Na jednym z portali, na którym można wynająć testerów, znajdziemy oferty 17 kobiet i dwóch mężczyzn. Jest wśród nich zdjęcie jasnowłosej testerki na tle zachodu słońca i fotografia umięśnionego testera na plaży. Jest w czym wybierać. Wszystkim trudno się oprzeć.
- Działamy w całej Polsce. Koszt wynajęcia testera to od 3 tys. zł wzwyż. Tester zarabia na zleceniu około 500 zł - mówi Jacek, współwłaściciel portalu facegoogle.pl. - Nie mogę zdradzać sposobów, których używają testerzy. Ale działają zarówno na portalach społecznościowych, pojawiają się w siłowniach, na basenach, w kawiarniach i parkach. Wszędzie tam, gdzie można spotkać figuranta - czyli osobę, którą mają uwieść. Niekoniecznie chodzi tylko o seks. Czasami celem jest na przykład pocałunek.
Żeby zostać testerem, trzeba mieć wykształcenie średnie i nienaganną aparycję.
- Zanim tester zacznie działać, ja robię rozeznanie, rozpisuję mu plan działania - mówi Jacek. - Każdy tester podpisuje klauzulę tajności. Dbamy o naszych klientów.
Na brak zleceń testerzy nie narzekają. Na ich zatrudnienie decyduje się coraz więcej osób.
- Testerzy miłości to znak naszych czasów - wyjaśnia dr Julita Czernecka, socjolog z zakładu socjologii płci i ruchów społecznych Uniwersytetu Łódzkiego. - Nie jesteśmy już łatwowierni, nie ufamy, nie wierzymy na słowo. Wszystko chcemy sprawdzić, policzyć, czy nam się opłaca. W związkach coraz częściej brakuje zaufania. Wolimy wcześniej sprawdzić, czy partner będzie spełniać nasze oczekiwania. Zaufanie zastępuje chłodna kalkulacja.
Dr Czernecka podkreśla, że z usług testerów wierności korzystają przede wszystkim osoby, które podejrzewają partnera o zdradę oraz takie, które chcą się rozstać albo zamierzają się starać o bardzo wysokie alimenty.
- Poza tym usługą mogą być zainteresowani ludzie, którzy wchodzą w nowy, poważny związek i chcą sprawdzić, czy warto inwestować w niego swoje uczucia, pieniądze i czas. To jest ekonomia miłości. Dzisiaj trzeba wszystko przekalkulować - mówi socjolog. - A jeśli osoba jest niewierna, to nie warto inwestować w nią ani czasu, ani uczuć. Dlatego trzeba ją wcześniej sprawdzić.
Według Marka Gzika, detektywa z Łodzi, działanie testerów jest nieetyczne.
- Jeśli ktoś podejrzewa partnera o zdradę, może to sprawdzić w inny sposób. Można na przykład oddać do ekspertyzy bieliznę żony. Badanie wykaże, czy są na niej ślady nasienia. Kosztuje ono od 700 do 1500 zł - mówi Gzik. - Wynajęcie detektywa, który będzie śledził partnera, to wydatek od 3 tys. zł w górę. Zwykle klienci płacą od 5 do 6 tys. zł. Obserwacja trwa do dwóch tygodni.