Roman Polański od 1977 roku jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości po tym, jak zbiegł z USA przed ogłoszeniem wyroku w sądzie w Los Angeles w sprawie o gwałt na 13-letniej Samancie Gailey (obecnie Geimer). Polański miał jej podać środek usypiający oraz alkohol, a następnie doprowadzić ją do stosunku seksualnego.
Na mocy zawartej wtedy ugody reżyser przyznał się - w zamian za oddalenie innych zarzutów - do uprawiania seksu z nieletnią. W ramach tej ugody spędził 42 dni w areszcie. Przed ogłoszeniem wyroku uciekł z USA w obawie, że sąd nie dotrzyma warunków ugody.
Żona Polańskiego przerywa milczenie ws. gwałtu
W miniony weekend Seigner udzieliła wywiadu stacji TF1. Rozmowa dotyczyła autobiografii aktorki, której premiera ma się odbyć w najbliższych dniach, ale padło również pytanie o zarzuty wobec Roman Polańskiego.
Kiedy poznałam mojego męża, wszystkie kobiety chciały się z nim przespać. Młode dziewczęta także. To było szaleństwo. Miał 52 lata, wyglądał jak 30-latek, był świetnym reżyserem. Przyciągał, nie musiał nikogo gwałcić - stwierdziła.
Wypowiedziała się także o samej Geimer, która miała paść ofiarą jej męża. - Była młoda, ale uprawiała już wcześniej seks, miała chłopaka, powiedziała Romanowi, że od czasu do czasu zażywa narkotyki rekreacyjnie, i tego dnia wzięli je wspólnie - zaznaczyła.
Seigner zaapelowała przy tym, aby nie osadzać sprawy gwałtu na nastolatce w dzisiejszych realiach, bo kiedyś były inne czasy i "panowało przyzwolenie" na takie zachowania. - Wiele się od tamtej pory zmieniło. Tamte czasy nie muszą nam się podobać, ale tak właśnie wyglądały. Zajmijmy się prawdziwymi drapieżnikami, ludźmi niebezpiecznymi dla społeczeństwa - dodała.
lena
