Wakacje w dobie koronawirusa. Za chwilę zacznie się bój o turystę

Magda Ciasnowska
Magda Ciasnowska
W interesie władz lokalnych poszczególnych województw jest zrobienie wszystkiego, by przyciągnąć do siebie jaki najwięcej turystów i jednocześnie zatrzymać swoich mieszkańców, żeby nie wywieźli pieniędzy na Wyspy Kanaryjskie, tylko dali zarobić lokalnym przedsiębiorcom - mówi Krzysztof Matys, właściciel białostockiego biura podróży Krzysztof Matys Travel.

Jesteśmy tuż po majówce. Nietypowej, bo niewielu z nas nie wyjechało na zaplanowany wypoczynek...

Ten majowy czas jest bardzo ważny dla turystyki. Daje nam bowiem finansowy oddech po zimie, która zazwyczaj jest słabo turystyczna. Istnieje pewnego rodzaju magia majówki. Niezależnie od tego, ile dni wolnych by było, bo czasami 1. i 3. maja wypadają w kalendarzu lepiej, a czasami gorzej, to jest w tym okresie coś takiego, że wszyscy chcą na majówkę wyjechać. Dlatego też często sprzedajemy ją z rocznym, a najdalej półrocznym wyprzedzeniem. Nie inaczej było w tym roku. Zaproponowaliśmy bardziej odległe kierunki, takie jak Uzbekistan, Liban, Armenia, Gruzja, Serbia, Chiny czy Iran, ale też bliższe – Białoruś czy Litwa. I niestety, żadnej z tych wycieczek nie udało się zrealizować. Każdą z nich trzeba było anulować.

Czy pamięta pan tak smutną majówkę?

Nie. Zarówno ja, jak i znajomi z mojego pokolenia w branży turystycznej – piloci i przewodnicy z całej Polski – możemy powiedzieć, że to była pierwsza majówka w naszym zawodowym życiu, w czasie której byliśmy w domu, a nie w pracy. Ja weekendu majowego z perspektywy człowieka oglądającego tv w ogóle nie znam i nie pamiętam. Zawsze w tym czasie byłem gdzieś w świecie. A to dlatego, że majówka jest tak chodliwym i ważnym terminem, że trzeba było angażować wszystkie siły.

Istnieje obawa, że podobnie jak miniona majówka mogą wyglądać zbliżające się wakacje. Rząd powoli „odmraża” gospodarkę, ale czy to przywróci turystykę do życia?

Rząd chyba nie ma innego wyjścia. Turystyka jest olbrzymim i istotnym sektorem gospodarki. Patrząc na to z boku może wydawać się, że to tylko wycieczki i biura podróży i że kiedy tego zabraknie, strata będzie niewielka. Tymczasem na turystykę trzeba spojrzeć przez wszystkie połączone branże. Jeśli za moment nie ruszą autokary, jeśli turyści indywidualni nie zatankują samochodów, nie kupią kanapek, sprzętu turystycznego, odzieży i wielu innych rzeczy, to krach gospodarczy będzie olbrzymi.

Kiedy nastąpi „odmrożenie“ turystyki?

Myślę, że może stać się to szybciej, niż nam się wydaje, że ktoś w strukturach rządowych odkryje karty, których my jeszcze nie znamy. Bo to, co dzieje się dziś, ma bardzo ograniczony sens i z reguły nie ma ekonomicznej racji bytu. Co z tego, że pozwolono na otwarcie budki z lodami, skoro w maseczce tego loda nie możemy zjeść. Ktoś w entuzjaźmie wznowił swoją działalność, ale jeśli wszystko będzie wyglądać dalej tak, jak teraz, szybko ją zamknie. To samo dotyczy hoteli. Przy obostrzeniach, które są w tej chwili, otwieranie ich nie zawsze ma ekonomiczne uzasadnienie. Może okazać się, że łatwiej jest zamknąć i nie generować strat, niż działać na ćwierć gwizdka.

No dobrze. A jak już pozwolą nam pełną parą podróżować, to gdzie pojedziemy w pierwszej kolejności?

Na początku w ruch pójdzie turystyka lokalna. Ludzie będą postrzegać podróżowanie po własnym kraju czy regionie jako bezpieczniejsze, niż wojaże zagraniczne. Bo przecież mieszkając w Białymstoku i jadąc do Augustowa czy na Suwalszczyznę, bardziej jestem w stanie uwierzyć, że ryzyko zakażenia jest mniejsze, niż jeśli pojadę na Wyspy Kanaryjskie. Dlatego też, w interesie rządu i władz lokalnych poszczególnych województw jest zrobienie wszystkiego, żeby turystów przyciągnąć do siebie, a swoich mieszkańców zatrzymać w czasie wakacji w obrębie regionu. Żeby nie wywieźli pieniędzy na Wyspy Kanaryjski, tylko dali zarobić naszym przedsiębiorcom.

Będziemy więc w tym roku weryfikować powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie”. I może Polacy bardziej docenią to, co mają w zasięgu ręki?

Tak jak w każdej trudnej sytuacji, tak i w tym przypadku, są zarówno minusy, jak i szanse do wykorzystania. I to jest właśnie okazja z punktu widzenia turystki lokalnej. Turyści nie będą wybierać dużych hoteli all inclusive, w których jest mnóstwo ludzi. W tym roku będą stawiać raczej na agroturystykę, domki i pensjonaty. Tam będzie mniejsze ryzyko spotkania z wieloma osobami. Na szczęście w tej wyjątkowej sytuacji, turystyka w naszym regionie nie stoi ogromnymi molochami, a bardziej tą kameralną formą wypoczynku. Wyobrażam sobie, że w tej chwili w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku powinien już intensywnie pracować zespół specjalistów, który myśli co zrobić, by tę sytuację obrócić na korzyść regionu. W końcu mamy olbrzymie atuty, ale same nie zgrają, trzeba im pomóc. Oczywiście, nie chcemy przejąć całego masowego ruchu turystycznego, bo nadmiar mógłby zaszkodzić, na przykład przyrodzie. Potrzebna nam jedynie jego część, taka, która da warunki do ekonomicznego rozwoju. Tyle, że trzeba mieć na to strategię, bo za chwilę zacznie się bój o turystę i wygrają regiony lepiej przygotowane.

Czyli na wyjazdy zagraniczne będziemy musieli jeszcze trochę poczekać?

Myślę, że tak. Szczególnie na te masowe. Chyba że ktoś odkryje nam zaraz kartę, o której nie wiemy, oznajmi, że opanowano epidemię i wtedy turystyka zagraniczna będzie mogła ruszyć pełną parą. Jednak dzisiejsza sytuacja i informacje, którymi dysponujemy, każą twierdzić, że na masową turystykę zagraniczną nie jest jeszcze czas.

A co z wakacyjnymi wycieczkami, które zostały zakupione już wcześniej?

Nasza praca polega teraz głównie na ich anulowaniu. W tej chwili odwołujemy czerwcowe. Negocjujemy z naszymi zagranicznymi partnerami, którym często zapłaciliśmy już z góry. Negocjujemy z liniami lotniczymi, które często nie chcą oddawać pieniędzy, a proponują w zamian bony do wykorzystania w przeciągu roku. Rozmawiamy z turystami, rozwiązujemy stare umowy i zawieramy nowe na inne terminy – jesień tego roku albo na przyszły rok.

Jak klienci reagują na tę sytuację?

Na szczęście entuzjazm do podróży w nich nie wygasł, więc nie rezygnują z wyjazdów. Czekają jedynie na to, kiedy będzie można spokojnie podróżować. Niektórzy wpłacili już nam nawet 100 proc. kwoty za wyjazd i teraz tych pieniędzy nie wycofują, tylko zostawiają je u nas i przekładają wyjazdy na inny termin.

A myśli pan, że koszty podróżowania po epidemii się nie zmienią?

Jeśli ktoś liczy na to, że wycieczki nie wiadomo jak potanieją, to się rozczaruje. Możliwy jest raczej przeciwny kierunek. Jeśli będziemy organizować wycieczki w systemie dodatkowych obostrzeń, kiedy np. w samolocie środkowy fotel ze względów bezpieczeństwa będzie pusty, to bilety lotnicze nie będą tańsze, tylko droższe. Jeśli hotel będzie musiał ograniczyć liczbę gości, bo np. w restauracji na śniadaniu nie mogą spotkać się tłumy, to za nocleg również zapłacimy więcej. Należy też pamiętać, że te wszystkie podmioty – hotele, przewoźnicy autokarowi i samolotowi czy biura podróży, już w tej chwili mają olbrzymie straty finansowe. I będą próbowali je chociaż częściowo odpracować. To też by sugerowało, że ceny pójdą raczej w górę.

Jednak już teraz pojawiają się wyjątkowe cenowo oferty. Władze Sycylii, chcąc przyciągnąć do siebie turystów, kuszą dopłatami do biletów lotniczych i co trzecim darmowym noclegiem.

Na początku takie ruchy będą możliwe. Jeśli krajowi zależało na tym, żeby rozwijać turystykę, to robił to i przed wybuchem epidemii, np. rząd Izraela dopłacał do biletów lotniczych. I to przyniosło zamierzony efekt. Po epidemii te kierunki, które będą myślały o odtworzeniu ruchu turystycznego, najpewniej będą chciały takie rozwiązania zaproponować. Tylko jest pytanie – skąd wezmą na to pieniądze? Wiemy przecież, że Włochy już są pod kreską. Mam informacje z krajów, z którymi od lat współpracujemy. Otóż one już stają w blokach startowych. Intensywnie pracują nad tym, by być gotowym na start, by mieć system zachęt. Uderzą z kampaniami promocyjnymi i reklamami. Dlatego tak ważne jest, aby i nasi politycy już myśleli nad strategią. Bo zaraz może zacząć się walka o turystę.

Jednak zanim bój ruszy, trzeba walczyć o przetrwanie na rynku. Jak radzicie sobie w tych trudnych chwilach?

Straty są olbrzymie. Nie zarabiamy pieniędzy na wyjazdach, wczasach, wycieczkach, nad którymi pracowaliśmy od pół roku, a teraz nie możemy ich zrealizować, bo wyjazdy przecież nie mogą dojść do skutku. Ponadto zapłaciliśmy już zaliczki albo pełne kwoty liniom lotniczym czy hotelom w różnych częściach świata i teraz nie zawsze udaje się je odzyskać. Nikt z nas w najczarniejszych snach nie przewidywał, że może nastąpić coś takiego. W naszej branży jest tak, że jeśli ktoś ma jakiś finansowy margines bezpieczeństwa, bo np. odłożył pieniądze z poprzednich lat, to przetrwa. W innym przypadku wydaje się to niemożliwe. Jeśli to wszystko będzie trwało jeszcze klika miesięcy, to straty w postaci upadków podmiotów związanych z turystyką – biur podróży czy przewoźników na pewno będą. Pomaga przede wszystkim to, że poprzednie lata były dobre. Ludzie mieli poczucie bezpieczeństwa, pieniądze i entuzjazm do ich wydawania, więc chętnie jeździli na wycieczki, dzięki czemu odłożylismy środki na trudniejsze czasy. Tak jak wspominałem, wsparciem jest też zrozumienie ze strony klientów, którzy nie rezygnują, a jedynie przekładają terminy swoich wyjazdów.

A co ze wsparciem ze strony państwa?

Bardzo pomaga nam wprowadzona w polskim prawie – w wyniku epidemii – zmiana przepisów. Wcześniej biuro podróży miało 14 dni na zwrot pieniędzy klientowi, któremu się one należą, a teraz jest na to aż pół roku. To olbrzymia różnica. Wiemy, że są już rozmowy, by ten czas jeszcze wydłużyć. To ratuje wiele biur, szczególnie tych wielkich, masowych. Dzięki temu zachowują płynność finansową.

A jak wygląda sytuacja na Podlasiu? Dużo biur podróży w naszym regionie upadnie?

W Białymstoku i w ogóle na Podlasiu nie mamy ich zbyt wiele. Nie będzie więc wielkich dramatów, bo nie za bardzo ma tu kto upadać. A te biura, które mamy, często są niewielkie, jednoosobowe albo rodzinne. Mogą więc minimalizując koszty, pozamykać swoje lokale i działać w domu. I w takiej hibernacji da się całkiem długo przetrwać. W gorszej sytuacji są olbrzymie, masowe biura, które siedziby mają w dużych polskich miastach.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że po pandemii nic już nie będzie takie samo. Turystyka również.

Jeśli w miarę szybko wrócimy do normy, to rany się zabliźnią i zapomnimy o problemie. Gdyby jednak obecny stan potrwał jeszcze kilka miesięcy, może pół roku, to turystyka będzie zupełnie inna niż dotychczas. Znikną niektóre podmioty. Okazać się też może, że niektóre formy turystyki w ogóle nie są już akceptowalne, bo byłyby obwarowane zbyt dużymi obostrzeniami albo istotnym ryzkiem zdrowotnym. Wśród potencjalnych scenariuszy, jest też i to, że turystka stanie bardziej elitarna (droższa, trudniej dostępna, wymagająca poświęceń). Być może, już wkrótce, by przejść przez bramki na lotnisku, trzeba będzie mieć zrobiony test zdrowotny lub posiadać aplikację, która wyda werdykt, czy dana osoba może wsiąść do samolotu. Niektóre linie lotnicze już testują tego typu rozwiązania. Podobnie może być w hotelach, zabytkach i na plażach. I w związku z tym rodzi się pytanie, czy jeśli coś takiego nastąpi, to będziemy skłonni poddać się tym obostrzeniom? Ważne jest to, jaki komunikat dostaniemy od rządu po głównym okresie epidemicznym. Czy pozwolą nam wrócić do normalności, czy też zakomunikują, że zakażać się będziemy jeszcze latami i dlatego wciąż musimy przestrzegać wielu obostrzeń. Jeśli tak będzie, to turystyka w pewnym stopniu straci swój sens. Bo turystyka to beztroska, radość, odpoczynek i zabawa. A jeśli na wakacje mam uzbrajać się jak na wojnę, to może lepiej i wygodniej zostać w domu. Z punktu widzenia gospodarki byłby to bardzo niekorzystny scenariusz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Wakacje w dobie koronawirusa. Za chwilę zacznie się bój o turystę - Plus Kurier Poranny

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl