Stopniowo pozbywamy się emocji wokół tematu zboża, praca z sąsiadami musi stać się konstruktywna - oświadczył wczoraj Wołodymyr Zełenski po naradzie z członkami rządu i biura prezydenta w sprawie eksportu zboża. Czyżby ukraiński prezydent postanowił deeskalować napięcie w relacjach choćby z Polską? Chyba jednak nie. Zełenski powiedział też bowiem coś takiego: „Tak samo konstruktywnej wspólnej pracy, jak z Bułgarią i Rumunią, oczekujemy od naszych innych krajów sąsiedzkich”.
Bułgaria i Rumunia wycofały się ze wspólnego frontu z Polską, Słowacją i Węgrami. Pod presją także Berlina (w Bukareszcie i Sofii dominują dziś partie proniemieckie) odblokowały import zboża z Ukrainy, zgodnie z decyzją Brukseli. Te słowa Zełenskiego pokazują, że Kijów najprawdopodobniej aż do wyborów parlamentarnych w Polsce nie zmieni polityki wobec Warszawy, de facto działając w interesie bardziej Niemiec i proniemieckiej opozycji w Polsce niż własnym.
Coś za coś
Zełenski wpadł w pułapkę. Tak bardzo skupił się na resecie z Niemcami (którego elementem są ataki na Polskę) i nadziei na szybkie wejście Ukrainy do UE oraz duże pieniądze z Brukseli i Berlina, że zaognił relacje z tymi sojusznikami, dzięki którym Ukraina wciąż może walczyć z Rosją. Polska i awantura o zboże – będąca tak naprawdę dla Kijowa tylko pretekstem do popsucia relacji z Warszawą i próby skompromitowania proukraińskiej polityki rządu Zjednoczonej Prawicy i prezydenta Andrzeja Dudy w celu wzmocnienia ich wyborczych przeciwników – to tylko wycinek pogarszających się relacji Ukrainy z wieloma zachodnimi państwami.
Kolejnym ostrzegawczym sygnałem dla Zełenskiego powinien być wywiad szefowej dyplomacji Finlandii dla „Washington Post”. Elina Valtonen zaznaczyła, że pomoc Ukrainie w wojnie z Rosją „nie jest działalnością charytatywną”. Kijów nie może oczekiwać, że cały wolny świat będzie pomagał tylko dlatego, że chodzi o walkę z reżimem Putina, nie oczekując niczego w zamian. Jednocześnie ujawniono listę oczekiwań administracji USA pod adresem Ukrainy. Chodzi o realizację reform kolejnych instytucji państwowych i skuteczną walkę z korupcją. Bo tego Zełenski wciąż nie zrobił. I nawet ekipa Bidena traci do niego cierpliwość w tej kwestii.
Kryzys Zełenskiego
Zełenski ma dziś niewątpliwie poważny kryzys wizerunkowy. Na pewno na świecie, po jego bezczelnych krytykach sojuszników, oderwanych od rzeczywistości pomysłach reformy ONZ, chamskim ataku na prawdopodobnego kandydata Republikanów w nadchodzących wyborach prezydenckich w USA, czy oklaskiwaniu weterana zbrodniczej dywizji SS Galizien. Jak jest na krajowym podwórku? Tego nie wiemy. W czasie wojny brakuje rzetelnych sondaży, lider walczącego państwa ma zresztą naturalną premię, jeśli chodzi o poparcie rodaków. Uwagę jednak zwraca, że Zełenski nie pali się do zorganizowania wyborów prezydenckich w przyszłym roku. Choć opozycja tak naprawdę w trakcie wojny ucichła.
Głównym powodem nerwowych ruchów Zełenskiego może być jednak sytuacja na froncie. Rozpoczęta na początku czerwca kontrofensywa niewiele na razie dała. I nie zmieni tego krytyka zachodnich sojuszników za zbyt późną i małą pomoc w sprzęcie. Niewiele wskazuje dziś, by przed nadejściem jesiennej słoty, a potem zimy, Ukraińcom udało się przełamać front. Jednocześnie Rosjanie wznawiają kampanię rakietowych i dronowych ataków na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Co może oznaczać poważne kłopoty dla ludności cywilnej w sezonie zimowym. Wydaje się, że teraz Zełenskiemu bardziej zależy na pomocy gospodarczej/finansowej niż stricte wojskowej. Może stąd ten zwrot ku Berlinowi.
Zaskakujące w sposób negatywny część sojuszników ruchy Zełenskiego fetowane są w Moskwie. Która postarała się zresztą dać grunt pod pewne spory. Strategia Rosji na Morzu Czarnym leży u podstaw nieporozumień Ukrainy z Polską. Siły rosyjskie nadal ostrzeliwują port w Odessie pociskami rakietowymi i dronami, zakłócając konwoje ze zbożem. Putin wierzy, że jego decyzja o anulowaniu Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej będzie nadal przynosić strategiczne owoce.
lena
