Nowelizacja kodeksu wyborczego, która weszła w życie z końcem stycznia, przysparza mnóstwa problemów. O problemach z rekrutacją na stanowisko urzędnika wyborczego pisaliśmy już w marcu. W gdańskiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego, która obejmuje zdecydowaną większość obszaru naszego województwa, ostatecznie, w czasie zakończonej w mijającym tygodniu rekrutacji, zgłosiło się 30 osób na 91 miejsc.
Ewentualnych kandydatów zniechęciła kwestia dojazdów
Zgodnie z nową ustawą o zwiększeniu udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych, w każdej gminie działać mają urzędnicy wyborczy, powoływani przez szefa Krajowego Biura Wyborczego. Większych problemów nie było z rekrutacją szefów tych zespołów - komisarzy wyborczych. Jak pokazują liczby, znacznie gorzej poszło w kwestii ich „szeregowych” członków, czyli urzędników. Skąd ten brak kandydatów? Główną przyczyną są wymagania - trzeba mieć m.in. wykształcenie wyższe i być pracownikiem administracji rządowej, samorządowej albo jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych. Urzędnik wyborczy nie może jednak wykonywać swojej funkcji w gminie, na której obszarze pracuje i - poza miastami na prawach powiatu - mieszka. Co więcej, niezwracane są mu koszty przejazdu. Magnesem zatem nie okazało się nawet stosunkowo wysokie wynagrodzenie za pełnienie tej funkcji - nawet ok. 4,5 tys. zł (przy wykonywaniu zadań w pełnym miesięcznym wymiarze czasu).
Do zadań urzędnika wyborczego należy nadzorowanie organizacji wyborów, współpraca z szefem PKW czy dyrektorem delegatury, czynności związane z powoływaniem obwodowych komisji wyborczych, organizacja pierwszych posiedzeń tych komisji, wykonywanie zadań związanych z głosowaniem korespondencyjnym, kwestia druku i dowiezienia kart do głosowania do poszczególnych komisji czy pełnienie dyżurów przed wyborami i w dniu głosowania.
- Chętnych na stanowiska urzędników wyborczych zabrakło także dlatego, że sama w sobie ta funkcja budzi kontrowersje społeczne, podobnie jak chociażby przy sposobie wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa - komentuje Andrzej Skiba, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego, prezes Instytutu Debaty Publicznej. - Drugą kwestią jest to, że bycie takim urzędnikiem to duża odpowiedzialność, a korzyści materialne są niewspółmierne.
Ci, którzy się zgłosili, raczej nie mają doświadczenia
Co więcej, jak podkreślają przedstawiciele KBW, większość osób, które zgłosiły się na stanowisko urzędników, nie ma żadnego doświadczenia w pracy przy organizacji wyborów. Wśród kandydatów są pracownicy urzędów wojewódzkich, marszałkowskich czy gmin, ale też np. Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa czy innych agend rządowych. Jest też spora grupa nauczycieli, zdarzają się pracownicy przedszkoli, domów kultury, inspekcji budowlanej, bibliotek czy urzędów pracy.
Poza problemem z kadrami jest też sporo „technicznych”
Znowelizowany kodeks wyborczy zakłada również m.in. transmisje na żywo z przebiegu głosowania z lokali wyborczych. I tu też pojawia się problem - większość z nich mieści się w szkołach, a wiele z nich nie ma jeszcze szerokopasmowego internetu, koniecznego do prowadzenia transmisji. Ustawa o Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej z 2016 roku zakłada podpięcie do niego wszystkich szkół w... 2020 roku. - To są konsekwencje tego, że rządzący zignorowali płynące od dawna od PKW sygnały o tym, jak trudno będzie przygotować wybory w nowym kształcie. Być może potrzebna kolejna nowelizacja ustawy, na to jest jednak bardzo późno - komentuje posłanka PO Agnieszka Pomaska.
Przypominamy, że najbliższe wybory mają się odbyć w jakimś terminie między 17 października a 9 listopada.