"Lecter" - bo tak nazwano psa przebywał pod Biedronką co najmniej dwa dni. W końcu po wielu godzinach katuszy ktoś ulitował się nad losem zwierzęcia i zadzwonił do wrocławskiej Ekostraży. Była niedziela, z nieba lał się ponad 30-stopniowy skwar.
- To był piękny, gorący i słoneczny dzień, a my otrzymaliśmy niepokojące zgłoszenie dotyczące psa w dziwnej uprzęży przy Biedronce w Leśnicy. Na miejscu przy parkingu, na wprost głównego wejścia do sklepu, zastaliśmy psie nieszczęście. Pies nie ruszał się i miał ciasno zapięty bardzo ciężki kaganiec. Od tubylców dowiedzieliśmy się, że pies przebywał pod sklepem od dwóch dni. Prawdopodobnie był też drugi pies - mówi Patrycja Starosta z Ekostraży.
Ekostraż nadała psu imię "Lecter" - od maski na jego pysku lub okrucieństwa człowieka, który tak go potraktował. Pies jest skrajnie wyczerpany, odwodniony i jest podłączony do kroplówki. Weterynarze walczą także ze świerzbem oraz pchłami.
- Będziemy dalej diagnozować Lectera z uwagi na niepokojące wyniki krwi. Na razie pies nie wykazuje żadnej agresji, ale jego stan fizyczny i psychiczny jest tragiczny. Niestety był przywiązany zbyt długo, a nikt nie reagował. Widzieli go wszyscy wchodzący do sklepu - dodaje Starosta.
Ekostraż prosi o pomoc w leczeniu psiaka i wpłatę darowizny na konto bankowe (78 1540 1030 2103 7774 4098 0001) z dopiskiem "Lecter".