To oczywiście fragment „Złego” Leopolda Tyrmanda, literacka egzemplifikacja bandyckiego procederu, jakim było okradanie ludzi z użyciem tego - na pozór - niewinnego zwrotu. Zamiennika innego, bardziej zrymowanego: „Odpalasz pan stówkę - ocalasz pan główkę!”. W obu przypadkach trudno znaleźć wyjście z takiej niezręcznej sytuacji.
Literaci z ruin
Popularnie łączy się to powiedzenie z tzw. gwarą warszawską, choć bandyterka stosowała je - przed i po wojnie - także w Krakowie, Lublinie, a nawet w prawie całkowicie żydowskim Chełmie. Z Warszawą łączy je cegła, której po wojnie było tu pod dostatkiem. Właśnie we wszechobecnych ruinach zaś mieli się skrywać ceglani oferenci.
O ile w literaturze zwrot „kup pan cegłę” funkcjonuje w najlepsze, w aktach sądowych z epoki nie występuje. Najwyraźniej chuliganerii wypowiadanie podobnych frazesów kompletnie się nie opłacało - lepiej było dać komuś naprawdę po głowie, skasować portfel (po warszawski piter) i zwiać, niż bawić się w literata.
Cegła w gazecie
„Panie szanowny, kup pan te cegłę. Cegła tańsza od kapoty, kup pan cegłę od sieroty” - można także usłyszeć w filmie „Ewa chce spać” z 1957 r. Tyrmand w „Złym” cwaniaków sprzedających owe cegły samotnym przechodniom ulokował arbitralnie na odbudowywanym Starym i Nowym Mieście. Jednak w rzeczywistości można ich było spotkać nocą w wielu miejscach stolicy. Wymuszeń takich dokonywały zorganizowane szajki.
Wedle Tyrmanda odbywało się to następująco: zapóźniony przechodzień otrzymywał propozycję zakupu cegły, płacił kilkadziesiąt złotych, dostawał cegłę zapakowaną w gazetę i „mógł niezaczepiany iść dalej”. Ale to chyba jedynie ciąg dalszy literatury.
