom Senatu podczas akcji ratunkowej, gdy dwa amerykańskie śmigłowce awaryjnie lądowały podczas śnieżycy w pobliżu bazy Bagram. Mężczyzna podający się jako Mohammed skontaktował się z dziennikarzami "WSJ" i za ich pośrednictwem poprosił o ratunek dla siebie oraz rodziny - żony i czwórki dzieci.
- Głównym celem naszych obecnych działań, które trwają już od kilkudziesięciu godzin jest przejście ewakuacji z fazy militarnej do dyplomatycznej. Wiadomość do naszych współpracowników brzmi: wydostaniemy was stamtąd, doceniamy waszą służbę i dołożymy wszelkich starań, by zrobić to, co trzeba. - powiedziała podczas konferencji prasowej zorganizowanej po orędziu prezydenta rzecznik Białego Domu Jen Psaki.
Jednak według części amerykańskich komentatorów chaotyczne zakończenie wojny w Afganistanie może uniemożliwić administracji Joe Bidena ostateczne zamknięcie operacji i udaremnić tym samym planowany zwrot w kierunku polityki wewnętrznej.
Tymczasem Stany Zjednoczone borykają się bardzo aktualnymi problemami. Przejście huraganu "Ida" spowodowało, że ponad milion osób zamieszkujących południowe stany - głównie Luizjanę, ale także Missisipi i Alabamę - straciło dostęp do energii elektrycznej. Na obszarze dotkniętym cyklonem wprowadzono stan klęski żywiołowej, a pomoc dla poszkodowanych pochłonie wiele czasu i pieniędzy. Dodatkowo USA cały czas zmagają się z kolejną falą pandemii COVID-19.
Według CNN, jakiekolwiek kłopoty z ewakuacją pozostałych w Afganistanie Amerykanów mogą skupić na sobie uwagę opinii publicznej i zmusić prezydenta do priorytetowego traktowania sytuacji na Bliskim Wschodzie.
- To dla mnie trudne, ale muszę to powiedzieć. Kiedyś sądziłam, że znam Joe Bidena. - napisała w mediach społecznościowych córka Johna McCaina, byłego senatora, kandydata Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich oraz bohatera wojennego z Wietnamu. - Nie rozpoznaje człowieka, który przemawiał w telewizji. Niech Bóg pomoże naszemu krajowi, Amerykanom oraz wszystkim opuszczonym (w Afganistanie -przyp. red.). - stwierdziła Meghan McCain cytowana przez "New York Post".
Kolejnym zagrożeniem jest potencjalna możliwość odbudowy struktur organizacji terrorystycznych, które mogą stanowić niebezpieczeństwo w skali całego globu. W czasie orędzia Biden zapewnił, że walka na tym polu będzie kontynuowana.
- Pokazaliśmy, co potrafimy w zeszłym tygodniu. Uderzyliśmy w Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (ISIS-K) po tym jak zamordowali 13 naszych żołnierzy i dziesiątki niewinnych Afgańczyków. Mam wiadomość dla terrorystów: jeszcze z wami nie skończyliśmy. - zadeklarował prezydent USA.
