Szymon Hołownia i Donald Tusk nie szczędzili sobie ostatnio złośliwości. Ten pierwszy nazwał Rafała Trzaskowskiego kandydatem „połowy Polski”, miał też w czasie swojej konwencji w Gdańsku satyryczną grafikę z premierem i Jarosławem Kaczyńskim. Tusk nie pozostawał dłużny. Złośliwe uwagi wymieniali też Karol Nawrocki i Rafał Trzaskowski.
Gdyby kandydaci chcieli mnie posłuchać, to radziłbym powstrzymać uszczypliwości i złośliwości. Nie jesteśmy w piaskownicy, nie mamy 15 lat. Jesteśmy dorośli, a dorośli ludzie wymieniają się poglądami. One mogą być sprzeczne, nie musimy się ze sobą zgadzać, ale uszczypliwości stanowią jedynie podstawę do budowania narracji, które nie muszą być zgodne z prawdą. Zdziwiłem się, zwłaszcza że złośliwości wymieniali reprezentacji obecnej koalicji rządzącej – Szymon Hołownia i Donald Tusk. Nie sądzę, żeby podobało się to elektoratowi zarówno Koalicji Obywatelskiej jak i Polski 2050. Pamiętajmy, wybory prezydenta RP w przyszłym roku będą z punktu widzenia obecnej koalicji rządzącej, kluczowe. Koalicjanci muszą je wygrać, jeśli chcą zrealizować postulaty, z którymi szli do wyborów 15 października 2023 r. Z punktu widzenia strategii wyborczej powinni postawić więc na kandydata, który wygra, najprawdopodobniej w II turze, z reprezentantem Prawa i Sprawiedliwości, bez względu na to, czy będzie to Hołownia czy Trzaskowski. Jednak w atmosferze wymiany złośliwości może dojść do błędnej interpretacji tej sytuacji, błędnych wniosków. Dlatego ta wymiana uszczypliwości, którą rozpoczął marszałek Hołownia, m.in. na swojej konwencji w Gdańsku, była zupełnie niepotrzebna.
Nie łudźmy się, że nie będzie wymiany złośliwości między Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim… Zresztą ta dyskusja między nimi jest na obecnym etapie dość łagodna, jeśli spojrzymy na standardy polskiej polityki ostatnich lat.
Rywalizacja między Trzaskowskim a Nawrockimi jest naturalna, to reprezentanci z wrogich obozów, w dodatku grających o wszystko. Ona jeszcze nabierze siły, nabierze tempa, będzie się radykalizowała. Dziś obserwujemy dopiero przedbiegi, kampania trwa, choć formalnie zostanie ogłoszona dopiero w styczniu. Wówczas, im bliżej daty wyborów, zamiast drobnych uszczypliwości będziemy mieli wytaczanie najcięższych dział. Najbrutalniejsze momenty tej rozgrywki są wciąż przed nami.
Jest na razie wewnętrzny raport o znajomościach Karola Nawrockiego, obywatelskiego kandydata popieranego przez PiS.
O Karolu Nawrockim, jako kandydacie obywatelskim, należy pisać w cudzysłowie. Polacy w to nie wierzą, jak wskazują sondaże, jednoznacznie uważając go za kandydata PiS. Jedynie 16 proc. ankietowanych zgadza się, że jest to ktoś spoza partyjnego układu. Oznacza to, że około połowa elektoratu PiS nie wierzy, że Karol Nawrocki jest kandydatem obywatelskim. W kwestii raportu… To, że coś jeszcze „wypłynie” w trakcie kampanii, już mówiliśmy. Natomiast elektorat PiS może strawić bardzo, bardzo dużo. W sumie nie wiem co musiałoby się stać, by choć część wyborców PiS odwróciła się od Karola Nawrockiego w zbliżającej się wyborczej rozgrywce.
Czy Szymon Hołownia będzie w stanie w stawce namieszać? Zaczął kampanię w Gdańsku, podobnie jak pięć lat temu i podobnie jak wtedy przedstawiał się jako kandydat niezależny.
Efekt nowości, świeżości, który towarzyszył Szymonowi Hołowni 5 lat temu, minął. Dziś to Marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, lider partii. Koalicja PSL-u i Polski 2050 w sondażach nie najgorzej stoi. Nie jest to rewelacja, ale jest powyżej progu wyborczego. Sam, jestem ciekawy jakie Szymon Hołownia uzyska poparcie w wyborach prezydenckich. Czy namiesza? Nie sądzę. Jego wejście do II tury to jest obecnie political fiction.
To, że w sondażach poparcie dla Karola Nawrockiego będzie rosło było raczej pewne. Elektorat PiS jest bardzo zmotywowany i pewnie popierałby jakiegokolwiek kandydata wskazanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Według tych samych sondaży jednak to Rafał Trzaskowski nadal ma najwięcej szans za zwycięstwo. Natomiast wiemy, jak to ostatnio z sondażami bywa.
Bywa różnie, to prawda. Niemniej bezwzględnie rozpoznawalność Rafała Trzaskowskiego jest o wiele większa niż Karola Nawrockiego. To dość istotne, ale przecież nie przesądzające. Pamiętamy, że 10 lat temu rozpoznawalność Bronisława Komorowskiego była lata świetlne od tego, jakie miał ówczesny kandydat PiS, szerzej nieznany Andrzej Duda. Jak się skończyło, pamiętamy. Oczywiście Rafał Trzaskowski i jego sztab, cała KO nie popełnią teraz tego samego błędu co w kampanii przed wyborami 2015 roku. Myślę, że wiedzą, że grają o wszystko, że mają z kim przegrać. Toczyć się będzie trudna walka o mobilizację elektoratu, będzie to ciężki czas dla Rafała Trzaskowskiego, wymagający wielkiego wysiłku. On ten wysiłek włoży. Pamiętajmy też o jego doświadczeniu kampanijnym. Trzaskowski był bardzo bliski pokonania Andrzeja Dudy pięć lat temu, różnica między nimi wynosiła przecież około 1 proc. A kandydat Koalicji Obywatelskiej walczył w warunkach zdecydowanie nierównych, mając przeciwko sobie machinę propagandową mediów publicznych. Wszystko sprzyjało wówczas obecnemu prezydentowi – rządowe sms-y alarmowe kierowane do wyborców 60 plus przypominające o terminie głosowania i pierwszeństwie w kolejkach w lokalach wyborczych były celowane w najważniejszy segment elektoratu Andrzeja Dudy. W Polskim Radio eksperci wskazywali, że najlepszą opcją byłoby, gdyby „rząd i premier reprezentowali tę samą opcję polityczną”. Myślę, że gdyby warunki tamtej rywalizacji były inne, zwycięstwo Trzaskowskiego byłoby bardzo realne.
Dziś warunki rywalizacji są inne. Natomiast sztabowcy PiS pokazują Karola Nawrockiego noszącego worki z cementem w domu powodzian, pokazują jego trening, kampania jest aktywna w mediach społecznościowych.
Jak już mówiłem - Karola Nawrockiego i PiS nie można lekceważyć i nie sądzę by ktoś rzeczywiście go lekceważył. W Prawie i Sprawiedliwości są doświadczeni sztabowcy, którzy w niejednej kampanii brali udział i odnosili sukcesy. To jest dla wszystkich uczestników kampanii, z KO, Trzeciej Drogi i Lewicy jasne.
Czy ugrupowania, które stworzyły sejmową i senacką większość po wyborach 15 października 2023 roku zdołają zmobilizować swój elektorat ponownie, na pierwszą i drugą turę wyborów prezydenckich?
Profrekwencyjne działania będą na pewno ważne, by podtrzymać emocję i mobilizację, która była obecna w polskim społeczeństwie w tamtych, rekordowych pod względem liczby głosujących wyborach. Pamiętajmy jednak, że elektorat obecnej koalicji jest po pierwsze różnorodny. Tworzą go zwolennicy centroprawicy konserwatywnej, liberałowie czy zwolennicy lewicy, nawet tej dość radykalnej. Jest to m.in. elektorat wielkomiejski i dość… kapryśny. Czasami słyszę deklaracje, że z uwagi na brak spełnienia postulatów dotyczących chociażby praw kobiet, ktoś na wybory nie pójdzie. To ewidentny brak zrozumienia podstawowej kwestii - takie postulaty nie mają szansy zostać spełnione dopóki nie nastąpi zmiana w Pałacu Prezydenckim. A już na pewno nie zostanie zrealizowany najważniejszy moim zdaniem postulat, koniecznych dziś w Polsce zmian.
Chodzi o praworządność?
Dokładnie tak – chodzi o naprawę praworządności. Z tym wyborcy KO, Lewicy i Trzecie Drogi szli rok temu do wyborów parlamentarnych. Zresztą pomijając aspekt oczekiwań społecznych, bez prawidłowo funkcjonującego systemu prawnego nie będzie umocowania jakiegokolwiek systemu politycznego, społecznego. My dziś takiego prawnego ładu w Polsce nie mamy.
Politycy PiS, delikatnie mówiąc, nie zgodziliby się z panem w tej kwestii…
W ciągu 10 lat rządów Andrzeja Dudy i ośmiu lat PiS nastąpił gwałt na praworządności, jej niszczenie w imię partyjnego interesu. Prosiłbym, by to zostało wyraźnie napisane. Nie boję się wyrazić tej opinii, zresztą wszędzie ją powtarzam. I to zniszczenie systemu nadal ma wpływ na funkcjonowanie państwa. Przykładem wyraźnym jest Trybunał Konstytucyjny. Widzimy w nim polityków PiS w togach, którzy przenieśli się do TK prosto z ław sejmowych. Co ważne są to ludzie, którzy merytorycznie są nieprzygotowani do pełnienia funkcji sędziów Trybunału, nie mówiąc już o pewnych predyspozycjach moralnych. Niedawno prezydent Duda powołał pana Święczkowskiego na przewodniczącego TK, akt ten jest kolejnym przykładem uderzenia w podstawy praworządności, choć może bardziej subtelny niż zaprzysiężenie tzw. sędziów dublerów, bo nie można odmówić panu Święczkowskiemu zgodnego z prawem powołania na stanowisko sędziego TK, ale pamiętajmy, że to przecież polityk związany z PiS, nie będący profesorem prawa, ba nawet nie mający doświadczenia sędziowskiego. Dlatego trzeba jasno powiedzieć, że jeżeli koalicja, która wygrała wybory 15 października 2023 r. chce utrzymać swoją wiarygodność, musi wywalczyć prezydenturę w przyszłym roku. Drugorzędne znaczenie ma czy zwycięzcą będzie Trzaskowski, Hołownia czy ktoś z Lewicy. W Polsce Anno Domini 2024 i 25 najważniejszym celem jest przywrócenie praworządności, które zostało zrujnowane w ciągu ostatniej dekady. Demokracja bez praworządności jest tylko procedurą wyboru władzy.
Jarosław Kaczyński, Karol Nawrocki mówią o zakończeniu wojny polsko-polskiej. Pewnie i inni kandydaci na prezydenta RP będą o tym mówić.
Jeśli o zakończeniu wojny polsko-polskiej mówi reprezentant obozu, który skutecznie podgrzewał ten wewnętrzny, społeczno-polityczny konflikt, dolewał benzyny do tego ognia, no to moim zdaniem jest to czysta hipokryzja. PiS w sposób brutalny żongluje pojęciami, odwracając ich znaczenie lub nadając im inne. Zatem kiedy PiS mówi o praworządności to możemy się spodziewać tego, że chodzi raczej o jej zniszczenie. A jeśli mówi o zakończeniu wojny polsko-polskiej to możemy się spodziewać, że przybierze ona nową formę. Może jeszcze bardziej brutalną i agresywną.
