Wojewoda Michał Grażyński: Lider śląskiej sanacji i wróg Korfantego

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Grażyński był nie tylko wojewodą, a politykiem sanacyjnym formatu ogólnopolskiego
Grażyński był nie tylko wojewodą, a politykiem sanacyjnym formatu ogólnopolskiego Zbiory Archiwum Państwowego w Katowicach, repr. Tomasz Borówka
O wojewodzie Michale Grażyńskim i rządach sanacji na polskim międzywojennym Śląsku z dr. hab. Zygmuntem Woźniczką, historykiem, rozmawia Tomasz Borówka.

Jest 5 września 1926 roku i po zamachu majowym do Katowic przyjeżdża nowy wojewoda. Kim jest dla Ślązaków w tym momencie? Dlaczego akurat Grażyński został wojewodą śląskim?
Grażyński studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w 1913 roku zrobił doktorat. Po skończeniu studiów zaczął pracę jako nauczyciel gimnazjum w Stanisławowie. Po wybuchu wojny został w 1914 roku zmobilizowany do wojska. Otrzymał stopień podporucznika. Po zakończeniu wojny wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie służył w Oddziale II Sztabu Generalnego w pionie propagandy.Grażyński brał udział w przygotowaniu plebiscytu na Spiszu i Orawie. Zdobyte doświadczenia pomogły mu w pracy nad przygotowaniem plebiscytu na Górnym Śląsku. Grażyński był tam członkiem Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. W czasie II powstania śląskiego był zastępcą szefa sztabu Dowództwa Ochrony Plebiscytu , natomiast w III Powstaniu Śląskim był szefem sztaby grupy „Wschód”. Wówczas to dał się poznać jako zwolennik walki aż do zwycięstwa. Posądzano go o zorganizowanie puczu, który miał odsunąć od władzy Dyktatora Powstania Wojciecha Korfantego i mianować w jego miejsce kpt. Karola Grzesika. Sprzeciwiano się w ten sposób Korfantemu za przedwczesne wygaszanie powstania i dążenie kompromisu z Niemcami. Doszło do ostrego spięcia Grażyńskiego z Korfantym, co zapoczątkowało miedzy nimi konflikt personalny już na całe życie. W latach 1912-1926 Grażyński wrócił do pracy naukowej na Uniwersytecie Jagiellońskim i wówczas otrzymał drugi doktorat z prawa rolnego. Nie wiemy, na ile są prawdziwe informacje, że w tym czasie współpracował z polskim wywiadem wojskowym analizując sytuację Polaków na Śląsku Opolskim pozostającym w granicach Niemiec.
Czyli była to postać jeżeli nie wybitna, to jednak znacząca, a już z całą pewnością nie na Śląsku nieznana. Tym bardziej, że na tym Śląsku po powstaniu pojawiła się duża grupa tak zwanej inteligencji napływowej. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, przybyła tu cała rzesza inteligencji - z Wielkopolski, z Małopolski, z Cieszyńskiego i w pewnym stopniu nawet z Zagłębia Dąbrowskiego. Ludzie ci zastąpili emigrującą inteligencję niemiecką. A Grażyński był swego rodzaju symbolem tych właśnie ludzi napływowych, ale też jednocześnie symbolem powstańca, który nie był Ślązakiem. Powstańców nie będących z pochodzenia Ślązakami było bowiem wielu, koła byłych powstańców śląskich w okresie międzywojennym istniały m. in. na terenie Warszawy, Krakowa czy Lwowa. Byli to ludzie, którzy przybyli na Śląsk walczyć w powstaniach, ale później wrócili w rodzinne strony. Niemniej wciąż pozostawał im sentyment oraz łączące ich ze Śląskiem związki. I to przedstawicielem tej właśnie grupy był Grażyński.

Śląsk uchodził wcześniej za matecznik Wojciecha Korfantego i jego chrześcijańskiej demokracji... Czy w chwili przyjazdu Grażyńskiego wciąż tak było?
W latach 1922-1926 Wojciech Korfanty był niekwestionowanym przywódcą politycznym w województwie śląskim, gdzie miał największe wpływy i odgrywał dominującą rolę. Decydował o tym jego autorytet, legenda niemalże, bowiem nie pełnił żadnej oficjalnej funkcji. W tym czasie częściej przebywał w Warszawie niż w Katowicach, robiąc interesy i angażując się w gry polityczne. Poparł w maju 1926 drugą koalicję Chjeno-Piasta, podobną do tej z 1923, chociaż nie zaproponowano mu tym razem w niej żadnej funkcji. Szykując się do kariery w Warszawie godził Korfanty się na ograniczenie autonomii, ale nie na jej likwidację - co mu zarzucali jego polityczni przeciwnicy.
Jednak Korfanty był osobą związaną z obozem politycznym, który w 1926 r. poniósł klęskę i został zepchnięty do opozycji. Zamach majowy doprowadził do władzy nową całkowicie grupę ludzi, związaną z Józefem Piłsudskim. I niejako emanacją tej zmiany, jaka nastąpiła na polskiej scenie politycznej, jej symbolem - był Grażyński. Owszem, osobowość i pozycja Korfantego były silne, wciąż miał on wpływy i autorytet na Śląsku - ale jego obóz utracił władzę. Tymczasem pojawił się inny silny człowiek, uosabiający przy tym obóz zwycięski - sanację. Oczywiście, na niekorzyść tej sanacji przemawiało zderzenie „Ślązak Korfanty” i „przyjezdny gorol Grażyński”. Grażyński jednak, bez względu na to czy był taki, czy inny - miał poparcie nowego obozu rządzącego, miał poparcie Warszawy, cieszył się poparciem Piłsudskiego. Symbolizował nowe otwarcie na scenie politycznej i był w stanie skupić wokół siebie nie tylko członków Związku Powstańców Śląskich.

A z jakim programem Grażyński przyjechał na Śląsk?
Ano z takim, jaki lansowała sanacja - z planem odrodzenia społecznego i narodowego. Ale jednocześnie jego program był programem realizacji polskiej racji stanu na Śląsku, zmierzającym w kierunku ograniczenia Statutu Organicznego, w kierunku eliminacji wpływów politycznych, społecznych i kulturalnych Niemców oraz w kierunku ściślejszej integracji województwa śląskiego z II Rzeczpospolitą. Już w czerwcu 1926 roku za zniesieniem autonomii opowiedział się Związek Powstańców Śląskich oraz część nauczycielstwa. W podobnym tonie wypowiadał się endecki „Goniec Śląski”. 11 listopada 1926 na wiecu zorganizowanym przez Związek Powstańców Śląskich, w obecności ministra spraw wewnętrznych Felicjana Sławoja Składkowskiego oraz wojewody Michała Grażyńskiego uchwalono rezolucję domagającą się zniesienia Sejmu Śląskiego i autonomii śląskiej. Wspomniane działania były skorelowane z działaniami władz w Warszawie, które od czasu uchwalenia noweli sierpniowej w 1926 roku, dążyły do wzrostu uprawnień władzy wykonawczej nad ustawodawczą. Tendencje te znalazły wyraz również w przeprowadzonej w 1929 roku reformie administracyjnej, która prowadziła do powiększenia kompetencji wojewodów kosztem ograniczenia uprawnień samorządu terytorialnego. Wojewoda Michał Grażyński realizując powyższe tendencje, dążył do ograniczenia autonomii od strony politycznej, natomiast jej rozbudowy na płaszczyźnie gospodarczej, społecznej i kulturalnej. Wydaje się jednak, że teza o chęci upodobnienia przez Grażyńskiego Śląska do pozostałych części Polski jest zbyt daleko posunięta. W coraz ostrzejszym sporze narodowościowym poszukiwał on raczej możliwości drogi pośredniej, znanej jako idea regionalizmu. Natomiast wówczas jego przeciwnik polityczny Korfanty stal się obrońcą autonomii. Ciekawa jest zmiana poglądów Korfantego na autonomię. Jak już wspomniano, po 1926 roku zaczął doceniać znaczenie autonomii jako środka prawnego pozwalającego utrzymać specjalną rolę Górnego Śląska na mapie politycznej i gospodarczej II Rzeczpospolitej. Przeszedł też wtedy na pozycje zdecydowanego obrońcy autonomii, czemu dodatkowo sprzyjał jego ostry konflikt polityczny z Grażyńskim. Jego przeciwnicy polityczni głosili, że związane to jest z koniunkturą polityczną i walką o władzę.
Ważnym czynnikiem sprzyjającym ograniczeniu autonomii były projekty rozszerzenia granic województwa śląskiego. Zwolennikami było Narodowo Chrześcijańskie Zjednoczenie Pracy (NChZP), a przeciwnikami cała opozycja. Problem ten w całej pełni stanął dopiero w latach trzydziestych. Pojawiły się wówczas dwa projekty - krakowskich kół gospodarczych i komisji rządowej dla usprawnienia administracji publicznej. Ostatecznie do zmiany granic nie doszło, co spowodowane było nie tyle działaniami opozycji, co tym, że w obozie sanacyjnym nie zdołano w tej sprawie dojść do porozumienia. Ponadto sam wojewoda Grażyński nie był tym zbytnio zainteresowany, bowiem rozszerzenie granic województwa mogłoby pociągnąć za sobą ograniczenie jego wyjątkowych uprawnień w państwie.

Należy wspomnieć, ze procesom integracji Województwa Śląskiego z resztą ziem polskich sprzyjała również polityka międzynarodowa, tzn. wojna celna, jaka została nam narzucona przez stronę niemiecką od 1925 roku i trwała do początku lat trzydziestych . Zamiarem Niemców było doprowadzić do załamania gospodarki śląskiej i w efekcie także gospodarki polskiej. Rozwiązaniem polskiego problemu była silniejsza integracja ekonomiczna województwa śląskiego z Polską. A znaczący wyraz tej integracji stanowiła Magistrala Węglowa, którą zaczęto budować za pożyczkę francuską. Najważniejszym zadaniem transportowym było zapewnienie przewozu węgla górnośląskiego do Gdyni, z ominięciem linii kolejowych biegnących przez terytorium niemieckie. Od 1925 roku zaczęto budować magistralę węglową biegnącą trasą: Herby Nowe - Karsznice - Inowrocław - Bydgoszcz - Gdynia. Rozbudowano port w Gdyni oraz zaczęto kupować węglowce, statki handlowe do transportu węgla. I w ten sposób uratowano gospodarkę Śląska, zbyt na węgiel znajdując często nawet poza Europą. To zapewniało ciągłość pracy śląskich kopalń. I załamano w ten sposób plany Niemców, którym wydawało się, że jeżeli nie będą kupować śląskiego węgla, to polskie kopalnie upadną. A jednak nie upadły.

Ostre metody walki politycznej Grażyńskiego z opozycją, jak czystka w administracji czy bezkompromisowa, wymierzona w Korfantego kampania medialna, to bezdyskusyjne fakty. Ale czy wojewoda posuwał się jeszcze dalej, stosując środki nielegalne? Już po paru miesiącach po mianowaniu Grażyńskiego mamy atak bojówkarzy na wiec chadecji, pobicie jej sekretarza generalnego Bolesława Palędzkiego, pobicie redaktora naczelnego „Polonii” Władysława Zabawskiego przez nieznanych sprawców... Podlegająca wojewodzie policja nie interweniuje, a Korfanty w zasadzie otwarcie oskarża Grażyńskiego, że to on stoi za napastnikami. Słusznie?
Tak do końca trudno powiedzieć. Grażyński stał za wysoko, to był jednak wojewoda... Trwała ostra walka polityczna, i to w warunkach osobistej niechęci pomiędzy Grażyńskim a Korfantym. To dodatkowo zaostrzało tę walkę, czyniąc ją jeszcze bardziej brutalną. Być może więc Grażyński o tych atakach wiedział, ale im nie przeszkadzał, a zatem w jakiś sposób je tolerował.

Czy z medialnymi atakami na Korfantego było podobnie? To całe larum, że Korfantowska „Polonia” wydawana jest za niemieckie pieniądze, a sam Korfanty to aferzysta...
Zgadza się. To efektem tej całej kampanii medialnej był ów proces marszałkowski, jaki wytoczono Korfantemu. Nagonka sanacji na tego polityka doprowadziła w końcu do jego aresztowania, uwięzienia w twierdzy brzeskiej itd. Można odnieść wrażenie, że zabrakło na Śląsku miejsca dla dwóch wielkich polityków. Było „albo - albo”. Korfanty stanowił postać nietuzinkową w życiu politycznym kraju, ale również i Grażyński był postacią nietuzinkową. Że był oczywiście małostkowy, że był wrogiem tego Korfantego i nieubłaganie go zwalczał - to wszystko prawda. Ale miał też swą jasną stronę - a tą jasną stroną były starania o rozwój nauki, kultury, oraz jego rozmach inwestycyjny. Ten ostatni doprowadził przecież do tego, że Katowice (i nie tylko Katowice) w latach 20., a przede wszystkim w latach 30., rozbudowywały się w sposób niebywały. Wspaniała architektura, nowe uczelnie i inne instytucje...

Do tego wątku jeszcze powrócimy, ale pozostając jeszcze przez chwilę przy stosunku Grażyńskiego do Korfantego - na ile prawdziwe są plotki, że to właśnie wojewoda śląski umożliwił swemu arcywrogowi ucieczkę za granicę w obliczu grożącego Korfantemu ponownego aresztowania? Czy jest w tym coś z prawdy, że Grażyński wolał pozbyć się Korfantego z kraju, niż widzieć go we więzieniu?
Tak, to możliwe. Cały ten proces brzeski, jak i wyroki, które na nim zapadły, wynikały z polityki Piłsudskiego, dążącej raczej do tego, by przywódcy Centrolewu i opozycji - przede wszystkim Witos, Korfanty, ale nie tylko - z Polski wyjechali, udając się na emigrację polityczną. Wygodniej było dla sanacji, by ci ludzie byli za granicą i tam prowadzili działalność polityczną, niż gdyby siedzieli w więzieniu i przyjmowali pozę męczenników... Tego nie chciano i Grażyński wolał, by Korfanty sobie wyjechał. De facto więc wiele zrobiono, by go do tego wyjazdu w 1935 roku nakłonić..

Polityka Grażyńskiego była jednoznacznie antyniemiecka. Jak można było pogodzić ją z linią polityki zagranicznej ministra Becka i układem z III Rzeszą z 1934 r.? Czy te dwie postawy wobec Niemiec nie kolidowały ze sobą?
Autonomia zapewniała mniejszości niemieckiej znaczne prawa i uczestnictwo w życiu politycznym, kulturalnym i gospodarczym. Ważną rolę odgrywał w tym Sejm Śląski. Mniejszość niemiecka była wprawdzie niezbyt liczna, niemniej jednak ruchliwa, bogata i wspierana dużymi sumami pieniężnymi, które przychodziły z zewnątrz. Grażyński rozumiał, że siła niemczyzny w dużym stopniu opiera się na dominującej roli w gospodarce, dlatego dążył do polonizacji górnośląskiego przemysłu. W tej sytuacji starał się usuwać niemieckich dyrektorów i inżynierów, a na to miejsce wprowadzał polskich.
Do 1933 r. bardzo antypolską postawę prezentowała Republika Weimarska. Kolejna kwestia - po stronie niemieckiej przecież, na terenie Bytomia, Gliwic czy Zabrza, silny był rewizjonizm. Istniały tam duże grupy śląskich emigrantów, liczących na to, że Niemcy zlikwidują „polską okupację”, po czym oni powrócą do Katowic czy Chorzowa. To prawda, że polityka Warszawy wobec Berlina i Berlina wobec Warszawy po zawarciu układu z 1934 r. ulęgła pewnej normalizacji, niemniej jednak nadal działania antypolskie były prowadzone.

Po dojściu do władzy Adolfa Hitlera nie tylko Ślązacy pozostający po stronie niemieckiej poddani byli presji władzy totalitarnej. Zapoczątkowano akcję „Precz z polską fasadą”. Tak zwane „odpolszczanie” polegało na zmianie nazw typograficznych, nazwisk i imion. W rewanżu robili to i Polacy . Chociażby najbardziej znana zmiana nazwy Królewskiej Huty na Chorzów. Zwalczano Związek Polaków w Niemczech, dlatego autonomia jeszcze bardziej zyskała na znaczeniu, bowiem korzystali z niej także niemieccy katolicy-antyfaszyści jak Eduard Pant, poseł i wieloletni wicemarszałek Sejmu Śląskiego (1922-1935) oraz senator RP (1928-1935). 6 stycznia 1934 roku w Katowicach, podczas zjazdu kierowanej przez niego Niemieckiej Chrześcijańskiej Partii Ludowej, wyrażono chęć zawarcia ścisłego porozumienia z Polakami w celu zwalczania narodowych socjalistów.

Wracając do rozbudowy Katowic za Grażyńskiego - czy to on był jej protagonistą? Inwestycje jego epoki zaiste robią wrażenie: Muzeum Śląskie, Śląskie Konserwatorium Muzyczne, Instytut Śląski, Biblioteka Śląska, Instytut Pedagogiczny, Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach, do tego rozkwitająca architektura modernistyczna, słynny drapacz chmur... W jakim stopniu to realizacja wizji wojewody i jego osobista zasługa, a w jakim efekt tego, że Katowice po prostu się wówczas rozwijały?
Dodajmy, że od początku 1929 zaczęto kształtować program rozwoju polskiej kultury na Śląsku. Ważną rolę odgrywali w tym ludzie skupieni wokół Grażyńskiego: dr Ludwik Regorowicz, dr Robert Lutman, dr Tadeusz Dobrowolski, dr Tadeusz Kupczyński, dr Edward Kostka i Marian Sobański. Do współpracy udało się pozyskać ludzi spoza regionu w tym min. Romana Dyboskiego, Franciszka Bujaka, Stanisława Kutrzebę, Stanisława Kota.
Grażyński dbał o rozwój nauki, czego wyrazem było wspieranie Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku. Wywodząc się z Krakowskiego środowiska naukowego, Grażyński podtrzymywał z nim związki z tym z PAU dzięki czemu powołano Komitet Historii Śląska z prof. Stanisławem Kutrzebą na czele. Efektem było m.in. opracowanie przez Akademię pracy zbiorowej poświęconej Historii Śląska do końca XIV wieku. We wrześniu 1933 roku dzięki staraniom wojewody powołano w Katowicach Instytut Śląski, którego dyrektorem został dr Roman Lutman. Należy także wspomnieć o powstałej w 1922/1923 Bibliotece Sejmu Śląskiego, przekształconej w 1934 w Śląską Bibliotekę Publiczną, pod kierownictwem Pawła Rybickiego. Podjęto także działania na rzecz powołania w Katowicach śląskiej politechniki, bowiem do tej pory Politechnika Warszawska i Lwowska oraz Akademia Górnicza w Krakowie nie były w stanie zaspokoić potrzeb przemysłu. Działania Grażyńskiego wobec sprzeciwu uczonych z innych regionów oraz premiera Kazimierza Bartla, profesora politechniki lwowskiej, nie dały rezultatu. Swoistym ekwiwalentem było powołanie w 1930 roku Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych, które w 1931 przeprowadziły się do nowego wielkiego gmachu, nazywanego niekiedy „pałacem techników”. Sukcesem natomiast zakończyły się starania o powołanie Instytutu Pedagogicznego (1928), traktowanego jako zalążek przyszłego uniwersytetu; następnie w 1934 roku powołano Konserwatorium Muzyczne, a w 1936 Wyższe Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych - wszystkie w Katowicach. Grażyński wspierał m.in. Teatr Polski, Towarzystwo Przyjaciół Nauk na Śląsku, twórczość artystów, w tym Stanisława Szukalskiego. Z inicjatywy Grażyńskiego powstało Śląskie Towarzystwo Literackie. W 1931 roku laureatem konkursu na powieść o Śląsku został Gustaw Morcinek za powieść „Wyrąbany chodnik”. W 1936 roku „za zasługi dla dobra literatury” Grażyński został odznaczony Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury. Współpracował też z licznymi organizacjami społecznymi, np. w latach 1931-1939 był przewodniczącym Związku Harcerstwa Polskiego.
Mówiono o Katowicach jako o polskim Chicago. Ów drapacz chmur na ulicy Żwirki i Wigury był tak wysoki, żeby go było widać aż w niemieckim Bytomiu. Gdyż istniała tu rywalizacja pomiędzy Katowicami i Chorzowem, a „Trójmiastem” niemieckim. Obie strony tworzyły tu swego rodzaju wizytówki kultury, nauki, rozwoju cywilizacyjnego.

Niemal co do dnia 13 lat na urzędzie - tak długo nie sprawował rządów żaden ze śląskich wojewodów, z Jerzym Ziętkiem włącznie. Owszem, cały czas sanacja - ale rządy się zmieniały, sejmy się zmieniały, konstytucja się zmieniła, Piłsudski umarł... A śląski wojewoda trwał i zmiótł go dopiero wrzesień 1939, razem zresztą z całą sanacją. Na czym polega fenomen Grażyńskiego?
Uważam, że Grażyński zawdzięcza to w pewnym stopniu swej osobowości - jak już mówiłem, była to nietuzinkowa postać. Jednakże przede wszystkim był on nie tylko graczem na scenie regionalnej, ale również politykiem ogólnopolskim, podobnie jak Korfanty. I to jest zasadnicza odpowiedź na pytanie, dlaczego Grażyński był tak długo wojewodą - ponieważ był nie tylko wojewodą, a politykiem sanacyjnym formatu ogólnopolskiego. Podobną pozycję - z tym oczywiście zastrzeżeniem, że jest to paralelność cokolwiek zbyt daleko idąca - zajmował w 1945 r. Aleksander Zawadzki , który wpierw był pełnomocnikiem rządu tymczasowego na terenie województwa śląskiego, a następnie wojewodą. Ale jednocześnie Zawadzki był również liczącym się politykiem komunistycznym, umocowanym we władzach centralnych i dobrze przy tym postrzeganym w Moskwie. Kolejny przykład to Edward Gierek, któremu silna pozycja na Śląsku zagwarantowała odskocznię do kariery ogólnopolskiej. Zawadzki czy Gierek to oczywiście nie Ślązacy (jak i Grażyński!), niemniej byli postrzegani w skali ogólnopolskiej jako politycy ze Śląska.

Śląska sanacja przestała istnieć w ciągu kilku dni 1939 roku. Grażyński nie został śląskim Stefanem Starzyńskim, który trwał na posterunku, dopóki nie aresztowali go Niemcy. Z perspektywy Ślązaków sprawa wyglądała tak, że przedstawiciele sanacji z Grażyńskim na czele uciekli, i to w popłochu. Czy była to ostateczna kompromitacja i upadek Grażyńskiego, który odtąd przestał liczyć się jako polityk?
To ostatnie to akurat obraz nieprawdziwy, w dużym stopniu wynikający z braku w powszechnej świadomości wiedzy o dalszych losach Grażyńskiego. Po pierwsze, we wrześniu 1939 on ze Śląska po prostu musiał wyjechać, nie ulega bowiem dyskusji, że gdyby wpadł w ręce Niemców, to zostałby przez nich zabity. Po drugie, na początku września 1939 został mianowany ministrem ds. propagandy, jednak w praktyce nie był w stanie wykonywać swojej funkcji. Tak jak cały rząd ewakuował się stopniowo na południowy wschód a potem 17 IX do Rumunii. Następnie przedostał się do Francji. W 1940 roku Rząd Władysława Sikorskiego, w którym dominowali zwolennicy ś.p. Wojciecha Korfantego, pozbawił Grażyńskiego funkcji przewodniczącego ZHP i zesłał do obozu Rothesay na tzw. Wyspę Węży. Przetrzymywano tam przeciwników rządu. Po zwolnieniu z obozu w latach 1943-1945 został skierowany do Stanów Zjednoczonych na kursy. Po ich ukończeniu, pod koniec wojny wrócił do Wielkiej Brytanii. Tam jako znawcę zagadnień niemieckich przydzielono go do komisji zajmującej się opracowaniem koncepcji współudziału wojska polskiego w okupacji Niemiec.
Po wojnie Grażyński został na emigracji, gdzie prowadził ożywioną działalność w środowisku sanacyjnym skupionym w Zespole Piłsudczyków, a od 1947 roku Lidze Niepodległości Polski (której od 1950 roku był prezesem). Działał w Radzie Narodowej. Pisał w emigracyjnej prasie, przemawiał na posiedzeniach emigracyjnych władz. W czasie wojny, a przede wszystkim na wychodźstwie po roku 1945, prowadził aktywną działalność na rzecz propagowania polskości Śląska i obrony polskich praw do granic na Odrze i Nysie Łużyckiej. Pisał o tym m.in. w organie LNP czasopiśmie „Za wolność i Niepodległość” oraz Związku Polskich Ziem Zachodnich- „Przeglądzie Zachodnim”. Należy pamiętać, że po 1939 roku na emigracji w Paryżu, a potem w Londynie, Grażyński odegrał ważną rolę w działaniach na rzecz odzyskania przez kraj niepodległości oraz w tworzeniu koncepcji wolnej Polski po upadku komunizmu. Był rzecznikiem obrony granicy zachodniej, jeden z głównych inicjatorów tzw. Aktu Zjednoczenia z 1952 roku, mającego doprowadzić do zażegnania rozbicia politycznego emigracji.

Zatem Grażyński zniknął tylko z horyzontu śląskiego, a nawet polskiego, ale nie był to jego koniec?
Ciekawą sprawą jest na ile władze komunistyczne, potępiając Grażyńskiego jako sanacyjnego polityka, po wojnie kontynuowały pewne założenia polityki wojewody. Prowadzono podobną politykę polonizacji, rozbudowywano związki z resztą kraju: administracyjne , polityczne, gospodarcze, kulturalne. Należy pamiętać, ze jego najbliżsi współpracownicy zajmowali wówczas znaczące miejsce w życiu politycznym i społeczno-kulturalnym regionu. Wymienić można tylko Jerzego Ziętka (wieloletniego wojewodę) czy doc. Jacka Koraszewskiego, dyrektora Śląskiego Instytutu Naukowego i Biblioteki Śląskiej. To także doprowadziło do pojawienia się planów nakłonienia do powrotu do Polski z Londynu Michała Grażyńskiego. (w tej sprawie rozmawiał z nim w Londynie w 1960 roku Koraszewski). Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Zaważyły tu nie tylko względy osobiste, chociaż Grażyński cierpiał biedę i myślę, że by tutaj przyjechał. Jednak idea ta wzbudziła niechęć wśród środowisk emigracyjnych. Krążyły wręcz plotki w Londynie, że po prostu wepchnięto Grażyńskiego pod samochód, w obawie przed następną kompromitacją emigracji w rodzaju tej, jaką był wcześniej powrót Stanisława Cata-Mackiewicza w 1956 r.

Czy gdyby śląską sanację oceniać z perspektywy jej osiągnięć i porażek do września 1939, to bilans jest dodatni, czy ujemny?
Po 1939 roku Grażyński był bardzo krytykowany przez rząd gen. Władysława Sikorskiego, zdominowany przez opozycyjne ugrupowania antysanacyjne i zwolenników Wojciecha Korfantego. I ta krytyka była następnie kontynuowana i po wojnie - przez komunistów, jak też zwolenników Korfantego. I w dalszym ciągu te oceny tutaj pokutują. W dalszym ciągu funkcjonuje podział na „korfanciorzy” i tych, który nie są „korfanciorzami”. Ciągle żywy jest mit biednego Korfantego otrutego przez strasznego Grażyńskiego, wpisujący się do tego w mit kolejny - Ślązaków wiecznie eksploatowanych i wyniszczanych przez przyjezdnych, których symbolem jest właśnie Grażyński. To utrudnia ocenę sanacji i Grażyńskiego. W każdym jednak razie należy postrzegać ją także przez pryzmat osiągnięć tych 13 lat rządów jej śląskiego lidera. A główne z nich to rozwój kultury i gospodarki oraz realizacja polskiej racji stanu na Śląsku.

Można mówić o jakiejś spuściźnie śląskiej sanacji? Czy pozostało nam coś po niej poza budynkami i uczelniami?
Nie ma na to łatwej odpowiedzi. Sądzę, ze ważne były działania na rzecz rozwoju na Górnym Śląsku nauki i kultury, a także integracji tego regionu z resztą ziem polskich. Grażyński chciał, aby region ten był ważny dla Polski nie tylko jako ośrodek przemysłowy. Dbał o jego interesy, bowiem to dawało mu jego silną pozycję na ogólnopolskiej scenie politycznej. Pozostaje też otwarte pytanie, na ile założenia wypracowanej i realizowanej przez sanację polityki historycznej są aktualne.

Rozmawiał Tomasz Borówka

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojewoda Michał Grażyński: Lider śląskiej sanacji i wróg Korfantego - Plus Dziennik Zachodni

Komentarze 22

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Cojs Wom panie Wozniczka ta dyskusyjo niy idzie. Ot 19.10.2016, a tukej dopiyeo 21 komyntarzy.
Ja, ja - coros ciynzy je chycic komyntatora na tako propaganda!
T
Tyta
ale z takigo gó wna jak ty,
ani mydla niy bydzie
F
Francik Posypa
A z kogo ty robisz myduo? Wjysz ty aby co to jest mydlo? Bo poltonie jak ty myjom sie ros w roku, jakszambo wypompowujom. Wtedy majom szmiyrzajfa!
f
f2
Za to twoja logika jest jasna. Przepis na pasztetofki już masz. Oczywiście przepis na mydło masz już dawno opanowany.
F
Francik Posypa
Niy rozumia twojij "logiki" filatel drugi zorty (f2). No ale debile jak ty majom specyficzny "musk". Nadowo sie do formaliny, abo do pasztetofki!
f
f2
Według twojego rozumkowania: zostań pijokiem, to może dostaniesz autonomię i zostaniesz okupantem Sosnowca. Wiela ci już nie brakuje przy tej ilości chłeptanego beera na laubie w działkowych ogródkach gdzieś w okolicach Chebzia.
F
Francik Posypa
Widac redachtory niy majom tymatow, to odgrzywajom stare ogorki (sezon ogorkowy wito).
Napiscie cojsik o pijokach w Sosnofcu, to mocie feed back jak drot!
Choc z drugi strony o polckich okupantach naszego Hajmatu i zlodziejach spod znaku biouego orua cza sztyjts wspominac!
f
f2
Nie doczekasz się chuliku.
f
f2
Nie autochton z ciebie, ale typek o podejrzanym pochodzeniu. A głupi! Ot, zwykły świntopluch, taki zgniotek z heblowaną mózgownicą. Jeżeli cię przeganiają, to nie z nienawiści, ale z powodu smrodu, który wydzielasz.
f
f2
Twoje nadzieje nierozerwalnie związane z hitlerowcami i mordowaniem. Na Śląsku tylko dlatego nie skopali ci dupska, że nikt nie chciał upaprać swojego buta.
T
Tyta
to polskie, wsiowe bydlo, ktore nienawidzilo autochtonow.
c
cirano
Kurzydło był wrogiem Korfantego, ale Korfantego nazwać przyjacielem Ślonska to pomyłka. Tym samym, i jeden i drugi byli wrogami Ślonska.
Dostali by jich Hitlerowcy w swoje ręce, zadyndali by razym napewno na katowickim rynku na jednyj latarni... dla pojednania
c
chrobok
Podarymnie ech szukou, co je powodym, co teroski wszyjscy godajom o tabulce poswjyncony Kurzydle vel Grazynskimu. Bo urodziou sie w Galicji w maju, zeszou s tego swiata w grudniu, a na urzond w Katowicach posadziyli go w maju/czyrwcu.
A teroski momy pazdziernik. Mozno mo to cojsik do czyniynio ze halloweenowym straszyniym, - niy wjym.
Kurzydlo, to dlo mie protoplasta zdalnie sterowanych pachoukow. Czowiek niy majoncy powionzan z regionym kery mu z wyboru Warszawy dali do rzondzynia. Chop miou wyksztalcynie (doktor prawa rolnego), kere predystynowauo go decydowac o losach okryngu przemyslowego, jakim bou okupowany przez Polska Gorny Slonck. Mozno miou Grazynski I cojsik w gowie – ale miou w sobie mechanizmy robota kierowanego przez tych, kerzy go na tym stouku kacyka Gornoslonckigo posadziyli. Tym tam bou w stu procyntach lojalny, bestosz akceptowano w stolycy jego dyktatorskie zapyndy.
Po mojymu – bou by dlo mocodawcow z Warszawy rownie “dobry” na Kresach, abo Polesiu, jak na Gornym Sloncku. Wazne do niego bouo, upajac sie dymem kadzoncych mu przidupnikow, w poczuciu wladzy.
A byli tysz lepsi od niego. Chocby, tysz dobrze wyksztalcony technokrata (choc tysz niy Slonzok) – doktor Waclaw Olszewicz (1888-1974). Choc mozno duszom bou bardzi w Paryzu nisz w Siemianowicach, jego angazowanie sie w sprawy Gornego Sloncka – choc przemilczane I wymazane – bouo bezprzikuadne.
No ale taki jusz je los naszego slonckigo Hajmatu. Niy momy jakos szczynscia do politycznych prziwodcow skierowanych do rzondzynia u nos przez Warsiawa ( no mozno z wyjontkiym Jorga). Mozno, jak sciepnymy jarzmo okupacji polckij cojsik sie zmiyni (choc niy jest ech taki pewny)!
z
zon
oto super kandydat na odsłaniacaz tablicy
A
Acik
Pani red Semik jak zwykle w swoim żywiole.Raczyła zapomnąć,że oprocz Grażyńskiego
mieliśmy Sejm Śląski oraz AUTONOMIE i to głównie ich zsluga /co widać dzisiaj/.
Kochać Grażyńskiego moga w Wisle ale też w żywieckim o czym raczyła
zapomnieć /ślązaczka/ Semik.
Wróć na i.pl Portal i.pl