Wisła Płock - Zagłębie Lubin 2:0
KGHM Zagłębie Lubin w Wielką Sobotę udało się do Płocka. Zespół dowodzony przez trenera Waldemara Fornalika liczył na przełamanie po trzech meczach bez zwycięstwa (porażka 0:1 z Pogonią Szczecin oraz remisy 2:2 z Jagiellonią Białystok i 0:0 z Wartą Poznań). Wciąż niedysponowany jest napastnik Miedziowych Dawid Kurminowski, zabrakło też zastępującego go w wyjściowym składzie przed tygodniem Martina Doležala, dlatego pierwszy raz od powrotu do Zagłębia w wyjściowym składzie zobaczyliśmy Jakuba Świerczoka.
Wisła Płock wyszła na sobotnie spotkanie nastawiona bardzo ofensywnie. Szkoleniowiec "Nafciarzy" Pavol Staňo postanowił zaskoczyć i postawił na dwójkę nominalnych napastników: obok Łukasza Sekulskiego wyszedł Bartosz Śpiączka.
Pierwsza połowa stała na naprawdę dobrym poziomie. Jedni i drudzy dążyli do szybkiego otwarcia wyniku i choć oba zespoły miały swoje okazje, to zdecydowanie lepsze kreowali sobie goście z Lubina. Najpierw broniący bramki płocczan Bartłomiej Gradecki z trudem obronił strzał głową Jarosława Jacha, potem wykazał się dużym kunsztem broniąc na refleks uderzenie Kacpra Chodyny, a pod koniec pierwszej połowy bardzo dobrą okazję miał Damjan Bohar, ale uderzenie Słoweńca było zbyt słabe.
Wisła się odgryzała. Strzałów próbowali Rafał Wolski i Piotr Tomasik, swoją szansę miał także Śpiączka, ale obrońcy i bramkarz Zagłębia Sokrátis Dioúdis za każdym razem byli na posterunku. Do przerwy bramek nie było.
Na drugą połowę oba zespoły wyszły bez zmian. Pierwszą dogodną okazję wykreowali sobie miejscowi. W 54 min piłkę w niebezpiecznej strefie stracił Mateusz Grzybek, Rafał Wolski dograł do Sekulskiego, a ten ze stoickim spokojem wyprowadził "Nafciarzy" na prowadzenie.
Reakcja Zagłębia mogła być natychmiastowa, ale uderzenie Bohara w 57 minucie znów było zbyt lekkie i szło w środek bramki, gdzie ustawiony był Gradecki. Fornalik dokonał podwójnej zmiany. Na boisku zameldowali się Rafał Adamski i Tornike Gaprindaszwili, a na ławkę powędrowali Świerczok oraz Bohar.
Nie strzeliło Zagłębie, to strzeliła Wisła. W 72 min fatalny błąd popełnił Jach, który po przyjęciu piłki od swojego bramkarza nie zorientował się, że ma na plecach Śpiączkę. Ten mu ją zabrał zagrywając od razu - dość szczęśliwie - do wprowadzonego 4 min wcześniej Damiana Warchoła, który nie mógł się pomylić. Gospodarze na około 20 min przed końcem prowadzili 2:0.
Drugi gol podciął skrzydła ekipie z Dolnego Śląska. Jeśli ktoś był bliższy kolejnego gola po tamtej akcji, to byli to piłkarze Wisły. Po stronie gości najaktywniejszy był Gaprindaszwili, ale w pojedynkę niewiele był w stanie zdziałać.
Wynik nie uległ już zmianie i Zagłębie zaliczyło czwarty z rzędu mecz bez wygranej. Trudno o bardziej typową porażkę na własne życzenie, ponieważ lubinianie nie wykorzystali swoich szans, a obie bramki stracili po własnych, ewidentnych błędach. Miedziowi ponownie są niebezpiecznie blisko strefy spadkowej, nad którą mają obecnie zaledwie 2 punkty przewagi. To nie będą spokojne i radosne święta Wielkiej Nocy w Lubinie.
