„Na dzień dobry Clonazepan albo Xanax. Dzienniczki aktywności zawodowej. Wymioty z nerwów. Paznokcie wbite w ciało po to, by przeżyć. Płacz w kuchni albo pod stołem. Permanentna manipulacja. Straszenie zabraniem etatu. A na koniec: tę rozmowę uważam za zakończoną. Zresztą i tak chciałam panią zwolnić. Powinniście się cieszyć, że to nie jest chińska szwalnia. Co to jest? Korea Północna? Obóz pracy? Nie, to rzeczywistość redakcji wielu luksusowych magazynów kobiecych w Polsce" – rozpoczyna opowieść Korwin-Piotrowska.
Różne sposoby znęcania się
Dziennikarka przytacza sposoby znęcania się przez przełożonych. Twierdzi, że niektóre ofiary popadły w nałogi.
„Miałam atak paniki, ze stresu, żeby nie odlecieć zupełnie, wbiłam sobie paznokcie w ciało, w ręce. Siedziałam w open space, widziałam, jak szefowa na mnie patrzy, strasznie się bałam, ale nie mogłam wyjść, musiałam tam zostać. Każda mina z bogatej mimiki mojej szefowej sprawiała mi potworny ból. Ale musiałam tam siedzieć” – relacjonuje jedna z ofiar.
Inna opowiada o publicznym linczu. Szefowa miała zebrać pracowników, którzy wyrzucali swojej koleżance, dlaczego ta nie nadaje się do pracy.
Wśród przytoczonych praktyk znalazło się również publiczne wyśmiewanie wpadek i wybór najgorszego tekstu miesiąca. W jednej z redakcji dziennikarkom kazano założyć dzienniczki, w których miały relacjonować wszystko, co robiły w pracy.
Brak urlopów, zmuszanie do pracy w czasie choroby
Z relacji przytaczanych przez Karolinę Korwin-Piotrowską wynika, że dziennikarki nie mogły sobie pozwolić na spokojny urlop. Musiały przerywać wakacje, dzwoniono do nich także w nocy. Jedna z historii jest wyjątkowo wstrząsająca – dziennikarce nie pozwolono pojechać na pogrzeb własnego ojca.
„Nikt się nie przeciwstawi, bo się boi, jeśli ktoś to zrobi, jest niszczony lub wyśmiewany” – czytamy.
Również choroba nie była powodem do przerwania pracy, ponieważ nikt w opisywanych redakcjach nie brał pod uwagę zwolnień lekarskich. „Płacz. Stres. Wypalenie. Element obowiązkowy pracy redakcyjnej. Płakać można w kuchni. W toalecie dla niepełnosprawnych. Na leżance pod biurkiem w redakcji. Na klatce schodowej” – wylicza dziennikarka.
Jedna z kobiet wspomina, że gdy przyszła do pracy z dzieckiem, które przeszło operację i poruszało się na specjalnym wózku z usztywnieniem na głowę, usłyszała, że ma je schować, żeby naczelny nie zobaczył. „Oczywiście to zrobiła, schowała wózek za szafy. To była przemoc, oni ją odczłowieczali. Zabrali godność. Teraz już wie” – pisze Korwin-Piotrowska.
Nepotyzm i obietnice bez pokrycia
Korwin-Piotrowska zwraca uwagę, że pracownicom obiecywano podwyżki i bonusy, jednak na obietnicach się kończyło.
Problemem był również nepotyzm. „Awansuje za to towarzyszka życia szefa, a wydawnictwo toleruje albo przez lata nie zauważa nepotyzmu i tego, że wizerunek naczelnego kreuje jego żona” – zauważa dziennikarka.
